[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jakie miłe zgromadzenie - powiedziała słodko,
znów zatrzymując wzrok na twarzy Lewisa. - Skąd ta po
nura mina, mój drogi? Ja tylko szukałam książki, która po
mogłaby mi zasnąć.
- A może raczej map majątku? - podsunął jej cicho
Lewis. - Tych, w których twoja niezdarna, tu obecna
wspólniczka - skinął głową w stronę Letty - ukryła ostat
ni list mojego ojca?
Służąca natychmiast wybuchnęła szlochem.
- Nie zrobiłam nic złego, sir! Myślałam, że... Pokłó
cili się, więc jeśli pan admirał zmienił testament...
- Siedz cicho, głupia! - syknęła Julia. Obdarzyła Le-
i»K 216 Xte'
wisa najczulszym ze swoich uśmiechów. - Ta dziewczyna
niczego nie rozumie. Mój najdroższy, pozwól, że wytłu
maczÄ™ ci to w cztery oczy, a nie przy tych wszystkich lu
dziach.
Jeszcze raz zmierzyła pogardliwym wzrokiem Caro
line.
- Doprawdy, nie rozumiem, po co nam widownia. Mo
je służące i twój przyjaciel! Odeślij ich stąd, wtedy
wszystko sobie wytłumaczymy.
Caroline podeszła do służącej, zalewającej się łzami,
objęła ją ramieniem i podała jej czystą chusteczkę do nosa.
- Nie zrobiłam nic złego, proszę pani - powtórzyła ża
łośnie. - Po prostu nie pamiętałam, gdzie włożyłam ten
list.
- Nie przejmuj się, Letty - uspokajała ją Caroline. -
List się znalazł i...
- Znalazł się? - Julia obróciła się w fotelu i przeszyła
Caroline jadowitym spojrzeniem. - Za twojÄ… sprawÄ…, jak
przypuszczam, ty intrygantko! I pomyśleć, że ci ufałam!
Tymczasem cały czas zastanawiałaś się, jak mnie skom
promitować. Wszyscy tutaj rozumiemy dlaczego. - Prze
niosła wzrok z Caroline na Lewisa. - Nie wiem, co ona ci
powiedziała, Lewisie, ale z pewnością chciała zadbać
o swoje interesy. Przebiegle zbliżyła się do rodziny, zy
skawszy przyjazń Lavender.
- Dość tego, Julio! - Lewis powiedział to cicho, ale
w jego głosie było coś takiego, że Caroline drgnęła, a Julia
natychmiast zamilkła i zrobiła się czerwona na twarzy.
Tymczasem Lewis ciągnął: - Panna Whiston znalazła list
i słusznie postąpiła, że mi go przyniosła, bo był przecież
zaadresowany do mnie. Nie musisz więc już się martwić,
że list zginął.
- Ech, co tam. - Julia nieznacznie wzruszyła ramionami.
- Szukałam go tylko dlatego, że pamiętam, jak wuj Harley
pisał tamtego wieczoru, gdy się spotkaliśmy. Pomyślałam,
że list może być ważny. Teraz wiem, że jest bez znaczenia.
- Moim zdaniem jest bardzo ważny - odparł Lewis
z uśmiechem - choć może nie w taki sposób, jak sobie
wyobrażasz. - Podszedł do kominka i oparł ramię
o gzyms. - Ulży ci, gdy się dowiesz, że list nie zmienia
postanowień testamentu.
Julia miała w tej chwili twarz, która mogłaby być stu
dium niepewności. Dla niej słowa Lewisa najwyrazniej
miały znaczenie, ale Caroline nie wiedziała, o co chodzi.
Instynkt podpowiadał jej jednak, że Julia wcale nie szu
kała listu z tak altruistycznych pobudek, jak twierdziła.
Sądziła zapewne, że admirał zawarł w Uście kodycyl
i chciał utrzymać to w tajemnicy. Było to jednak mało
istotne, służąca i tak już ją pogrążyła.
Julia znów lekceważąco wzruszyła ramionami.
- Cóż, cieszę się, że testament pozostaje aktualny, ale
w zasadzie nie ma się czemu dziwić. To nawet nie była
kłótnia, tylko mała różnica zdań.
- Czyżby? - Lewis spojrzał na nią surowo. - To chyba
już twoje które?... piąte kłamstwo z rzędu. Na pewno nie
pierwsze.
Caroline głośno zaczerpnęła tchu, ale Julia żachnęła się
jeszcze głośniej. Twarz poczerwieniała jej z wściekłości.
- Jak śmiesz, Lewisie? Co chcesz przez to powie
dzieć?
Lewis przestąpił z nogi na nogę. Wydawał się nie przej
mować gniewem Julii.
- Skoro prosisz mnie o wyjaśnienia, to zacznę od po
czątku. Pierwszy raz skłamałaś, kiedy powiedziałaś mi, że
przyjechałaś do Hewly zaopiekować się moim ojcem.
W rzeczywistości zjawiłaś się tu bowiem, zanim zachoro
wał, prawda? Był jeszcze w pełni sił... przynajmniej
przez kilka godzin.
Julia wyraznie chciała uniknąć postawienia sprawy
wprost.
- No, i co z tego? Wcale nie chciałam cię oszukać.
Przyjechałam ze szczerym zamiarem zajęcia się wujem
Harleyem. Przecież kochałam go jak córka.
- To ty tak twierdzisz. - Ton Lewisa przyprawił Caro
line o ciarki. Letty również musiała zwrócić na niego uwa
gę, bo na chwilę podniosła głowę znad chusteczki i wtedy
można było zobaczyć, że ma oczy niczym przerażony kró
lik. Richard Slater stał nieporuszony na swoim miejscu.
Julia mieniła się na twarzy.
- Nie rozumiem, dlaczego miałabym dłużej wysłuchi
wać tych niedorzeczności - odparła gniewnie. - Nigdy
nie chciałam nikogo wprowadzić w błąd. Jeśli zapomnia
łam ci powiedzieć, że wuj Harley cieszył się dobrym zdro
wiem, gdy przyjechałam...
- .. .dlatego, że nie chciałaś tłumaczyć przyczyny jego
nagłej choroby - dokończył za nią Lewis. - Ale do tego
dojdziemy pózniej. Najpierw poruszę kwestię twojego wy
muszonego małżeństwa.
Caroline spojrzała na Julię z niedowierzaniem. W lis
tach nie było mowy o przymusie, przeciwnie. Julia naj
pierw bezwzględnie zastawiła sieć na Andrew, a potem na
Jacka Chessforda. W oczach Lewisa pojawił się cyniczny
błysk.
- Może pamiętasz, Julio, że opowiedziałaś mi smutną,
wzruszającą historyjkę o tym, jak ojciec próbował cię
zmusić do małżeństwa z moim bratem - ciągnął bezlitoś
nie. - Podobno po śmierci Andrew ojciec postanowił zająć
jego miejsce, bo chciał wzbogacić rodzinę o twój majątek.
A ty, przestraszona taką perspektywą, wolałaś uciec
z Jackiem Chessfordem.
Na chwilę pochwycił spojrzenie Caroline i wtedy wy
dawało się, że mówi prosto do niej.
- Wyznaję, że ta historyjka wstrząsnęła mną do głębi.
Człowiek o pozycji mojego ojca, pozycji szanowanego
człowieka, miałby chcieć tak wykorzystać swoją wycho
wankę, by musiała przed nim uciekać. Obrzydliwość! -
Westchnął. - Naturalnie nie mogłem ojca spytać, czy to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]