[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co się stało?
Kierowca wysiadł.
- Coś mi w motorze nawala, cholera jasna. - Otworzył maskę i zaczął szukać
uszkodzenia. - Gdyby towarzysz major mógł mi poświecić latarką...
Downar wysiadł, wziął od chłopaka latarkę i pochylił się nad motorem. Znał się trochę
na tym.
W tym momencie poczuł na plecach lufę pistoletu.
- Hände hoch!
Zaskoczenie było zupełne. Podniósł ręce do góry.
Kierowca szybkim ruchem wyrwał mu broń spod marynarki, wyjął magazynek i kulę z
lufy i rozładowany pistolet wsunął z powrotem do futerału.
- Teraz może się pan tym bawić, panie majorze - powiedział z uśmiechem, zadowolony
ze swojego dowcipu.
Downar nie poruszył się. Mężczyzna stojący za nim ciągle naciskał mu lufą kręgosłup.
- Komen Sie mit! - padł zdecydowany rozkaz.
Za zakrętem stał szary lincoln. Alicję ulokowano przy kierowcy. Downar usiadł z tyłu z
prawej strony koło mężczyzny z pistoletem. Dopiero teraz wyraznie zobaczył jego twarz. Był
to ten jednoręki cudzoziemiec, którego widział wtedy w kawiarni z Alicją. Ahmed Bakelis.
Nie wypuszczał z ręki pistoletu.
Ruszyli w kierunku Oliwy. Lincoln pochłaniał przestrzeń z nieprzepisową szybkością.
Pachnący brylantyną brunet prowadził wóz brawurowo. Alicja siedziała koło niego
skurczona, milczÄ…ca.
Po obu stronach szosy wyrosły drzewa. Zwolnili. Gwałtowny skręt kierownicą i
samochód wpadł w gęstwinę. Zgrzytnął hamulec.
Rozwalą mnie tu - pomyślał Downar i zrobiło mu się nieswojo. Uczucie strachu zostało
jednak natychmiast zniwelowane wściekłością. - Tak wpaść. Tak się dać nabrać... Jak
pierwszy lepszy początkujący dureń. Niechże to wszyscy diabli.
Brunet wysunął się zza kierownicy, obszedł wóz dookoła i stanął przy drzwiczkach,
przy których siedział Downar.
- Wysiadać!
- A to niby dlaczego? Dobrze mi siÄ™ tu siedzi.
- Aussteigen! - rozkazał Ahmed, otwierając drzwiczki, żeby wysiąść. Był wysoki.
Musiał się pochylić.
Ten właśnie ułamek sekundy wykorzystał Downar. Chwycił uzbrojoną dłoń i wykręcił
ją z całej siły. Pistolet upadł na podłogę samochodu. Downar podniósł, go błyskawicznie,
wyskoczył z wozu i krzyknął:
- Ręce do góry!
Nie docenił przeciwnika. Ahmed z małpią zwinnością kopnął go ciężkim butem w rękę.
Pistolet zatoczył mały łuk i wpadł pod wóz.
W następnej sekundzie Downar runął na przeciwnika i wtedy przekonał się, że
jednoręki cudzoziemiec doskonale włada obydwoma rękami. Był niezłym bokserem. Jego
lewy sierp powalił Downara na ziemię. Padając dostrzegł kątem oka nadbiegającego
kierowcę. Sytuacja była trudna.
W tym momencie Alicja nacisnęła gaz. Lincoln ruszył, odsłaniając leżący na mchu
pistolet.
Jeden szybki ruch i Downar był uzbrojony.
- Nie ruszać się - warknął. - Ręce do góry!
Spełnili rozkaz. Nie wyglądał na człowieka, który żartuje.
Podszedł bliżej, kazał im się odwrócić tyłem i zdjąć paski.
- Zwiąż mu ręce - powiedział, trącając lufą pistoletu kierowcę. - Tylko żadnych
kawałów. Jeden podejrzany ruch, a łeb ci rozwalę.
Wiązał z takim zapałem, że aż Ahmed syknął z bólu.
- Nie tak mocno - upomniał go Downar - Skórę mu poprzecinasz. - Drugim paskiem
związał przystojnego bruneta, a swoim własnym połączył ich razem, żeby mu się nie
rozbiegli.
Potem pchnął obydwóch przed sobą.
- Jazda. Ruszajcie.
Wyszli na szosÄ™.
Parę samochodów minęło ich, nie zatrzymując się. Wreszcie radiowóz milicyjny.
- Downar pokazał swoją legitymację służbową.
