[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tego dnia nie pracowała już wieczorem, lecz poszła
wcześnie spać. Kiedy się obudziła, był deszczowy ranek, ale
mimo to życie wydało jej się piękne. Czuła się zdecydowanie
lepiej, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Praca zawodowa
nie mogła wystawić jej na takie próby, jakie musiała przebyć
w ostatnich tygodniach, tego była pewna.
W podobnym niezmąconym nastroju przeżyła dwa
następne dni, a trzeciego wieczorem doręczono jej list
polecony od Nicka. Zadowolona z samej siebie, że od razu
przekazała telegraficznie nowy adres, zamknęła się w pokoju i
niecierpliwie rozerwała kopertę, ale już po przeczytaniu
pierwszej linijki opadła bez sił na krzesło.
Miałem tu dwoje gości, a każdy z nich chciał dowiedzieć
się jednego: kim jest mężczyzna, w którym się zakochałaś."
No cóż, to chyba oznaczało koniec znajomości z Jackiem
Levinem o ciepłych, pełnych wesołych ogników oczach, w
którego obecności czuła się tak bezpiecznie, jak nigdy do tej
pory. Jack przecież obawiał się wszelkich związków, bez
względu na to, jak romantyczną przybrałyby formę, nie zechce
więc po tym wszystkim zamienić z nią słowa...
Oszołomiona wpatrywała się w list, dopóki jej wzrok nie
odnalazł zwrotu "na szczęście".
Na szczęście zadzwoniono z hotelu, zatem miałem dość
czasu, aby Jacka pod byle pretekstem wyprawić ze sklepu.
Pierwszym gościem była kobieta. Rozmawiała z dyrektorem
hotelu, próbując się dowiedzieć, z kim jej pokojówka" mogła
nawiązać kontakty. Miał jej powiedzieć, że podziwiała ozdoby
wykonane przez Jacka, kupiła kolczyki i pytała o drogę do
jego sklepu. Od recepcjonisty dowiedziała się też, że
pokojówka" wyprowadziła się po przespaniu jednej nocy. Na
wszelki wypadek zadzwoniłem do motelu, gdzie się
zatrzymałaś, i prosiłem, aby nic o Tobie nie mówiono.
Ledwie skończyłem rozmowę telefoniczną, a przyszedł do
mnie przystojny mężczyzna i powiedział, że jego narzeczona
coś podziwiała w tym sklepie, a on chciałby jej zrobić
niespodziankę. Koszty nie grają roli."
Cindy uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Przecież Anne
podziwiała jej lampę, a ona sama opowiadała o jeszcze
piękniejszej, na którą nie było jej stać!
Następna linijka listu spowodowała, że wybuchnęła
śmiechem:
Sprzedałem mu jakieś szkaradzieństwo, które całkiem
przypadkowo znalazło się w sklepie Jacka, mało tego,
podyktowałem zawrotną cenę. Oczywiście zapewniłem go, że
w nieznajomej od razu rozpoznałem Cindy Slater."
Cindy odrzuciła głowę na oparcie fotela i zamknęła oczy.
Jakie to wszystko było okropne! Oczywiście tym przystojnym
mężczyzną był Ross. Nick pisał, że zaraz po nim pojawiła się
u niego pani Slater i zaczęła go wypytywać, co mówiła jej
pasierbica, ale on powiedział jej tylko, że spytała, czy jej
ojciec nie cierpiał przed śmiercią.
Cindy jeszcze raz przeczytała list, a potem go spaliła.
Przechowywanie listów okazało się luksusem, na który nie
mogła sobie już pozwolić. Lęk, że mogą zostać wykradzione,
był większy niż przyjemność z ich posiadania.
Anne spodziewano się dopiero w czasie kolacji. Cindy
miała do wyboru: albo usiąść z nią przy jednym stole i
udawać, że nic nie wie, albo iść do restauracji i wydać
pieniądze, bo przecież nie dało się głodować na okrągło.
Pośredniej drogi nie było, więc w końcu zdecydowała się
na torturę wspólnego posiłku. Przełknąwszy ostatni kęs,
próbowała wymknąć się chyłkiem, lecz Anne wybiegła za nią
do hallu:
- Cindy, chcę z tobą porozmawiać. Powiem ci, gdzie
byłam i dlaczego.
