[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dy mu zaświadczał, jak to pan Pukielnik młodszy powiadał, że o świcie nazajutrz
gdzieś się dalej wybiera. A jak i gdzie, jego rzecz. Aż w końcu złościć się począł
175
i o policji coś tam wykrzykiwał, ale nic tym nie zyskał, bo o panu Pukielniku młod-
szym nikt tu nic nie wiedział i nie wie. Pojechał sobie w końcu i słyszę, że jeszcze
całe badanie we wsi i u żydów przeprowadzał. Samom ciekawa, co też to osobliwe
zniknięcie młodszego pana Pukielnika może oznaczać, ale wdawać się w to nie
będę.
Oderwawszy wzrok od tekstu, zdumiona Justyna poczuła zaciekawienie nie
mniejsze niż panna Dominika. Cóż to był za dziwoląg jakiś? Facet znikł tajemni-
czo i nic z tego nie wynikło? Czemuż ten zaniepokojony ojciec o policji tylko wy-
krzykiwał zamiast oficjalnie zgłosić zaginięcie i zażądać poszukiwań? A, prawda,
zamieszanie powojenne jeszcze zapewne panowało i możliwe, że ginęło tak wię-
cej osób. . . Z drugiej jednakże strony ostatnim pewnym miejscem pobytu pana
Pukienika młodszego był Błędów i coś to powinno oznaczać. Zabił go tam ktoś
czy co? A ten koń z dwukółką gdzieś tam przybłąkany, nikt już nawet gadania
o nim nie pamiętał. . . ?
A może naprawdę obaj Pukielnikowie wdawali się w interesy tak śliskie, że
woleli na siebie uwagi nie zwracać. . . ?
Ze zwiększonym zainteresowaniem wróciła do diariusza.
22 kwietnia
%7ładnej pociechy już z Madejowej nie mam, nogami ledwie powłóczy i na zęby
strasznie cierpi, których najmniej połowy brakuje.
Czeladnik Jasiński dobrym nabytkiem się pokazał, żre tylko strasznie dużo. No,
niech mu będzie, sama widzę, że chudy jak szczapa. Na próbę kazałam od stolika
karcianego zacząć i nie ma co skrytykować, stolik jak nowy. Fornir nawet Jasiński
zrobić potrafi, a pni suchych dosyć leży, też przed Niemcami uratowanych. Zapłaty
wcale nie chce, za życie i odzienie woli pracować, czemu się wcale nie dziwię przy
tych cenach głupich. . .
O Jasińskim dużo panna Dominika pisała, bo okazał się istną perłą. Za to Po-
ldzio zgorszenie wywołał i nie pozwolił jej dalej za niemoralność oczu zamykać,
bo wśród nieprzeliczonych jego podrywek znalazła się i taka, której mąż niepo-
trzebnie z wojny wrócił, nadprogramowy przychówek zastając. Ledwo załago-
dzono sprawę, już wieści nadeszły o nowej wojnie z Moskalem. . .
. . . Nie dosyć, że koniec świata nad nami wisi, to jeszcze trzy kury gdzieś po
176
zakamarkach się niosą i jajek od nich znalezć nie można. . .
Pisała rozpaczliwie panna Dominika, po czym, po Cudzie nad Wisłą, ulgi do-
znała ogromnej i podwójnej.
30 sierpnia
Nim wieści doszły, małośmy tu do reszty głów nie potracili. A oto cud boski
nas od klęski ostatecznej uratował, chwała Panu na wysokościach! Polskie wojska
całkiem tych Moskali pobiły i już teraz oni nie wrócą. Aż prawie przyjść do siebie
nie mogę z tej ulgi wielkiej, bo i kury pobłąkane się odnalazły. Gniazda sobie
porobiły w żarnowcu, co resztki siana omotane na nim zostały, i żeby nie pies, co
ludzie spostrzegli, że po jajku się oblizuje, do zimy bym tak stratę miała.