- Natychmiast szukajcie szarego lincolna - powiedział.
Porucznik roześmiał się.
- Już mamy tę ciziulę, towarzyszu majorze. Nasi ludzie ją wiozą. Jadą za nami.
- Jakżeście na nią wpadli?
- Sierżant Kolec z Sopotu odzyskał przytomność i zaalarmował swoją komendę.
Radiowozy z Gdańska i z Gdyni zablokowały szosy...
- Ogłuszyli go?
- Jasne. Podobno jakiś facet poprosił go o ogień, a potem nic już nie pamięta. Ocknął się
gdzieÅ› niedaleko Grand Hotelu.
- A wy jesteście z Gdyni?
- Tak jest. Zatrzymaliśmy babkę między Orłowem a Gdynią. Próbowała uciekać, ale
strzeliliśmy parę razy na postrach i zatrzymała wóz.
- Dobra robota - pochwalił Downar. - Zabierajcie tych klientów i jazda komendy -
dodał, wskazując swoich jeńców. - Tylko uważajcie, bo ten bezręki wali tak tą ręką, której
nie ma, że może szczękę pogruchotać.
- Lepszy jakiś inwalida - zaśmiał się porucznik. - Dokąd ich zawieziemy?
- Do Gdańska.
Ahmed Bakelis do niczego nie chciał przyznać. Zrobił straszliwą awanturę i odgrażał
się, że jego ambasada złoży notę protestacyjną w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. On nie
pozwoli się tak traktować... Nie brał udziału w żadnym porwaniu. To jego porwano, związano
i skradziono mu samochód marki lincoln. On jest poważnym, solidnym kupcem i milicja nie
ma prawa...
Dopiero kiedy z jego sprytnie wydrążonej protezy wydobyto większą ilość kokainy w
plastykowym opakowaniu, trochę stracił swój pierwotny tupet, ale ciągle jeszcze miał
obrażoną i bardzo godną minę. Twierdził, że jest lekarzem, naukowcem i że kokaina jest mu
niezbędna do jego doświadczeń. Na zapytanie, dlaczego używa protezy, skoro obydwie ręce
ma całe i najzupełniej sprawne, nie potrafił dać jasnej odpowiedzi. %7ładnego Wikarego nie zna
i nigdy nie spotkał.
Rozmowa z młodym entuzjastą brylantyny była łatwiejsza.
Wyszło na jaw, że nazywa się Ryszard Welnik i że mieszka stale w Warszawie. Nigdzie
nie pracuje. Utrzymuje siÄ™ z dorywczych prac zleconych. Jakiego rodzaju sÄ… te prace zlecone,
trudno mu było wyraznie określić.
Downar od razu na wstępie dał mu do zrozumienia, że jeżeli nie zdecyduje się na
szczerą rozmowę, to może przeżyć bardzo przykre chwile. Szkoda, żeby taki przystojny
młodzieniec stracił swoją urodę przez głupi upór.
Chłopak trząsł się ze strachu i przysięgał, że powie absolutnie wszystko.
Niewiele jednak wiedział. Był tylko siłą pomocniczą. Owszem, słyszał kiedyś o
Wikarym, ale nigdy go nie widział i nie ma pojęcia, gdzie go szukać. Wiedział natomiast, że
szefowie mieli sporo takich drobnych agentów jak on. Tak, woził czasami mniejsze partie
towaru, prowadził wóz, werbował młode dziewczęta, które nawiązywały kontakty z
cudzoziemcami i z bogatymi Polakami przyjeżdżającymi z zagranicy. Bardziej
szczegółowych danych o całej szajce nie potrafił udzielić.
Downar doszedł do wniosku, że wszystko to jest prawdą. Welnik nie był typem
człowieka, do którego handlarze narkotyków mogliby mieć zaufanie. Dobrze prowadził
samochód, był przystojny i nic więcej.
Rozmowa z Alicją miała przebieg dramatyczny.
- Chciałem pani pomóc. Dawałem pani szansę. Nie skorzystała pani z tego. Trudno.
Poniesie pani konsekwencje swoich czynów.
Płakała spazmatycznie.
- Taka jestem nieszczęśliwa, taka nieszczęśliwa...
Downar nie dał się wzruszyć łzami.
- Sądziłem, żeśmy się dogadali wtedy w hotelu. Pomyliłem się. Rozsunęła pani zasłony i
stanęła pani w oknie z zapalonym papierosem w zębach, żeby dać znać swoim wspólnikom.
Bardzo sprytnie. Moje uznanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]