[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie, wyczuwał jej nastroje, zanim ona sama zdała sobie
z nich sprawę. Kiedy zachorowała, rzucił wszystko, by
jej pomóc.
No i potrafił doskonale całować.
Nie pamiętała, żeby kto inny tak na nią działał i tak ją
rozumiał. Odkąd straciła Marka, nie szukała męskiego
towarzystwa, nie interesowały jej związki ani wspólne
życie. Dopóki nie spotkała Jareda.
W głębi ducha musiała się przyznać sama przed sobą,
że jej uczucie do Jareda to było coś więcej niż zwykły
pociąg fizyczny. Od początku coś ją do niego przyciąga-
ło. Nie wiedziała, czy sprawiła to jego wewnętrzna siła,
uczciwość, czy to, że tak doskonale ją rozumiał.
Kiedy opowiedziała mu o chorobie syna, wielki cię-
żar spadł jej z serca. Jared trzymał ją za rękę, a ona czuła,
że łączy ich coś niezwykłego. Nie doświadczyła tego
z nikim, nawet z Markiem. %7ływiła wiele ciepłych uczuć
do Marka, ale Jared budził w niej inne, głębsze emocje.
Odsunęła się od niego, zaskoczona własnymi reak-
cjami, ale w tej chwili bardzo tego żałowała. Nie ro-
zumiała sama siebie.
Teraz wiedziała tylko jedno. Chce zobaczyć Jareda.
Musi się z nim spotkać, porozmawiać o swoich lękach
i obawach. Choćby po to, by usłyszeć jego głęboki,
dodający otuchy głos. Czy jest za wcześnie na telefon?
Rozdzwonił się budzik, a ona natychmiast usiadła
w pościeli i uciszyła go mocnym uderzeniem. Wezmie
prysznic, ubierze się i przed wyjściem zadzwoni do
Jareda. Nawet jeśli będzie zbyt zajęty, by iść z nimi do
szpitala, to usłyszy jego głos i na pewno poczuje się
lepiej.
98 LAURA IDING
Godzinę pózniej zebrała się na odwagę i wykręciła
jego numer. Po kilku sygnałach włączyła się automaty-
czna sekretarka, podając numer jego pagera. Szybko go
wybrała, w obawie, że jeśli chwilę zaczeka, to stchórzy
i zrezygnuje. Jednak do czasu, kiedy byli już gotowi do
wyjścia, Jared nie oddzwonił.
Czekanie było najgorsze. Choć sama pracowała w słu-
żbie zdrowia, z trudem znosiła wolno płynące minuty.
Wreszcie badania Tylera dobiegły końca. Teraz nie-
cierpliwie czekała na informacje od lekarza.
Pani Bennett? Jestem doktor Arlando. Dotychcza-
sowe rezultaty wstępnych testów wyglądają niezle, ale
jeszcze czekamy na opinię radiologa. Niestety, dopiero
pózniejszym popołudniem znajdzie czas, żeby się tym
zająć.
To znaczy dokładnie kiedy?
Cóż. Lekarz wzruszył ramionami. Pewnie pod
koniec dyżuru.
Czyli jeszcze cztery godziny. Czyżby ten człowiek
chciał ją skazać na cztery godziny nerwowego czekania
na wiadomość, która może całkowicie odmienić życie
jej i Tylera?
Czy nie można tego jakoś przyspieszyć? Bardzo
proszę. Zdesperowana chwyciła go za ramię. Czeka-
my na te badania od wielu tygodni. Muszę znać wyniki.
Zobaczę, co da się zrobić. Lekarz poklepał ją po
ramieniu, jakby była małym dzieckiem, i odszedł.
Zacisnęła dłonie w pięści i patrzyła za nim bezradnie.
Jeszcze cztery godziny. Jak ona to wytrzyma?
