[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nęła w bok, by się upewnić, że Addy ich nie słyszy, napotkała wzrok doktora
Talbota.
R
L
Bezczelnie je podsłuchiwał. I wcale go nie zdziwiło to, co usłyszał. Doktor
ją kocha i nie pozwoli jej skrzywdzić. Zorientował się, że jest zakochana w
Ozie, i wstawił się za nią? Wie, co się stało, kiedy ona i Addy nocowały w
jego domu? %7łe wylądowała w sypialni Oza? I oto chodziło Ozowi poprzed-
niego wieczoru? Oczywiście.
Nie powiedział, że ją kocha.
Jego przemówienie w kuchni dopiero teraz nabrało sensu. Teraz zgodnie z
prawdą może powiedzieć doktorowi Talbotowi, że zaproponował jej związek,
ale ona odmówiła. Nie mogła mieć za złe doktorowi, że się o nią troszczy, że
robi co w jego mocy, by zachęcić Oza, żeby się z nią związał. Ale ona jest zła
na Oza.
Zaufanie. Ha, będzie je miał.
Miała ochotę podejść do niego i oznajmić, że mu ufa. Przyjemnie będzie
patrzeć, jak się zacznie wić. Ale nie da mu satysfakcji, pozwalając, by ją od-
trącił, nie da sobie powiedzieć, że to był tylko żart, że zaproponował związek,
bo znalazł się pod przymusem.
Nie, nigdy nie da Ozowi Manningowi sposobności uczynienia z niej ofia-
ry.
Godzinę pózniej impreza rozkręciła się na całego. Na prawo od sceny grał
zespół, a pod ścianą ustawiono stoły dla gości. Sprzedano tyle biletów, że sala
była wypełniona po brzegi. Fantastycznie z punktu widzenia interesu doktora
Talbota, koszmar z punktu widzenia Blair.
R
L
- Nie wyglądasz, jakbyś się świetnie bawiła - zauważył. Po tym, jak mistrz
ceremonii przedstawił go zebranym, przewieziono go do stolika przy samej
scenie.
Towarzyszyły mu Blair, Reesee oraz Addy. Mała nie posiadała się z rado-
ści. Koniecznie chciała spróbować czekolady z truskawkami z czekoladowej
fontanny, więc Reesee, również wielka miłośniczka czekolady, poszła razem
z nią. Blair uśmiechnęła się z przymusem.
- Czuję, że powinnam pomóc Stephanie, ale ona każe mi siedzieć z tobą,
co sprawia mi przyjemność, ale nie przepadam za takimi spędami.
- Ja też. Nie lubię być w centrum zainteresowania. Mimo to z jego oczu
bił blask, jakiego dawno tam nie
widziała. Cieszyło go to zamieszanie, mimo że temu zaprzeczał. Choćby
tylko dlatego warto było się starać.
Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem i ciepło się uśmiechnęła, zoba-
czywszy obiekt jego zainteresowania.
- Stephanie włożyła całe serce w przygotowanie tej imprezy. - Dotknęła
jego ramienia.
- Ona wszystko robi z sercem. Przypomina mi w tym Selmę.
Pierwszy raz powiedział coś takiego.
- Stephanie jest podobna do twojej żony?
- Czasami. Ale kiedy indziej są różne jak dzień i noc.
Jakie to smutne, gdy trzeba patrzeć, jak umiera najukochańsza osoba. Jakie
smutne musi być życie bez niej. Zamrugała powiekami.
- Tęsknisz za nią?
- Za Selmą? - Zawahał się. - Każdego dnia.
R
L
- Trudno mi wyobrazić sobie taką wielką miłość.
- Trudno? - Popatrzył na nią.
Pomimo tego, co czuje do Oza, nie zejdą się. Bo on by ją zostawił. A ona
próbowałaby wytłumaczyć Addy dlaczego Oz zniknął z ich życia. Więc uda,
że niezrozumiała.
-
To, co łączyło mnie z ojcem Addy, w niczym nie przypominało waszej
zażyłości.
- Nie chodzi mi o ojca Addy, ale o Oza. - Poklepał ją po ręce ojcowskim
gestem. - Ale ty to już wiesz.
Spojrzała na Oza, który stał otoczony wianuszkiem kobiet. Przez cały
wieczór rozmawiał z gośćmi, od czasu do czasu podchodząc do doktora Tal-
bota, ale ani razu z nimi nie usiadł.
