[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez zęby i pogwizdując cicho, dał sygnał do odwrotu.
Sprawdzimy właściciela domu i samochodu odezwał się w korytarzu, przy
drzwiach wyjściowych.
Zadzwonisz? Najwyrazniej Borg był na ty ze wszystkimi policjantami. Jakieś
kilkadziesiąt tysięcy ludzi, dla ścisłości.
Się wie potwierdził Kukułas. Obaj pożegnali się mocnym uściskiem dłoni. Ja
zostałem potraktowany oficjalnie: dobranoc i salut jak na defiladzie. Radiowozy odjechały,
a my ruszyliśmy w stronę subaru. Deszcz przestał padać i wydawało się, że za jakieś dziesięć
minut rozpocznie się wiosna, a to przecież rozkręcał się listopad, niestety.
Telefon Borga zadzwonił, kiedy byliśmy w drodze do centrum. Oparłem się o
zagłówek i zacisnąłem zęby. Moje ramię dopiero teraz naprawdę zaczęło boleć. Poza tym
czułem, że mam gorączkę.
Jest ranny Borg informował kogoś o mojej dolegliwości, jakby chodziło o godzinę.
Wyrolował nas, bo chyba dostał cynk, że za nim jedziemy... Tak, zadzwoń jutro
dokończył. Walewski... Martwi się o pana.
Znalazł coś?
Nic, ale na pewno znajdzie. Dokąd pana zawiezć?
Do domu jęknąłem. Muszę się położyć.
Potem był drugi telefon. Dziwny, bo mój współpracownik nie odezwał się ani słowem,
tylko słuchał. Ktoś chyba cierpiał na słowotok. Monolog trwał ze trzy minuty. W trakcie tej
relacji Borg niemiłosiernie żyłował silnik, od czasu do czasu mruczał coś pod nosem i ogólnie
sprawiał wrażenie wielkiego przygłupa. W pewnym momencie skrzywił usta, co miało
oznaczać uśmiech. Kiedy schował telefon do kieszeni kurtki, zamieniłem się w słuch.
Dupa mokra nawiązał do zajęć z anatomii. Dom jest wynajęty jakiemuś
bezdomnemu figurantowi, a samochód ma fałszywe numery. Możemy sobie szukać faceta do
oporu.
Tylko dlaczego tam pojechał? zapytałem cicho. Nie męczy cię to?
Były antyterrorysta obrzucił mnie wiele mówiącym spojrzeniem i zaprzeczył ruchem
głowy.
Może jechał do innego domu, dowiedział się, że za nim jedziemy i skręcił w
pierwszą lepszą drogę? zacytował mi fragment z jakiejś powieści kryminalnej. Nic nie
wymyślimy, szefie. Szkoda głowy...
Nie odezwałem się. Coś mi nie grało i nie zamierzałem tego lekceważyć. Gdybym nie
ufał instynktowi, byłbym nikim w dziennikarstwie śledczym. Musiałem zaryzykować i
poddać się przeczuciu. Wiedziałem, że w sprawie Nany Radwan w każdej chwili może
nastąpić przełom. Poza tym nie bardzo chciało mi się wierzyć, że Tank przyjechał pod
opuszczony dom ot tak sobie. Cała dzielnica wydała mi się w tej sprawie ważniejsza, niż
początkowo myślałem.
ROZDZIAA 23
Nana zjadła resztki sardynek z puszki, przełknęła ostatni kęs suchara i popiła herbatą. Nie
wiedziała, czy jest dzień, czy noc. Bała się. Straciła kontrolę nad upływem czasu. Co kilka
godzin wyłączała męczące światło jarzeniówki. Pomieszczenie było duże i zakurzone, ale
urządzenia i meble nowe. Zauważyła, że ktoś kupił wszystko w Ikei i ze smakiem
zaaranżował pomieszczenie. Lodówka, pralka i łazienka również nie budziły jej sprzeciwu.
Prysznic, wanna, sedes, kafelki i baterie zostały dobrane zgodnie z najnowocześniejszymi
trendami. Wywietrzniki umieszczone w ścianach działały sprawnie, więc powietrze było
stosunkowo świeże. Zamocowano tu też elektryczne kaloryfery. Telewizora ani radia nie
udało jej się włączyć, ponieważ ktoś celowo zabrał wszystkie kable. Gdyby nie brak okien,
całość nadawałaby się do zupełnie znośnego życia.
Nana miała już za sobą pierwszą histerię i paraliżujący strach. Teraz skupiła się na
analizie sytuacji bez wyjścia. Od najmłodszych lat odnajdywała w sobie siłę, o którą trudno
byłoby ją podejrzewać. Przyjaznie i miłości nigdy nie wywoływały u niej tak silnych emocji
jak u koleżanek. One potrafiły płakać całymi godzinami, skarżyć się, omawiać każdy
najdrobniejszy szczegół nieszczęśliwej miłości, a Nana niemalże od razu zapominała o
niepowodzeniu i skupiała się na przyszłości. Ten naturalny optymizm uratował ją przed
wieloma błędami dojrzewania i związkami z łowcami majątku jej ojca. Niektórzy z nich
chcieli, aby zaszła z nimi w ciążę. Liczyli na wejście do rodziny i łatwe życie. Dlatego, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]