[ Pobierz całość w formacie PDF ]
119
* * *
Subiektywnie rzecz oceniając, niedługo potem ścieżka nagle się poszerzyła.
Morrolan stanął, spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i ruszył w dalszą drogę
znacznie energiczniejszym krokiem. Po kilkudziesięciu krokach drzewa zniknęły
we mgle, która z kolei stopniowo rozwiewała się, aż zniknęła. Naszym oczom
ukazał się wysoki, kamienny łuk z wyrzezbionym nad przejściem łbem smoka.
Zcieżka, czy raczej już droga, prowadziła przez ten właśnie łuk pod smoczym
łbem.
Przeszliśmy pod nim i Morrolan oświadczył:
Kraina Umarłych.
Zdziwiło mnie to:
Sądziłem, że znajdujemy się w niej od chwili, w której wyszliśmy z rzeki.
To był pas zewnętrzny. Teraz dopiero zaczną się dziwy.
Rozdział dwunasty
Zacisnąłem prawą dłoń w pięść i powoli zacząłem zbliżać ją do lewej dłoni.
Czułem opór, tyle że nie fizycznej natury. To było tak, jakbym wiedział, co muszę
zrobić, i chciał to zrobić, ale wykonanie ruchu wymagało pokonania olbrzymiego
bezwładu. Rozumiałem dobrze dlaczego opór stawiał wszechświat nie mający
ochoty na podobne traktowanie. Zwiadomość stanowiła niewielką pomoc, jednak-
że moja ręka poruszała się powoli. Kiedy złączę dłonie, nastąpi połączenie, o które
mi chodziło i uzyskaniu którego poświęciłem wszystkie siły.
Niepowodzenie było już teraz w pewnym sensie niemożliwe. Mogłem tylko od-
nieść sukces albo oszaleć i umrzeć.
Moja prawa pięść dotknęła mojej lewej dłoni.
Zbliżał się do nas wolnym krokiem Dragaerianin w barwach Domu Smoka
z olbrzymim dwuręcznym mieczem na plecach. Na wszelki wypadek przystanęli-
śmy, czekając, aż podejdzie. Korzystając z chwili spokoju, przyjrzałem się niebu,
a raczej miejscu, gdzie powinno się znajdować, bo nad sobą zobaczyłem jedynie
szarość bez żadnych odcieni, kształtów, czy choćby śladu innych barw. Zasta-
nawianie się, jak wysoko jest ta szarość i czym w ogóle jest, wywołało dziwny
zawrót głowy, toteż czym prędzej przestałem.
Mężczyzna podszedł bliżej. Wyraz jego twarzy nie wydał mi się wrogi, czy
nawet niemiły. Wątpię, by był zdolny do tego, aby wyglądać przyjemnie nie
przy tak wąskich ustach i ostrym podbródku ale sprawiał wrażenie sympatycz-
nego. Jak na Smoka, ma się rozumieć. Zauważyłem, że oddycha, i nie potrafiłem
zdecydować, czy jestem tym zaskoczony, czy nie.
Zatrzymał się parę kroków od nas i zmarszczył brwi.
Jesteś człowiekiem przeniósł wzrok na Morrolana. A ty jesteś żywy.
Skąd wiesz? spytałem odruchowo.
Zamknij się, Vlad! warknął Morrolan, po czym dodał, patrząc na przy-
bysza: Mamy misję do wypełnienia.
%7ływi tu nie przybywają.
Zerika odparł Morrolan zwięzle.
121
Dragaerianin skrzywił się leciutko, lecz przyznał:
Feniks. Specjalny przypadek.
Tym niemniej jesteśmy tu zauważył Morrolan.
Możecie zostać zmuszeni, by stanąć przed Władcami Sądu.
Po to przybyliśmy.
I będziecie zobowiązani udowodnić, ile jesteście warci.
Oczywiście zgodził się Morrolan.
Przepraszam, że jak? wtrąciłem.
Przybysz spojrzał na mnie i skrzywił się wyraznie, ale wyjaśnił:
Będziecie musieli walczyć i pokonać mistrzów. . .
Chory żart! przerwałem mu z uczuciem.
Zamknij się, Vlad! powtórzył Morrolan.
Potrząsnąłem głową przecząco:
Nie zamknę się. Podaj mi jeden rozsądny powód, dla którego mamy wy-
walczyć sobie drogę do Władców Sądu, którzy mogą nas zniszczyć za to, że się
tu zjawiliśmy. No, słucham?
Zamiast niego odpowiedział obcy:
My z Domu Smoka walczymy, ponieważ sprawia nam to przyjemność.
Po czym uśmiechnął się paskudnie i odszedł.
Spojrzeliśmy na siebie z Morrolanem. Wzruszył ramionami i omal mu nie
przyłożyłem. Rozejrzeliśmy się otaczało nas dwunastu przedstawicieli Domu
Smoka.
Jedna wystąpiła naprzód, wyciągnęła miecz i powiedziała:
E Baritt.
Morrolan dobył swój i odparł:
E Brien.
Oboje zasalutowali bronią.
Cofnąłem się o dwa kroki i spytałem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]