[ Pobierz całość w formacie PDF ]
karetką pocztową do mego roóinnego Yorku.
Wydało mi się tu baróiej jeszcze obco niż w Londynie. Nie zmieniły co prawda
postaci stare ulice i domy, ale z okien spoglądały obce twarze na podstarzałego człowieka,
który kroczył wraz z czarnym towarzyszem po kamienistym bruku, tak jakby nie nawykł
doń wcale.
Spotykałem samych nieznanych luói i óiwiło mnie to baróo. Spoóiewałem się
zastać tu rówieśników swoich, a zapomniałem całkiem, iż ci, młoói ongiś luóie, óiś
liczą lat pięćóiesiąt pięć i chylą się ku starości.
W końcu stanąłem przed znanym dobrze domem.
Piętaszku! powieóiałem wzruszony, kładąc dłoń na klamce. Tutaj mieszkał
ongiś ojciec mój!
Czy ojciec żyć jeszcze? spytał z cicha, składając ręce.
Głos wewnętrzny powiada mi odparłem że Bóg raczy nam użyczyć radości
powitania siÄ™ jeszcze tu, na ziemi.
To rzekłszy otwarłem drzwi i wszedłem.
W wÄ…skiej sieni staÅ‚y te same, stare szaÍî, ta sama woÅ„ przepajaÅ‚a wszystko, toteż
uczułem się na nowo óieckiem& młoóieńcem.
W izbie mieszkalnej tykał głośno, powoli znany mi dobrze zegar wahadłowy. Słysza-
łem go doskonale przez zamknięte drzwi.
Bezwiednie chwyciłem ramię mego towarzysza. Zdjęliśmy kapelusze.
Otworzyłem cicho& całkiem cicho&
Nikt się nie odezwał.
Przekroczyłem próg.
Zgrzybiały starzec o śnieżnych włosach sieóiał w fotelu o wysokich poręczach.
Na szmer kroków naszych podniósł głowę.
Nie wiem, kim jesteś, czcigodny panie rzekł głosem słabym, niepewnym, star-
czym ale witam cię uprzejmie. Proszę, usiądz pan. Zaraz nadejóie córka moja i spyta
czym panu możemy służyć.
Przystąpiłem doń i ukląkłem.
Nie znasz mnie, panie? spytałem ujmując jego dłoń.
Nie, nie znam! odparł patrząc w mą brodatą twarz. Oczy mi osłabły całkiem.
Ale mimo to wydaje mi się, żem cię ongiś widywał, panie. Któż jesteś?
Nie mogąc wytrzymać wybuchnąłem płaczem.
Góież się to poóiała córka moja? mruknął starzec. Uspokójcież się, drogi
panie! dodał. Jeśli cię spotkało nieszczęście, a będę w stanie dopomóc, to uczynię
to jak najchętniej! Córka moja zaraz wróci i rozmówi się z panem.
Nie spotkało mnie wcale żadne nieszczęście! odparłem Przeciwnie, Bóg
obdarował mnie tym wielkim szczęściem, że mogę cię jeszcze wióieć, drogi ojcze mój.
Czyż mnie naprawdę nie poznajesz, ojcze? Jestem Robinson, syn twój!
daniel defoe Robinson Crusoe 61
Starzec wyprostował się i spojrzał uważnie. Wielka radość zabłysła w jego na poły
zagasłych oczach. Potem podniósł drżące ramiona, otoczył mą szyję i przycisnął mnie do
piersi.
Synu mój! zawołał. Syn utracony wrócił! Chwała bądz Bogu przedwieczne-
mu! O, teraz już zaprawdę mogę lec spokojnie w grobie!
Szczęsny to był óień.
Ojciec trzymał mnie ciągle przy sobie i nie puszczał mej ręki z dłoni.
Radość siostry mojej była też wielka, a niebawem dom zaroił się sąsiadami i dawnymi
znajomymi, którzy przybiegli, chcąc zobaczyć oóyskanego Robinsona i jego czarnego
towarzysza.
