[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pilne.
Chase potwierdził jej słowa skinieniem głowy i zwrócił się
do gościa:
- Sylvie, jestem akurat w trakcie dyskusji nad projektem.
Może to, z czym przyszłaś, omówimy pózniej, u Cosmy?
Przemierzyła pokój i do kryształowej wazy stojącej na kre-
densie włożyła kwiaty z balonikami.
87
S
R
- Nie ma sprawy. Przechodziłam obok i wpadłam na chwi-
lę tylko po to, żeby podziękować. - Przygładziła dłońmi przód
sukienki i wsunęła za ucho kosmyk jasnych włosów, opadający
na czoło. - Wszystko gra oznajmiła z wymuszonym uśmie-
chem, omiatając wzrokiem cały pokój i starannie unikając po-
staci Chase'a i Gwen. Na policzkach Sylvie wykwitły rumień-
ce.
Chase zapytał:
- Co?
Spojrzenie Sylvie spoczęło na Gwen i zaraz potem prze-
niosło się na jego twarz.
- To. Przecież wiesz. Chodzi o przysługę, którą wy świad-
czyłeś mi dwa tygodnie temu. Wszystko gra. Stało się to, co... co
miało się stać. Przechodziłam obok, więc wpadłam, aby ci po-
dziękować - powtórzyła.
Chase'a ogarnęła nagle ogromna radość.
- To znaczy, że... że jesteś... - Tym razem on przenosił
wzrok z jednej kobiety na drugÄ….
- Na pewno jesteÅ›... ?
- Tak - odparła Sylvie. - Na pewno. Zrobił krok w jej
stronÄ™.
- Sylvie... Przerwała mu szybko.
- Chciałam tylko podziękować.
Nie czekając dłużej, ruszyła w stronę drzwi. Kiedy za-
mykała je za sobą, pod wpływem ruchu powietrza poderwały
się do lotu przywiązane do bukietu różnobarwne baloniki.
Wyglądała na zachwyconą tym, co się stało, pomyślał Cha-
se. I dumną. Lecz także na zranioną.
Wiedział, że jej smutek nie ma nic wspólnego ze stanem, w
jakim się znajdowała. Był wywołany zupełnie innym faktem.
88
S
R
Bo on poprosił ją, żeby wyszła, zanim zdążyła oznajmić mu
radosną wiadomość, a sam został z Gwen.
- Och, co za interesująca osóbka - z przekąsem odezwała się
Gwen, kiedy przeciągająca się cisza zaczęła stawać się kłopo-
tliwa.
- Tak.
- Nie powinnam chyba pytać, o co chodziło.
- Nie, nie powinnaÅ›.
Jeszcze nigdy w życiu Chase Buchanan nie czuł się tak roz-
darty wewnętrznie. Serce nakazywało mu wybiec natychmiast z
pokoju, dogonić Sylvie i wypytać ją o wszystkie szczegóły.
Rozsądek natomiast wymagał, żeby pozwolił jej odejść. Miał
przecież służbowe spotkanie, dotyczące najważniejszego pro-
jektu jego życia. A to oznaczało konieczność spędzenia z Gwen
reszty popołudnia, bo pozostało im do omówienia jeszcze wiele
spraw, a potem mozolne ślęczenie przez cały wieczór nad obli-
czeniami i rysunkami, by wszystko sprawdzić i wprowadzić
ewentualne końcowe zmiany. Ostateczne, gdyż do realizacji
projektu miano przystąpić natychmiast.
Nie miał więc czasu dla Sylvie Venner. Postanowił nadal
zajmować się pracą, pracą i tylko pracą.
To prawda, że pozwolił sobie na mały wyłom w niezwykle
unormowanym życiu. Kochał się z piękną dziewczyną i było to
wspaniałe doznanie, jedyne w swoim rodzaju. Zwiat złudzeń i
fantazji, w którym wówczas się znalazł, dał mu pojęcie o tym,
jak mogłoby się zmienić jego życie. Ale na tym koniec.
Był biznesmenem, a nie człowiekiem spotykającym się z
kobietą i chcącym zostać ojcem rodziny. Wszystkie swe siły po-
święcał pracy. W niej bowiem odnajdywał satysfakcję, z nią w
pełni się identyfikował. Za nic nie porzuciłby dotychczaso-
89
S
R
wego trybu życia. Dla nikogo. Zdaniem Chase a, Sylvie Ven-
ner była sympatyczną dziewczyną. I z pewnością urodzi sym-
patyczne dziecko. W ich życiu jednak nie znajdzie się miejsce
dla niego. Gdyby przypadkiem zechciał w nie wkroczyć, było-
by to posunięcie nie fair.
Sylvie i dziecko zasługiwali na męża i ojca, który po-
święcałby im wiele uwagi i czasu, byłby z nimi, gdyby go po-
trzebowali, i nade wszystko przedkładał rodzinę. On, Chase
Buchanan, nie był takim człowiekiem.
Odwrócił się w stronę Gwen i uśmiechnął nieszczerze.
- Czeka nas jeszcze dziś sporo roboty - oznajmił. -Z lun-
chem miałaś dobry pomysł. Zjemy go razem. Odwołam umó-
wione spotkanie.
90
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
- Och, stajesz się okropnie ciężka.
Boso, w bieliznie, Sylvie stała na łazienkowej wadze.
Skrzywiła się, słysząc komentarz siostry. O1ivia i Zoey z nie-
dowierzaniem popatrzyły na liczbę kilogramów, przy której na
tarczy zatrzymała się wskazówka.
- Ogromnie utyłaś, aż nie do wiary - odezwała się Zoey. -
Zapomniałam, od kiedy dokładnie jesteś w ciąży?
- Od szesnastu tygodni.
Przyjaciółka z niedowierzaniem pokręciła głową.
- JesteÅ› tego pewna?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]