[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ktoś ją postrzelił. Pewnie podeszła za blisko do czyjegoś
stada.
- Nigdy nie miałam do czynienia z kojotem.
- Nie obawiaj się. Zaszczepiłem ją przeciwko
wściekliznie. Wez kaganiec. Przeniesiemy ją tutaj.
Położyli zwierzę na stole operacyjnym. Trip obejrzał je
dokładnie, a Brenna przyjrzała się ranie w łapie.
- %7łyje, ale czarno to widzę-ocenił doktor Hart.
Umyli ręce przed operacją, oczyścili ranę i wygolili sierść
wokoło.
- Dziwię się, że Dwight nie zastrzelił jej po bójce z ow
czarkiem - oświadczyła Brenna, wiedząc, że ranczerzy niena
widzą zgłodniałych band kojotów polujących na cielęta, jag
nięta i chory inwentarz.
- Byłem przy tym, więc Dwight nie ważył się sięgnąć po
broń. Zna moje zdanie o zabijaniu zwierząt Zresztą pies wyszedł
z tej potyczki bez szwanku. Dwight klął na czym świat stoi.
- Tak, on ma barwne słownictwo - zgodziła się Brenna
chichoczÄ…c.
- Wiesz, jak mnie nazwał ostatnio, kiedy nas odwiedził?
- Da się to powtórzyć w porządnym towarzystwie?
- Niewątpliwie. Określił mnie jednym słowem: macho.
Odebrałem to jak obelgę.
- Widocznie miał swoje powody.
- Dyskutowaliśmy na temat loterii.
- A cóż ma wspólnego samiec z loterią?
- Więcej niż myślisz. Czy gdybyś wygrała milion dolarów
na loterii, rzuciłabyś pracę?
- Ja? Nigdy w życiu nie kupiłam losu żadnej loterii.
- JesteÅ› pewna?
- Absolutnie. - Zastanawiała się przez chwilę. - Zamiast
180 " SZÓSTY ZMYSA
kupować losy, oszczędzałam, aby pewnego dnia przystąpić do
spółki z innym weterynarzem.
Zapadła cisza. Wreszcie Trip podniósł wzrok.
- Nie ze mną - oznajmił cicho.
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Moglibyśmy pracować razem, Trip. Jestem pewna.
- To nie byłoby partnerstwo.
- Nieważne. Przynajmniej porozmawiajmy teraz o tym.
Proszę. Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinnam ci wspo
mnieć.
Zmarszczył brwi.
- O czym?
- To sprawa osobista. Ale najpierw skończmy operację.
Wyjmijmy kulÄ™.
Mrowienie. Wibracje. Silniejsze niż kiedykolwiek. Brenna
wstrzymała oddech. Zwiat zewnętrzny zdawał się znikać we
mgle. Zstąpił na nią wielki spokój. W dłoniach poczuła żar i siłę.
- Nie, ona nie zdechła. Jeszcze nie...
Położyła jedną rękę na głowie zwierzęcia, drugą zaś na jego
boku. Zamknęła oczy.
- Brenno, co robisz? Ona nie żyje.
Głos Tripa dobiegał z oddali.
- Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj jej - szepnęła.
- Brenna?
Nie odpowiedziała. Skupiła się cała na przekazaniu energii
bezwładnemu kojotowi, który nagle drgnął, raz i drugi, a po
tem zaczął oddychać.
Siły ją opuściły. Oszołomiona, otworzyła oczy. Potrząsnęła
głową i zdjęła dłonie z przywróconego do życia zwierzęcia.
Blady Trip patrzył na nią, nie mogąc wydusić słowa.
- O tym właśnie ci nie powiedziałam.
ROZDZIAA
12
Trip przeniósł zdumiony wzrok z Brenny na samicę kojota
leżącą na stole operacyjnym.
- Widziałem na własne oczy! Ona nie żyła! Co zro
biłaś'...?
- Wyjaśnię ci, kiedy skończymy.
Pokręcił głową. Oczy mu pociemniały.
- Nie wierzę. Co właściwie zrobiłaś?
- Trip, musimy zaszyć ranę. Skupmy się na razie na tym.
Zacisnął usta i podał nici. Co kilka szwów Brenna zerkała na
jego posępną twarz. Z idealną precyzją podawał potrzebne na
rzędzia. Nie padło ani jedno słowo. Stanowili wspaniale zgrany
duet. Jako lekarze, jako kochankowie. Czy wkrótce ich współ
praca miała się zakończyć? Na myśl o tym ręka Brenny zadrżała.
Po założeniu ostatniego szwu ściągnęła rękawice.
- Zacznę przygotowywać kolację, a ty poczekaj, aż zwie
rzÄ™ siÄ™ ocknie.
