[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7Å‚ONA NA POKAZ 215
codziennie po powrocie ze żłobka czy przedszkola -
diabli wiedzą, gdzie spędzają poranki - wyprowadzają
na spacer wielkiego czarnego potwora.
Właśnie nadchodzili.
- Cześć, chłopaki. - Popatrzył na nich znad oprawek
dwuogniskowych okularów, które ukradł wczoraj śpiące
mu na Å‚awce staruszkowi. - Aadny dzionek, prawda?
A raczej popołudnie.
Chłopcy byli podobni do siebie jak dwie krople wody.
Nie tylko wyglądali identycznie, ale w identyczny sposób
zmarszczyli brwi. TowarzyszÄ…ce im wielkie czarne psisko
obnażyło kły.
- Ale duży pies. Jak ma na imię?
Obaj w tej samej chwili położyli rękę na psim karku.
- Poker - odparł chłopiec po prawej. - Jest pan ob
cy? Bo nam nie wolno rozmawiać z obcymi.
Pikę wsunął kciuki za pasek poliestrowych spodni, które
znalazł w śmietniku za sklepem z używaną odzieżą.
- Hm, jestem dziadkiem. Czy dziadek to ktoÅ› obcy?
Chłopcy naradzili się szeptem.
- Chyba nie - oznajmił ten bardziej wygadany.
Grzechotnik Pike pogratulował sobie w duchu. Sta
rannie przygotował się do roli - zgolił wąsy i brodę,
a włosy i brwi wysmarował białą pastą do butów. Trud
się opłacił. Wąsy wkrótce odrosną, pasta się spłucze. Pies
wciąż szczerzy kły, ale on się nie libzy. Pike'owi chodziło
o rozmowÄ™ z dzieciakami, zaufanie psa nie jest mu do
niczego potrzebne.
- Noah i ja nie mamy dziadka. Mamy za to nowego
SANDRA STEFFEN
216
Pike wiedział, o kim mówią. Wyatt Russell, wielki
prawnik z Waszyngtonu, porządnie zalazł mu za skórę.
Wsunąwszy rękę do kieszeni, wyciągnął pomięte
zdjęcie. Chciał podejść bliżej chłopców, ale powstrzy
mało go grozne warczenie dobywające się z psiego
gardła.
- Zwietny pies obronny... Spójrzcie, to jest moja
wnuczka. Penny.
- Ojej, wygląda zupełnie jak Emily - oznajmił chło
piec, który dotąd milczał.
- Jak kto? - spytał niewinnym tonem Pike, który spe
cjalnie wybrał stare zdjęcie Emily Blair.
- Jak Emily. Nasza przyjaciółka.
- Penny ma piętnaście lat. Jest najlepszą wnuczką na
świecie. Niedawno przeprowadziła się ze swoją mamą do
Teksasu.
- Emily też się niedawno przeprowadziła.
- Co ty powiesz? Również do Teksasu?
- Nie. Do Montany.
- Serio? - Pike'owi kręciło się w głowie od patrzenia
przez okulary. - Byłem kiedyś w Montanie. - Schował
zdjęcie do kieszeni. Ręka mu się trzęsła. Musi się napić.
- A gdzie w Montanie teraz mieszka?
-W Red...
- Noah! Aleks!
Na dzwięk głosu matki chłopcy odwrócili się. Grze-
chotnik Pike czym prędzej skrył się w sklepie sporto
wym, po czym wymknÄ…Å‚ siÄ™ tylnymi drzwiami. CzapkÄ™
z daszkiem i okulary wrzucił do pierwszego śmietnika,
jaki zobaczył po drodze. Zadowolony, pogratulował sobie
ZONA NA POKAZ
217
w duchu. Potrafi gadać z bachorami! Gdyby nie ich mat
ka, wszystko by mu powiedzieli.
Wrócił do pokoju hotelowego. Musi się spakować.
Emily zaszyła się w Montanie, w miasteczku Red coś
tam.
Dobra, mała. Wkrótce się spotkamy!
Patsy wypadła na zewnątrz, drzwi zamknęły się za
niÄ… z hukiem.
- Teddy! Joey!
Osłaniając oczy przed słońcem, rozejrzała się po ogro
dzie. Szukała swoich ukochanych synów. Chłopców nie
znalazła, ale zobaczyła siedzącą przy basenie Amber, któ
ra rozmawiała z Joem.
- Joe! - zawołała do mężczyzny, którego żonę uda
wała od dziesięciu lat. - Nie wiesz, gdzie są chłopcy?
Chyba nie sprzątają znów w stajni...
Po chwili obaj wybiegli z domu. Patsy z promiennym
uśmiechem patrzyła, jak wskakują do wody. Jej dwa naj
większe skarby! Gdyby tylko zdołała odszukać dziecko,
które skradziono jej przed laty, byłaby najszczęśliwszą
kobietą na świecie. A gdyby jeszcze udało się jej pozbyć
Joego i tej małej wstręciuchy Emily...
Dwa dni temu otrzymała wiadomość od detektywa,
że przy nielegalnej adopcji dziewczynki odpowiadającej
rysopisowi jej córeczki pośredniczył jakiś nieuczciwy le
karz ze Stockton. Z dokumentów wynika, że dziewczyn
ka trafiła do pary mieszkającej w Ohio. Patsy poprosiła
detektywa, aby kontynuował poszukiwania.
Jej mała córeczka jest teraz dorosłą kobietą! Patsy
SANDRA STEFFEN
218
zmrużyła z namysłem oczy. Miała nadzieję, że Jewel
w niczym nie przypomina dorosłych córek Meredith, któ
rych szlachetność i dobre serce przyprawiały ją o mdło
ści.
- Joe, muszę z tobą porozmawiać.
Pochyliwszy się nad córką, Joe szepnął jej coś do ucha
i ruszył w stronę żony. Z każdym krokiem jego spojrze
nie stawało się coraz bardziej lodowate. Patsy była pewna,
że na córkę patrzył czule. Och, ile upokorzeń musiała
znosić w tym domu!
- Co ona tu robi?
Joe Colton zmierzył wzrokiem tę obcą kobietę, w któ
rą przeistoczyła się jego piękna Meredith. Gdyby nie Joe
Junior i Teddy, dawno porzuciłby swój ukochany dom.
Hacienda de Alegria - Dom Radości. Radość dawno
w nim nie gościła.
- Amber jest naszą córką, a to jest również jej dom.
- Musi chodzić taka skrzywiona?
- Ma problemy. Cierpi.
Patsy przyjęła wyjaśnienie ze wzruszeniem ramion.
- Mogłabyś okazać jej nieco współczucia.
- Och, bez przesady! Ma dwadzieścia sześć lat. Niech
się dąsa i pochlipuje we własnych czterech ścianach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]