Poczciwy Piętaszek był baróo uradowany szczęściem swego pana i zaczął opowiadać
wszystko w sposób tak komiczny, że cały dom zawrzał niezmierną wesołością, a śmiał się
nawet nieraz serdecznie sęóiwy ojciec, który liczył obecnie sześćóiesiąt óiewięć lat.
Matka moja zmarła już przed dwuóiestu laty, ale, jak mi powieóiał ojciec, uóieliła
na łożu śmierci błogosławieństwa synowi.
Całe tygodnie zbiegły na szczegółowym opowiadaniu óiejów mego życia i przygód,
a zacny ojciec słuchał z wielką uwagą. Toteż każdą wolną chwilę spęóałem u jego boku,
opowiadając, jak to Bóg miłosierny ochronił mnie przed óikimi i zastawił mi stół obfity
wśród bezludnej pustyni.
Zdarzyło się tak szczęśliwie, że mogłem przystąpić jako wspólnik do pewnego przed-
siębiorstwa okrętowego w Hull, którą to sposobność pochwyciłem z radością.
Właściciele okrętu, którym ocaliłem kapitana, a tym samem statek i cały jego ładunek,
ofiarowali mi w darze dwieście funtów szterlingów. Przyjąłem chętnie pieniąóe, gdyż
moje środki materialne były ograniczone, a musiałem dbać nie tylko o przyszłość własną,
ale także mego, zacnego towarzysza.
Przez kilka jednak tylko miesięcy dane mi było osłaóać ostatnie chwile drogiego ojca
mego, którego Bóg rychło powołał do siebie.
Spuściznę oddałem w całości osamotnionej teraz siostrze, a mogłem to uczynić tym
łatwiej, że otrzymałem pomyślne wieści o stanie mych dawno kupionych plantacji w Bra-
zylii, którymi zarząóali teraz synowie dawniejszego kierownika. Byli to luóie uczciwi
i chociaż sąóili, żem dawno zginął, teraz, dowieóiawszy się o mym powrocie, złożyli mi
dokładne rachunki z obrotów, dokonywanych w ciągu tak długiego czasu.
W siedem miesięcy po śmierci ojca otrzymałem od nich baróo znaczną sumę jako
czysty zysk za czas ubiegły. Wynosiła ona przeszło pięć tysięcy funtów szterlingów, a prócz
tego w podarunku pięć pak cukrowych owoców, sto małych bryłek roóimego złota oraz
sześć pięknych skór lamparcich.
Zostałem tedy bogaczem. Kazałem kształcić Piętaszka we wszystkim, co znać mu-
si człowiek cywilizowany i chrześc3anin, i po kilku latach wstąpił on jako pomocnik
handlowy do naszego przedsiębiorstwa. Mimo to pozostał nadal mym serdecznym przy-
jacielem i drogim towarzyszem.
Nie opuściła mnie jednak żąóa podróżnicza, a gdy zarządcy plantacji zaprosili mnie,
bym sam przekonał się o stanie posiadłości moich, wyruszyłem razem z Piętaszkiem
w podróż dnia 8 stycznia 1694 roku, kierując się przede wszystkim ku mojej wyspie.
Kazałem wyposażyć należycie najlepszy okręt naszego przedsiębiorstwa, którego ka-
pitanem był mój krewniak, i naładować rzeczami, które mogły być przydatne kolonistom,
a więc płótnem, kapeluszami, obuwiem i inną oóieżą, potem naczyniami i sprzętami go-
spodarczymi, dalej zaś pościelą, żelaziwem, bronią i amunicją, wśród której były też dwie
armaty, sto beczek prochu, ołów, miecze, lance i halabardy.
Podróż odbyła się bez szczególniejszych przypadków, pomyślny wiatr pęóił nas przez
Atlantyk i pręóej, niż się spoóiewać było można, zarzuciliśmy kotwicę u wybrzeża wyspy,
tuż przy ujściu rzeczki, niemal pod progiem mego dawnego mieszkania.
Przywołałem z kajuty Piętaszka i spytałem, czy wie, co to za ląd.
Spojrzał, potem zaś zaczął klaskać w dłonie i wołać:
O, wiem& Tu& tu& tu!
Wyciągnął rękę w stronę góry, pod którą znajdowała się forteca, góieśmy mieszka-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]