- Nie kocham Oza. - Miała nadzieję, że wypadło to przekonująco.
Nie będzie się wyżalać ich wspólnemu przyjacielowi. Nie chce, by zmu-
szał Oza do wyznań, do których Oz nie ma przekonania. Oz jej nie kocha.
Gdyby było inaczej, powiedziałby jej to poprzedniego wieczoru.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent. Jest zbyt podobny do Chrisa, więc nie mogę traktować
go poważnie.
- Dziwne, bo na podstawie tego, co opowiedziałaś mi o ojcu Addy, wy-
dawało mi się, że wszystko ich różni. - Zawahał się. - Poza tobą. I umiłowania
jachtingu.
- Nie chcę rozmawiać o Chrisie. Ani o Ozie i jachtach.
- Oz uwielbia Addy. Tak jak ciebie. - Rzucił jej wymowne spojrzenie. - Ty
go kochasz, prawda?
R
L
- Oz jest czarujący, a ja dałam mu się oczarować. Nic więcej. - Ale to,
czego doświadczyła z Ozem, nie było takie złe. Po raz pierwszy od lat czuła
się kobietą. Pożądała i była pożądana. - Powinnam być mu wdzięczna. Po
przeżyciach z Chrisem zapomniałam, jąk to jest budzić zainteresowanie męż-
czyzn. - Uśmiechnęła się. - Może dzisiaj wylicytuję jakiegoś kawalera i się z
nim umówię.
Doktor bez słowa przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, po czym zainte-
resował się muzykami.
Potem licytowano kobiety. Ku zdumieniu Blair randki z wszystkimi pa-
niami zlicytowano za czterocyfrowe sumy. Bo to na szlachetny cel, pomyśla-
ła. W ten sposób koledzy lekarze i znajomi doktora Talbota chcą mu pomóc.
Przed licytacją spotkań z mężczyznami Blair i Stephanie weszły na scenę.
Powiedziały kilka słów o doktorze Talbocie oraz o tym, ile zrobił dobrego dla
tych, którzy stanęli na jego drodze zawodowej. Blair podziękowała gościom
za ich szczodrość, zachęciła do wzięcia udziału w drugiej części aukcji oraz
do wrzucania datków do puszek rozstawionych po całej sali.
- Byłaś kapitalna. - Gdy wróciła do stolika, doktor Talbot ją uściskał.
- Byłam sztywna ze strachu.
- Widać strach ci służy. - Reesee nie kryła uznania. - Chyba wszyscy
wzruszyli się do łez.
- Mamo, byłaś piękna! - Addy zerwała się z krzesła. Kapitalna, piękna.
Blair się roześmiała.
- Mam nadzieję, że nie za bardzo się jąkałam. -Uśmiechnęła się do dok-
tora Talbota. - Ale to, co mówiłam, płynęło z głębi serca. Bo my cię kochamy,
prawda, Addy?
R
L
Dziewczynka jak najszerzej rozłożyła ramiona.
- O, taaak.
- Wiem o tym i dlatego tu jestem. Jutro lecę do Rochester.
- Zakwalifikowano cię do kuracji xabartanem? - ucieszyła się Blair.
- Pobyt w szpitalu pokazał mi, że jeszcze nie pora się zwijać. Oz wszystko
załatwił. Zaproponował, żebym u niego mieszkał do końca terapii. Nie
chciałbym mu siedzieć na głowie, ale co to za różnica, czy mieszkam tutaj w
jego domu, czy tam. - Zawiesił głos, po czym spuścił następną bombę. - Po-
proszę Stephanie, żeby ze mną poleciała.
- Strasznie się cieszę. - Blair objęła go za szyję. - Ta terapia będzie sku-
teczna. Czuję to. - Zdziwiło ją to, co powiedział o mieszkaniu w domu Oza. -
Co to znaczy, że tutaj mieszkasz w jego domu? To on mieszka u ciebie.
- Teoretycznie. - Opuścił wzrok na swoje dłonie. -Sprzedałem mu ten
dom, kiedy Selma była umierająca. Bank odmówił mi pożyczek, a nie chcia-
łem brać jałmużny. Oz spłacił kredyt za dom i przekazał mi sporą sumę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]