Kuzynka Matylda jesienią zjechała i znów zaprezentowała denerwującą fa-
naberię. Zabroniła Jasińskiemu odnawiać meble w bibliotece, chyba że przy niej
samej, a to nie wiadomo kiedy nastąpi. . .
No i proszę, dotarła Justyna do czasów, których już prababcia w pamiętniku
nie uwzględniła, i od razu wystąpiły perypetie z biblioteką. Ciekawe, czego też
jeszcze dowie się z diariusza panny Dominiki.
Ze wzruszeniem przeczytała opis kuligu prawie takiego jak za dawnych do-
brych czasów, zepsutego tylko nowomodnym wynalazkiem, mianowicie dwoma
automobilami, które co i raz to zaczynały się pokazywać. Całą rodzinę, wówczas
młodą, wśród gości znalazła. Dowiedziała się, że Jasiński sponiewieraną Władzię
poślubił, pretensji do niej o wojenne nieszczęście nie żywiąc, że w karczmie pobili
się okropnie przez dziewkę jedną, że przedwojenna kłaczka ozrebiła się ponownie
tym razem kłaczka, że na to przyjechał kuzyn Mateusz, szampana ze sobą przy-
wiózł i pannie Dominice zdrowie konia kazał pić. Do tego jeszcze ostatki lodu
musiała wydostać by owego szampana ochłodzić.
28 czerwca
Obie córeczki pani Dorota mi przywiozła, żeby pobyły i nie wiem dlaczego.
Podobno gospodarstwa przy mnie mają się uczyć, a toż dzieci zaledwie, Helenka
lat dziesięć, a Justysia osiem sobie liczy. . .
Przez długą chwilę Justyna nie wiedziała, o kim mowa, aż uświadomiła sobie
nagle, że czyta pierwszą wzmiankę o sobie. Chociaż nie, drugą chyba, już raz jej
matka z dziećmi w Błędowie była. . . ? No tak, nie została tam z imienia wymie-
177
niona, ponadto ileż lat miała? Dwa? Cztery. . . ? Nic jej w pamięci nie zostało. . .
Ten drugi pobyt natomiast stanął jej w oczach, jakby miał miejsce przed mie-
siącem zaledwie. Obie z Helenką guwernantką na piętrze zamieszkały, w gościn-
nych pokojach i od pierwszego dnia wystąpiły kontrowersje między opiekunkami.
Panna Dominika obowiązek wdrożenia młodych dam w tajniki gospodarstwa do-
mowego potraktowała poważnie, guwernantka natomiast. . . zaraz, któraż to by-
ła. . . ? Klara chyba. . . ? Nade wszystko przedkładała wychowanie salonowe i wi-
zytę w kurniku uważała za coś w rodzaju obrazy osobistej. Nie wspominając już
o chlewie. Pobyty i udział w szumowaniu syropu usiłowała podstępnie ograni-
czać. . .
Jakże, to w tamtych czasach chyba osobiście była świadkiem sporządzania
przez pannę Dominikę rachunków codziennych. Jajek 89, mleka 61 garncy, śmie-
tany od cetryfugi 7 i pół garnca. Na masło poszło 5 garnców, z czego jest półtora
funta. . .
Zbiór owoców codzienny był też zapisany, truskawki pamiętała doskonale,
szły na suche konfitury, funty owocu, funty cukru. . . Obie z Helenką drylowały
czereśnie i wiśnie specjalną szpilką do włosów. Czereśnie i wiśnie to nic, przypo-
mniało jej się drylowanie porzeczek. . . I agrestu!
Przez długą chwilę, wpatrzona w przestrzeń, wspominała owe chwile, zarazem
straszne i piękne. Boże jedyny, ileż czasu człowiek miał na te upiorne i cudow-
ne zajęcia. . . Dobrzej, że panna Dominika czasów współczesnych nie dożyła, bo
szlag by ją trafił co najmniej pięć razy, a z drugiej strony szkoda. Kilka takich
nieśmiertelnych panien Dominik i niebiańskie artykuły spożywcze nie zginęłyby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]