[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opóznią nasze poszukiwania, aż będzie za pózno.
Spojrzałam na swoje ręce. Drżały lekko i ani wysiłkiem woli, ani za pomocą
mięśni nie zdołałam opanować tego drżenia. Ale...
- Strach również jest bronią, którą się posługują, mój strach - zauważyłam.
Nie wiem, czy miało to być pytanie, czy stwierdzenie faktu, lecz Herrel
odpowiedział:
- Tak. Jeżeli w jakikolwiek sposób mogą zachwiać twoją pewnością siebie i
osłabić odwagę, wykorzystają to w pełni. Powtórzyłam więc wcześniejsze
pytanie:
- Czy jedziemy przez bezludną okolicę, czy też są tu jacyś mieszkańcy, których
Jezdzcy mogliby przeciw nam podburzyć?
- Nie jest tak gęsto zaludniona jak równiny za lasem. Są tu z rzadka
rozrzucone zamki i dwory. A co do podburzania przeciw nam - gdybyś była sama,
na pewno wystąpiliby przeciw tobie na rozkaz tamtego Strażnika Granicznego.
Ponieważ teraz jedziesz ze mną, zgadzają się, żeby tę sprawę rozstrzygnęli
między sobą Jezdzcy Zwierzołacy.
- Ale powiedziałeś, że grozi nam niebezpieczeństwo...
- Jezdzcy wyślą przeciw nam wszystko, co się da.
- Myślałam, że Arvon to piękny i bezpieczny kraj.
- Niestety, pani - Herrel uśmiechnął się krzywo - kiedy jest się z dala od
ukochanej, pamięta się tylko piękno jej twarzy i słodycz słów. Bardzo długo
byliśmy odcięci od Arvonu i zachowaliśmy w nielicznych wspomnieniach tylko
uśmiechniętą twarz ojczyzny, gdyż to najbardziej chcieliśmy zapamiętać. We
wszystkich krajach zło sąsiaduje z dobrem. W dolinach High Hallacku dobro i
zło są rezultatem ludzkich uczynków albo działań natury. W Arvonie zaś mogą je
zrodzić czary lub nauka. Powiedziałem ci kiedyś, że nas wygnano, ponieważ
sialiśmy niezgodę i mogliśmy podważyć niepewny pokój. Otóż niezupełnie tak się
rzeczy miały - mimo że tak kazano nam zapamiętać. Również i tutaj toczyła się
walka o władzę - jakkolwiek używano w niej broni o wiele straszniejszych od
miecza i strzały czy nawet plującego ogniem alizońskiego oręża. Poszliśmy na
wygnanie, gdyż poparliśmy wielmożów, którzy ponieśli klęskę w jednej ze
starożytnych bitew. Stąd wymuszone, nieprawdziwe wspomnienia, że powodem
wygnania była nasza niegodziwość. Zawarto z nami traktat, który pozwalał nam
po odbyciu kary prosić przy bramie o pozwolenie na powrót. I otwarła się przed
nami. Tamta wojna dawno się skończyła i mało kto o niej pamięta. Obecnie Arvon
ma nowych władców. Ale podczas wieloletnich zmagań wypuszczono na swobodę
siły, które nie są ani dobre, ani złe i które można wykorzystać w służbie albo
jednego, albo drugiego. Mogą je kontrolować współpracujący ze sobą Jezdzcy...
- Władców! - przerwałam mu. - Herrelu, czy w Arvonie nie rządzi prawo? Czy
można odwołać się do jakiegoś naczelnego władcy?
- Nie. - Pokręcił głową. - Jezdzcy na razie nie podlegają temu prawu, ponieważ
nie wstąpili do nikogo na służbę. Obecni władcy kraju nie mogli zabronić nam
powrotu do Arvonu, ponieważ to nasza ojczyzna, a w dodatku wypełniliśmy
warunki traktatu. Z czasem na pewno Jezdzcy złożą przysięgę na wierność
jednemu z Siedmiu Suzerenów.
Teraz jednak nikt przeciw Jezdzcom nie wystąpi dopóty, dopóki walczą z jednym
ze swego grona - to znaczy ze mną - oraz z tobą, cudzoziemką z High Hallacku.
Może nas ocalić tylko to - tu rozłożył ręce - oraz to - klepnął się w czoło.
Potem Herrel z sakwy przy siodle wyjął zapasy żywności i posililiśmy się.
Ożywiło mnie to, więc przeszłam się nad strumykiem, czując, jak wracają mi
siły. Dlatego uznałam, iż Herrel nie może mieć absolutnej pewności, że nasi
wrogowie odbierają mi życie, aby uczynić swoją Gillan silniejszą ode mnie.
- Czy nie masz tutaj żadnych krewnych, Herrelu? - zapytałam. - Przecież chyba
nie zawsze musiałeś być Jezdzcem. Czy nigdy nie byłeś dzieckiem, które miało
dom, matkę, ojca, może braci?
Herrel odłożył na bok hełm zwieńczony figurką kota i klęczał teraz nad
strumykiem, myjąc twarz.
- Krewnych? - powtórzył. - Och, tak, przypuszczam, że mam krewnych -jeśli
oszczędził ich czas i zmiany, które zaszły w Arvonie. Wskazałaś palcem na to,
co różni mnie od pozostałych Jezdzców. Tak jak ty nie pochodzisz z tej samej
rasy, co mieszkańcy High Hallacku, a tylko się wśród nich wychowałaś, tak ja
nie jestem Zwierzołakiem pełnej krwi. Moja matka należała do Rodu Car Do
Prawn. Ich zamek leży na północy albo leżał. Pewien Jezdziec rzucił na nią
miłosny czar. Opuściła rodzinę i przybyła do niego. Jej ojciec zapłacił
mieczowy okup, żeby zabrać stamtąd córkę, i nie wiem, czy stało się zgodnie z
jej wolą, czy wbrew. W każdym razie, kiedy urodziła syna, zaakceptowano go
jako pełnoprawnego członka Domu. Ale pewnego razu, gdy byłem jeszcze bardzo
młody, zmieniłem postać. Może rozgniewałem się albo przestraszyłem, nie
pamiętam. W ten sposób wyszło na jaw moje dziedzictwo. Byłem raczej
Zwierzołakiem niż człowiekiem z klanu Czerwonych Płaszczy i odesłano mnie do
Szarych Wież. Pozostałem jednak mieszańcem półkrwi i rychło okazało się, że
nie odziedziczyłem również wszystkich cech Jezdzca. Dlatego z czasem mój
ojciec znielubił mnie tak samo jak moi krewni z Domu Car Do Prawn. Dzisiaj nie
znajdę pomocy u klanu Czerwonych Płaszczy.
- A twoja matka...
Wzruszył ramionami i strząsnął z ręki krople wody.
- Znam jej imię - pani Eidris. I to wszystko. Co do mojego ojca... - wstał,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]