[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaufanie. Cholera, sam bym cię przeleciał.
Nie pozwolę, by ten sukinsyn wytrącił mnie z równowagi, obiecała sobie w myślach.
Trzęsła się z wściekłości, lecz jej głos zabrzmiał chłodno.
- Prosiłeś o to, o ile pamiętam. Może zapomniałeś, że odmówiłam. Chyba musiałam
tamtej nocy umyć głowę.
Uniósł dłoń. Patrzyła na niego z niedowierzaniem; chce ją uderzyć? W galerii niemal
bezgłośnie szumiała energia. Nie jej energia! Bursztyn na jej nadgarstku nadal miał taką samą
temperaturę jak skóra. Niewidzialnych wibracji nie wysyłał też Ryan. To była częstotliwość
łowcy duchów.
Ryan z wyraznym wysiłkiem opuścił rękę. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, że wokół
faluje energia. Zbyt spięty, zbyt zaangażowany w kłótnię, nie zwrócił na nią uwagi.
- Znalazłaś się w bardzo trudnej sytuacji, Lydio. Mogę ci pomóc. Zadzwoń do mnie,
kiedy przejrzysz na oczy. Stawką jest nie tylko moja przyszłość. Twoja też. Okręcił się na
pięcie i szybko ruszył galerią. Lydia odprowadziła go wzrokiem. W powietrzu wokół niej
nadal łagodnie wibrowała energia; jakby ją chroniła. Odwróciła się powoli i zobaczyła
Emmetta; wyszedł z cienia rzucanego przez potężny filar z zielonego kwarcu.
- Długo tam stałeś? - spytała.
- Wystarczająco długo.
- Słyszałeś? O jego nowym kliencie? I całej reszcie?
- Słyszałem.
- Emmett, to znaczy, że ktoś naprawdę szuka tego onirytu. Kimkolwiek jest, uważa, że
to dlatego zjawiłeś się tu, w Kadencji.
- Na to wygląda. - Emmett spojrzał w głąb galerii, tam, gdzie zniknął Ryan. -
Myślałem, że będę go musiał podsmażyć.
- Kogo? Ryana? - Przez chwilę na tym się skupiła. - Mógłbyś? Tak daleko od
Wymarłego Miasta? Nie odpowiedział, po prostu wziął ją pod ramię.
- Chodzmy. Jesteśmy umówieni.
- Z kim?
- Z panną Helen Vickers.
- A kto to taki?
- Dobra kobieta, kierowniczka schroniska młodzieżowego Poprzeczna Fala. Po drodze
przedstawię ci naszą historyjkę.
- Mam pomysł. Mogę być twoją prawniczką, a ty możesz udawać bogatego,
ekscentrycznego faceta, który chce wydać mnóstwo pieniędzy.
- Za pózno. Gdy zadzwoniłem do panny Vickers, powiedziałem jej, że przyjadę z
żoną. A tak nawiasem mówiąc, nazywamy się Carstairs - powiedział Emmett.
ROZDZIAA 21
Na razie ufam Londonowi bardziej niż tobie.
W porządku. Nie całkiem było to wprost wypowiedziane zapewnienie, pomyślał
Emmett, wchodząc za Lydią do biura schroniska młodzieżowego Poprzeczna Fala. Mogła być
odrobinę bardziej przekonująca i szczyptę bardziej dramatyczna: Powierzyłabym Londonowi
moje życie, mój majątek i moje święte poczucie własnej wartości . To byłoby niezłe. Albo:
Będę ufać Londonowi aż do końca wszechświata .
Ale musiał zadowolić się tym to, co mógł dostać.
Chyba jednak powinien był podsmażyć Ryana, kiedy miał szansę.
Biuro schroniska młodzieżowego mieściło się tuż przy głównym budynku. Z miejsca,
gdzie stali, Emmett widział garstkę młodych ludzi, w wieku mniej więcej od kilkunastu do
dwudziestu lat, szwendających się przed schroniskiem. Jeden z nich od niechcenia dryblował
piłką częstotliwościową.
Ta część Starych Dzielnic Kadencji, przylegająca do wschodnich murów Wymarłego
Miasta, najwyrazniej nigdy nie odczuła zmian na lepsze. Współistniały tu tandetny szyk, urok
cyganerii i typowe dla takich rejonów miasta problemy. Z okna biura Poprzecznej Fali
Emmett widział lombardy i obskurne tawerny świadczące usługi tłumowi włóczęgów.
Między nimi stały zabite deskami, rozpadające się budynki. Na wąskich chodnikach mijali się
żebracy i prostytutki. Zrozumiał, dlaczego Lydia nie chciała, żeby Zane wałęsał się po tej
okolicy.
Nad niskimi, przysadzistymi domami, wzniesionymi przez pierwszych ludzi, którzy
zamieszkali w Kadencji, wznosiły się potężne zielone mury Wymarłego Miasta. Gmach
Poprzecznej Fali był jednym z najstarszych w tej dzielnicy. Znajdował się dosłownie w cieniu
murów.
Zbłąkana energia psi wyciekała swobodnie przez niewielkie, często niewidoczne
szczeliny w kwarcu.
Emmett ignorował dreszcze przenikające jego paranormalne zmysły. Wiedział, że
Lydia też to czuje.
Drobne prądy i wiry energii charakteryzowały klimat Starych Dzielnic pradawnych
miast. Turyści uwielbiali ten dreszczyk emocji.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, rozejrzał się po obskurnym, zagraconym biurze. Stały
w nim dwa poobijane metalowe biurka, na których piętrzyły się papiery i ulotki, parę szafek
na akta, telefon i nadpalone drewniane krzesła. Takiego właśnie umeblowania można
oczekiwać po organizacji charytatywnej, prowadzonej na pokaz i za wyjątkowo małe
pieniądze. Wąski korytarz wiódł do kolejnego biura i zamkniętych drzwi. Za nimi pewnie
znajdował się magazyn.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]