[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie nieprzyjemna. Takie spotkania zawsze owocują wiedzą i doświadczeniem, a senator zdawała
się być niezwykle interesującym obiektem. Kiedy minęła odpowiednio długa chwila, skinął na ma-
szynę.
- A teraz, senatorze Organa, księżniczko Organa, porozmawiamy o lokalizacji głównej bazy rebe-
liantów.
Aparat, brzęcząc coraz głośniej, podpływał powoli. Jego obojętna kulista sylwetka przesłoniła Va-
dera, gubernatora, pozostałą część celi... światło...
Zduszony krzyk przenikał ściany celi i potężne drzwi, docierając do korytarza. Prawie nie zakłócał
spokoju i ciszy chodnika prowadzącego obok zamkniętego szczelnie pomieszczenia. Mimo to usta-
wieni obok wejścia strażnicy potrafili wymyślić powody, by odsunąć się na wystarczającą odle-
głość, tak by dziwnie modulowane dzwięki przestały być słyszalne.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Rozdział VI
-Spójrz tam, Luke - Kenobi wskazywał na południowy wschód. Zmigasz sunął płynnie ponad po-
wierzchnią pustyni. - To chyba dym.
Luke rozejrzał się. - Nic nie widzę, sir.
- Mimo to skręćmy w tamtą stronę. Ktoś chyba ma kłopoty.
Luke zawrócił pojazd. Po chwili sam już widział wznoszące się w niebo pasma dymu, które Kenobi
w jakiś sposób zauważył wcześniej.
Pokonawszy niewysokie wzniesienie, śmigasz zjechał łagodnym zboczem w szeroką, płytką kotlinę.
Jej powierzchnię zaścielały poskręcane, popalone kształty.
Niektóre z nich były nieorganiczne. Ale nie wszystkie. W samym środku tej jatki, niczym wyrzuco-
ny na brzeg żelazny wieloryb, stał rozbity kadłub piaskoczołgu Jawów.
Luke zatrzymał śmigasz. Kenobi zeskoczył za nim na piasek i razem zaczęli badać rozrzucone
szczątki. Uwagę chłopca zwróciło kilka niewielkich wgłębień. Podszedł bliżej i przyglądał się im
przez chwilę, zanim przywołał Kenobiego.
- Wygląda na to, że dokonali tego ludzie piasku. Tu są ślady banthów... - Luke dostrzegł błysk czę-
ściowo przysypanego piaskiem metalu. - A tu jest odłamek tego ich podwójnego topora - pokręcił
głową z niedowierzaniem. - Nigdy nie słyszałem, by Jezdzcy atakowali coś tak wielkiego - obejrzał
się na potężny, wypalony kadłub piaskoczołgu.
Kenobi podszedł bliżej i przyjrzał się szerokim śladom na piasku.
- I nie zrobili tego - oświadczył niedbałym tonem. - Ktoś chciał, żebyśmy my - i ktokolwiek inny,
kto mógłby tu trafić - tak właśnie pomyśleli.
Luke wyprostował się. - Nie rozumiem, sir.
- Przyjrzyj się dobrze tym śladom - starszy mężczyzna wskazał na najbliższy, potem na następny
trop. - Nie widzisz w nich nic dziwnego?
Luke pokręcił głową.
- Ktokolwiek je zostawił, prowadził banthy obok siebie. Ludzie piasku zawsze jeżdżą rzędem, jeden
za drugim, by ukryć przed niepowołanymi swą liczbę.
Gdy Luke wpatrywał się w równoległe ciągi śladów, Kenobi zwrócił się w stronę piaskoczołgu.
Wskazał ręką miejsca, gdzie ogień pojedynczej broni porozbijał wejścia, gąsienice i wsporniki.
- Zauważ, z jaką precyzją użyto siły ognia. Ludzie piasku nie są tacy dokładni. Prawdę mówiąc,
nikt na Tatooine nie strzela i nie niszczy tak efektownie - obejrzawszy się, zbadał wzrokiem hory-
zont. Jedno z tych widocznych w pobliżu urwisk skrywało tajemnicę... i grozbę. - Tylko żołnierze
Imperium potrafią dokonać ataku na piaskoczołg z tego rodzaju chłodną precyzją. Luke podszedł do
niewielkiego skurczonego ciała i nogą przewrócił je na plecy. Skrzywił się z niesmakiem, widząc,
co pozostało z nieszczęsnego stworzenia.
- To ci sami Jawowie, którzy sprzedali wujowi Owenowi Artoo i Threepio. Poznaję płaszcz tego
tutaj. Po co żołnierze Imperium mieliby mordować Jawów i ludzi piasku? Musieli przecież zabić
kilku jezdzców, żeby zdobyć banthy.
Jego umysł pracował gorączkowo. Z nienaturalnym napięciem spoglądał ponad szybko rozkładają-
cymi się ciałami Jawów na śmigacz.
- Ale... jeśli doszli do tego, że roboty trafiły do Jawów, to musieli również ustalić, komu zostały
sprzedane. A to zaprowadzi ich do... - Luke szaleńczym pędem ruszył w stronę śmigacza.
- Luke, zaczekaj... Czekaj, Luke! - krzyczał Kenobi. - To zbyt niebezpieczne. Nigdy nie...
Luke nie słyszał niczego prócz szumu w uszach, nie czuł niczego prócz płomieni w sercu. Wsko-
czył do pojazdu i natychmiast przerzucił akcelerator na pełny ciąg.
Wśród eksplozji żwiru i piasku śmigacz wystartował, pozostawiając Kenobiego i dwa roboty stoją-
cych samotnie między tlącymi się ciałami, na tle dymiącego ciągle wraku piaskoczołgu.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Dym, który zauważył Luke, zbliżywszy się do miejsca, gdzie stał jego dom, miał konsystencję cał-
kowicie różną od tego, który wydobywał się z pojazdu Jawów. Chłopiec ledwie pamiętał, by wyłą-
czyć silnik, zanim odrzucił owiewkę i zeskoczył na piasek. Ciemne kłęby w jednostajnym tempie
wypływały z licznych dziur w ziemi.
Te dziury były jego domem, jedynym, jaki znał. Teraz można by je wziąć za kratery niewielkich
wulkanów. Raz za razem próbował sforsować wejście do podziemnego kompleksu i raz za razem,
krztusząc się i kaszląc, musiał cofać się przed żarem.
Zrezygnował. Był osłabiony, potykał się, a oczy łzawiły mu nie tylko od dymu. Na wpół oślepiony
ruszył w stronę zewnętrznego wejścia do garażu. Tu także się paliło. Może jednak udało im się
uciec drugim śmigaczem...
- Ciociu Beru! Wujku Owenie!
Trudno było cokolwiek dostrzec poprzez bijące w oczy kłęby. Dwa tlące się kształty, ledwie wi-
doczne przez dym i łzy, leżały u wejścia do tunelu. Wyglądały prawie jak...
Przyjrzał się uważniej, nerwowo trąc nieposłuszne oczy.
- Nie!
A potem biegł, padał i wciskał twarz w piasek, by nie widzieć już niczego więcej.
Trójwymiarowy pełny ekran pokrywał całą ścianę dużej sali od podłogi do sufitu. Ukazywał milio-
ny gwiezdnych systemów. Była to zaledwie niewielka cząstka Galaktyki, lecz pokazana w ten spo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]