[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobra. - Chwycił torby, jakby nic nie ważyły, i szybko
ruszył w kierunku domu.
Joanna ostrożnie wprowadziła samochód do garażu. Jason
najwyrazniej jest w doskonałym nastroju. Może jego
niedawny wybuch był rzeczywiście jedynie wyrazem
przelotnego młodzieńczego buntu?
- Kupiłam ten turecki chleb, który tak lubisz -
powiedziała, kiedy rozpakowywali torby.
- Zwietnie - odrzekł z szerokim uśmiechem.
- Jesteś dziś w dobrym humorze - stwierdziła lekkim
tonem.
- Dostałem się do pierwszego składu drużyny w
szkolnych zawodach sportowych.
- To wspaniale!
- Też tak myślę. Tata był dobrym sportowcem, prawda?
Joanna natychmiast spoważniała.
- Twój ojciec był urodzonym sportowcem. Ty go bardzo
przypominasz.
- Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy odszukać jego
stare zdjęcia. Zwłaszcza te, na których jest sfotografowany
jako kapitan drużyny rugby.
- Oczywiście. - W tej samej chwili rozległ się dzwonek u
drzwi. - Otworzysz? Ja zacznę szykować kolację.
Wyjęła sałatę z lodówki i oddzieliła kilka zielonych liści,
żeby je opłukać. Dopiero po chwili usłyszała odgłos
energicznych kroków w korytarzu. Westchnęła z
niezadowoleniem. Nie jest w nastroju do przyjmowania gości.
Osuszyła dłonie papierowym ręcznikiem i podniosła
wzrok. W drzwiach zobaczyła wysoką, męską postać.
- Och... - Policzki zapiekły ją żywym ogniem. - Matt...
ROZDZIAA PITY
- Cześć, Joanno.
- Czy coś się stało? - Nerwowo przełknęła ślinę.
- Myślałem, że do mnie zadzwonisz. - Splótł ramiona na
piersi i oparł się o kuchenną szafkę. Spojrzał na Jasona, który
stanął u boku matki. - A jeśli można zapytać, co się z tobą
działo dzisiaj po południu? Nie pokazałeś się na treningu.
- Nie miałem ochoty - oznajmił chłopak gniewnie.
- To nie jest wytłumaczenie. - Matt uśmiechnął się
ponuro. - Opuszczanie treningów nie pomaga w utrzymaniu
się w drużynie.
- Odczep się ode mnie! - wybuchnął Jason.
Zaległa śmiertelna cisza, a po chwili chłopak odwrócił się
na pięcie i wybiegł z kuchni. Joanna zbladła.
- Bardzo cię przepraszam - wyszeptała. - To takie do
niego niepodobne...
- Nie przejmuj się - odrzekł Matt opanowanym głosem. -
Gorzej już do mnie mówiono.
Jak może się nie przejmować? Miała ochotę krzyczeć, ale
nie pozwalało jej na to zaciśnięte gardło. Sztywno usiadła na
krześle, a Matt zajął miejsce obok.
- Joanno, to przecież nie twoja wina - powiedział cicho.
Potrząsnęła głową, nadal wstrząśnięta zachowaniem syna.
W pracy nieraz miała do czynienia z nastolatkami, którzy
zboczyli z właściwej drogi. Czyżby Jason miał do nich
dołączyć?
- Matt, może lepiej będzie, jak sobie pójdziesz?
- Za chwilę. - Wziął ją za ręce i zaczął je odruchowo
gładzić. - Kiedy Jason otworzył mi drzwi, od razu
zauważyłem jego wrogość. Może wiesz, co się z nim dzieje?
Joanna zagryzła wargi.
- To skomplikowana sprawa.
- Więc powiedz mi. Potrząsnęła głową.
- Nie tutaj i nie teraz.
- Dobrze... - Uścisnął jej ręce i cofnął się. Przez chwilę
patrzył na nią w zamyśleniu, a potem zapytał: - Czy jutro
znajdziesz trochę czasu, żeby ze mną porozmawiać?
Podniosła głowę i z drżeniem wciągnęła powietrze.
- Będę wolna między pierwszą a drugą po południu.
- Zwietnie. Przyjadę po ciebie do przychodni i przywiozę
coś na lunch. Pojechalibyśmy nad rzekę.
Kiedy wyszedł, Joanna otworzyła butelkę wina, nalała
sobie kieliszek i usiadła przy kuchennym stole. Co za okropna
sytuacja. Ciężar samotnego macierzyństwa zaczynał ją
przytłaczać.