Cindy obrzuciła ją niechętnym spojrzeniem.
- Nie obchodzi mnie, gdzie byłaś i po co - rzekła z
udawaną nudą w głosie. - Zachowaj dla siebie swoje powody.
Ja ze swej strony nie mam ci nic do powiedzenia, za to pan
Crider będzie zainteresowany rozmową z tobą.
- Crider!
- Muszę ci tylko przypomnieć o jednym: jestem
pełnoletnia i mam takie samo prawo wieść prywatne życie w
domu mego ojca jak ty.
- Pewnie mi nie uwierzysz, jeśli ci przysięgnę, że...
- Oczywiście, że ci nie uwierzę, i tak już zostanie.
Ostrzegłam cię, gdy próbowałaś zabrać mi sukienki, ale już
nigdy tego nie zrobię. Po prostu będę działać natychmiast.
Miała za sobą już połowę schodów, a Anne dopiero
otrząsnęła się z szoku.
- Ależ Cindy, musisz mnie wysłuchać! Powiem ci całą
prawdę o mej podróży na północ. Ross bardzo cię kocha, a ty
tak zle się z nim obeszłaś. Jest przekonany, że gdy
wyjechałam, poznałaś w Rouge jakiegoś miłego chłopca.
- No cóż, to jedyny logiczny wniosek, jaki mógł
wyciągnąć po tym, gdy zapisałam się do szkoły handlowej -
powiedziała cierpko Cindy. - Poza tym ile godzin byłam w
Rouge, jak myślisz?
- Och, aż tak to się tobą nie zajmowaliśmy. Bardziej
interesował nas ten mężczyzna, którego tam poznałaś.
Ostatecznie nazywasz się Cindy Slater i ten młody człowiek
mógłby pomyśleć... - Wyraz twarzy pasierbicy kazał jej urwać
w pół słowa.
- W takim razie to nie najlepiej świadczy o samym
Rossie. Skoro mogę być dla mężczyzny atrakcyjna tylko
dlatego, że jestem córką milionera, to jaki z tego wniosek?
Nie czekając na odpowiedz poszła do swego pokoju i
próbowała zająć się pracą, ale nie pozwoliła jej na to Jemalee.
Wtargnęła bez pukania i zawołała już od progu:
- Wyobraz sobie, co znalazłam! Jak myślisz, gdzie są
twoje rzeczy? W pokoju Anne!
Cindy wzruszyła ramionami, a spojrzawszy na stojącą na
biurku lampę musiała pomyśleć o Nicku i mruknęła:
- Charakter jest wpisany w los.
- Co mówisz? - Jemalee spojrzała na nią nie rozumiejąc.
- Nic takiego, po prostu tylko to, że nikt z was nie musi
siedzieć z założonymi rękami i lamentować. Gdybyście
naprawdę chcieli, moglibyście zacząć nowe życie.
- Ty masz chyba wizje! - obruszyła się Jemalee i wyszła
bez pożegnania.
Cindy chciała spędzić sobotnie popołudnie z Margaret i
Edem w ich domku nad jeziorem. Ze swym zamiarem nie
kryła się nawet przed panią Hampton, co spowodowało, że w
chwilę potem przyszła do niej Anne i niemal błagalnie zaczęła
prosić:
- Cindy, tak bardzo chciałam, abyś mi jutro pomogła.
Wydajemy uroczystą kolację dla ekipy kierowniczej
Zakładów Slatera i potrzebujemy kogoś, kto by się zajął
Kurtem. Ostatnio dużo pije.
Cindy uśmiechnęła się słodko.
- To w takim razie zaproś wszystkich na obiad. O tej
porze Kurt jest jeszcze w miarę trzezwy. Zresztą nie
wyobrażam sobie, że Kurt, mając do dyspozycji całą baterię
butelek, wybierze moje towarzystwo.
- Na każdym kroku mnie rozczarowujesz.
- Masz rację. Może powinnaś zwolnić swego detektywa,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]