Wolała nie wracać do domu. Kupiła ulubione po-
trawy syna i zabrała go do parku na piknik. Tyler zupeł-
MIKKIE LDOWANIE 99
nie nie zdawał sobie sprawy z jej zdenerwowania i bez-
trosko szalał na placu zabaw. Kiedy po raz dziesiąty
w ciągu pięciu minut sprawdziła godzinę, zirytowana
zerwała zegarek z ręki i schowała go do kieszeni.
Nie wyobrażaj sobie najgorszego, strofowała się
w myślach. Przecież doktor Arlando wspomniał, że
wstępne wyniki wyglądają niezle. To dobry znak. Wy-
stawiła twarz do słońca, ciesząc się jego ciepłem. Po raz
pierwszy od wielu tygodni w jej sercu zapłonęła mała
iskierka nadziei. Kupi tort i lody, by mieć przy czym
świętować dobrą nowinę. Zaprosi też Jareda. Po drodze
do domu wstąpiła do sklepu spożywczego i do apteki.
Zwiatełko na automatycznej sekretarce mrugało mia-
rowo. Ktoś dzwonił podczas jej nieobecności. Szybko
przycisnęła odpowiedni guzik.
Shelly? Tu Jared. Bardzo chciałbym z tobą poroz-
mawiać. Zadzwoń, kiedy wrócisz do domu.
Sam dzwięk jego głosu sprawił jej wielką przyjem-
ność. Jeszcze raz wysłuchała wiadomości i zachowała
ją, zamiast jak zwykle skasować. Stukając palcami
w blat stołu, zastanawiała się, czy zadzwonić. Nie, nie
teraz. Zaczeka, aż dostanie ostateczne wyniki badań.
Lekarz odezwał się dopiero wpół do szóstej. Nie
rozmawiał z nią długo.
Badania wykazały, że nerki pani syna funkcjonują
całkowicie prawidłowo.
Prawidłowo! Z triumfalnym okrzykiem odłożyła słu-
chawkę i wykonała dziki taniec radości.
Tyler jest zdrowy!
Mamo? Syn spojrzał na nią podejrzliwie. Ale
ty nie zwariowałaś?
Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się serdecznie.
100 LAURA IDING
Owszem, synku. Zwariowałam ze szczęścia. Zro-
bimy sobie święto. Gdzie są kapelusze karnawałowe?
Chwyciła go za rękę i pociągnęła do swojego pokoju.
Mam dzisiaj urodziny? dopytywał się sceptycznie,
kiedy znalazła stare pudełko z sylwestrowymi kapelusza-
mi i piszczałkami. Włożyła mu kapelusz na głowę, a sama
mocno dmuchnęła w piszczałkę. Skończyłem sześć lat?
Nie, to nie są urodziny. Ani twoje, ani moje wy-
jaśniła. Tyler nie miał pojęcia, jak bardzo przez ostatnie
tygodnie się bała, że jest poważnie chory, ale nie było
w pobliżu nikogo innego, z kim mogłaby świętować.
Po prostu mam ochotę na zabawę.
Jared. Nadeszła doskonała chwila, by zatelefonować
do Jareda. On zrozumie jej radość.
Ale i tym razem odezwała się automatyczna sekretar-
ka. Nie mogła się zdobyć na to, by zostawić wiadomość,
więc postanowiła zadzwonić pózniej. Włożyła płytę
kompaktową do odtwarzacza i wzięła Tylera za rękę.
No, kolego, tańczymy!
Chłopcu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
Ochoczo zaczął podskakiwać w rytm muzyki i głośno
śpiewać. Ona również tańczyła z zapałem.
W pewnej chwili zadął w piszczałkę tuż przed jej
nosem, by zwrócić na siebie jej uwagę.
Mamo, ktoś dzwoni do drzwi!
Naprawdę? Zciszyła trochę muzykę i pląsając,
podeszła do wejścia. Serce uderzyło jej mocniej, kiedy
na progu zobaczyła Jareda.
Cześć! Powitała go szerokim uśmiechem i o-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]