Wypiła niecałe pół kieliszka, po czym zdecydowanym
krokiem udała się do pokoju Jasona. Energicznie zapukała.
Drzwi uchyliły się nieco.
- Jasonie, proszę, pomóż mi robić kolację.
- Czy on już sobie poszedł?
- Jeśli mówisz o Matcie, to owszem, poszedł jakiś czas
temu - odrzekła sztywno.
Jason niechętnie poszedł za matką do kuchni.
- Przepraszam.
- Sądzę, że raczej powinieneś przeprosić Matta. - Joanna
położyła steki na grillu.
Chłopak zaczerwienił się. Był wyraznie zmieszany.
- On nie ma prawa się tu rządzić - odrzekł z urazą.
- A próbował to robić? - Joanna z trudem zachowywała
spokój.
- Tak mi się wydaje. On nie jest moim ojcem!
Wstrząśnięta, spojrzała na syna, szeroko otwierając oczy.
A więc to o to chodzi.
- Matt wcale nie próbuje być twoim ojcem, na litość
boską! Twój ojciec nie żyje - uprzytomniła mu brutalnie.
Nie pamiętała, jak przetrwali razem kolację. Po posiłku
Jason w milczeniu pozmywał naczynia i poszedł do siebie
odrabiać lekcje. Ona wypiła jeszcze jeden kieliszek wina,
który tylko wywołał silny ból głowy.
- Och, Jason! - westchnęła.
Do oczu napłynęły jej łzy. %7ładne z nas nie będzie dziś
dobrze spało, jeśli pozostawimy całą sprawę bez wyjaśnienia,
pomyślała. Za wszelką cenę chciała utrzymać dobry kontakt z
synem. Postanowiła przejąć inicjatywę i wyciągnąć rękę do
zgody. Zobaczyła, że światło w pokoju chłopca nadal się pali,
więc zapukała do drzwi i wsunęła głowę do środka.
- Znalazłam zdjęcia twojego taty. Jeśli chcesz, przejrzymy
je razem. Może będziesz chciał któreś z nich oprawić w
ramki...
Tego wieczoru Matt miał ochotę przeanalizować problemy
Joanny i Jasona, do których powstania niechcący się
przyczynił. Musiał jednak uporać się z zaległą robotą
papierkową, obmyślić kolejne spotkanie z grupą rzucających
palenie i zastanowić się nad jedną z młodych zawodniczek,
która najprawdopodobniej cierpiała na anoreksję. Od jakiegoś
czasu szykował się do rozmowy z jej matką.
Westchnął ciężko i przeczesał włosy dłonią. Przydałaby
mu się w zespole lekarka. Taka jak na przykład Joanna...
Następnego dnia przyjechała do pracy wcześnie. Jej
stosunki z synem niemal wróciły do normy, ale czuła, że
jeszcze wiele muszą sobie wyjaśnić. Miała nieuzasadnione
poczucie, że go zawiodła. Doszła do wniosku, że musi za
wszelką cenę odzyskać zaufanie chłopca.
- Dzień dobry, Joanno - powitała ją rozpromieniona
Steffi.
- Obcięłaś włosy! - Przyjrzała się z uznaniem nowej
fryzurze recepcjonistki. - Zlicznie wyglądasz. - Dziewczyna
była teraz krótko ostrzyżona, co podkreślało delikatne rysy jej
twarzy i wielkie, zielone oczy.
- Dzięki - odrzekła skromnie Steffi. - Di załatwiła
fryzjerkę, która przyszła do nas, żeby ostrzyc mamę, a przy
okazji zajęła się mną.
- Doskonała fryzura. A skoro mowa o twojej mamie, to
znam kogoś, kto by mógł z nią od czasu do czasu zostać,
żebyś ty mogła gdzieś wyjść.
- A kto to taki?
- Ja.
- Ty? - Oczy Steffi zrobiły się okrągłe. - Przecież ty masz
tak mało czasu.
- Będę miała go więcej, jeśli lepiej się zorganizuję. -
Ruchem dłoni powstrzymała dalsze protesty dziewczyny. -
Wczoraj wieczorem odbyłam długą rozmowę z synem.
Dowiedziałam się, że tęskni za dziadkami, którzy zostali w
Canberze.
Steffi skinęła głową i wsparła się na łokciach.
- Rozmawialiśmy o wielu sprawach - ciągnęła Joanna. -
Na przykład o tym, że nigdy nie doświadczył obecności ojca.
Oczywiście, jakoś dawaliśmy sobie radę, wiele osób nam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]