Skinął głową, lecz nie rozchmurzył się. Niebawem przy
szedł do kuchni. Brenna obierała ziemniaki i skrobała mar
chew nad zlewem.
182 " SZÓSTY ZMYSA
- Jest jeszcze lekko otumaniona, ale dochodzi do siebie
- stwierdził, otwierając lodówkę. - Chcesz piwo?
- Nie, dzięki.
Usiadł przy stole i otworzył puszkę.
- No, słucham - burknął.
Brenna wytarła ręce i postawiła krzesło naprzeciwko.
- Ja... - wzięła głęboki oddech - wiem, co sądzisz o ta
kich ludziach jak ja. O cudownych uzdrowicielach.
- Uzdrowicielach - powtórzył z rezerwą.
- Tak. Zdarza mi się to dość często. To znaczy moim
rękom. - Położyła je na obrusie w czerwoną kratę. - Dotknij
ich teraz.
Cofnął się odruchowo, jak gdyby Brenna mogła go czymś
zarazić.
- Co dalej. SÅ‚ucham.
Była zrozpaczona. Przez wiele tygodni dotykał jej ciała
w najintymniejszy sposób i oto nagle obawiał się czegoś irra
cjonalnego. Zachowywał się jak koledzy Brenny z San Jose.
- Zazwyczaj ręce są zupełnie normalne. Tylko czasem
czuję w palcach ciepło i mrowienie. I wtedy coś dzieje się ze
zwierzętami, które leczę. Rany goją się szybciej. Znikają guzy.
Czasem po prostu pacjent siÄ™ uspokaja.
- Jak Trixie.
- Właśnie. To dzieje się bezwiednie, całkiem naturalnie.
Od roku. Z początku nie rozumiałam tego zjawiska. Mój psy
chiatra skontaktował mnie z innym uzdrowicielem, kobietą.
Poddano jÄ… badaniom na Uniwersytecie Stanford. Howmedica
Plant to nie wariatka czy nawiedzona. Ona nie tylko widzi
aurÄ™, lecz...
- Oszczędz sobie. - Trip poderwał się na nogi. - Nasłu
chałem się o tych bzdurach od Suzanne. Aura, życie po śmier-
SZÓSTY ZMYSA " 183
ci, horoskopy, mantry i tak dalej. Przy okazji, jaka jest twoja
mantra?
Brenna wstała i zacisnęła pięści.
- Nie mam mantry.
- Nie kontemplujesz istnienia? Jeszcze parę spotkań
z Howmedicą i zaczniesz. Podobne świry wciągnęły Suzanne
i zabrały jej pieniądze, a właściwie moje pieniądze. Pod
dały ją praniu mózgu, a potem odjechała w siną dal razem
z dzieckiem.
- Trip, możemy o tym rozsądnie porozmawiać.
- Rozsądnie? O tych niedorzecznościach? Doskonale
wiem, co o tym wszystkim sądzić. Myślisz, że jesteś uzdro
wicielem. ..
- Nie myślę. Wiem. Widziałeś dowód.
- Może tak, może nie. Może instynkt życia był tak silny,
że wyrwał kojota z zapaści.
- A Trixie?
- Pewnie woli mieć do czynienia z kobietą niż z właści
cielem czy ze mnÄ….
- Nie przekonałeś mnie. Są też inni świadkowie. Wetery
narze z kliniki w San Jose pozbyli się mnie po sześciu latach
współpracy, bo się bali. Tak jak ty. Zastanów się. Nie da się
wyjaśnić wszystkich zjawisk natury w sposób racjonalny.
Dlatego uczeni badajÄ… takie przypadki jak HowmedicÄ….
Trip wypił łyk piwa.
- Wiele różnych rzeczy dzieje się na świecie - oświadczył
gorzko. - Drzewo przygniata człowieka i nielitościwy los
przecina jego karierę zawodową. Lekarka, która go zastępuje,
mydli mu oczy gadkami o nadziei, miłości i wynalazkach
w łóżku. I okazuje się takim samym pomyleńcem jak jego
184 " SZÓSTY ZMYSA
była żona. Seńorita, przez te tajemnicze bzdury straciłem już
żonę i córkę i nie zamierzam znów popełnić' głupstwa.
- Trip, ja nie jestem Suzanne. Chciałabym prowadzić pra
ktykę razem z tobą, chciałabym zrozumieć i rozwijać dar, jaki
posiadam, aby lepiej pomagać zwierzętom.
- Nie w mojej przychodni.
- Wolałbyś, żeby kojot zdechł? Ty, który ocaliłeś jelenia
podczas pożaru? Nie wierzę! Poza tym nie zrywam przecież
z tradycyjnymi metodami leczenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]