[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Galanta, la Jędrzycha? - Juści, Szymkowi już kupiłam.
- Nie za mała to będzie?
- Takusińką ma ci głowę kiej moja...
- Piękny z ciebie byłby parobeczek...
- Abo i nie! - zawołała zuchowato, bakierując nieco czapkę...
- Wnetki by cię tu godziły do siebie...
- Hale... inom za droga do służby. - Zaczęła się śmiać.
- Jak komu... mnie byś ta za droga nie była...
- I w polu robić bym nie robiła...
- Robiłbym ja za ciebie, Jaguś, robił... - szepnął ciszej i tak spojrzał na nią namiętnie, aż dziewczyna
cofnęła się zakłopotana i już bez targu zapłaciła za czapkę.
- Sprzedaliście krowę? - zapytał po chwili opamiętawszy się nieco i wytchnąwszy z owej lubości, co mu
jak gorzałka buchnęła do głowy.
- Kupili ją la księdza do Jerzowa. Matka poszła z organistami, bo chcą zgodzić parobka.
- A to my sobie choćby na ten kieliszek słodkiej wstąpimy!...
- Jakże to?
- Zziębłaś, Jaguś, to się zdziebko ogrzejesz...
- Gdziebym zaś z wami szła na wódkę!...
- A to przyniese i tutaj się napijem, Jaguś...
- Bóg zapłać za dobre słowo, ale mi matki trza poszukać.
- Pomogę ci, Jaguś... - szepnął cichym głosem i poszedł przodem, a tak robił łokciami, że Jagna
swobodnie szła za nim wskroś ciżby, ale gdy weszli między płócienne kramy, dziewczyna zwolniła,
przystawała i aż jej oczy
To ci śliczności, mój Jezus kochany! - szeptała przystając przed wstążkami, które uwieszone w górze,
kołysały się na wietrze niby tęcza paląca.
- Która ci się widzi, Jaguś, to se wybierz... - rzekł po namyśle przezwyciężając skąpstwo.
- Hale, ta żółta w kwiaty, z rubla kosztuje abo i dziesięć złotych!
- Nie twoja w tym głowa, wez ino...
Ale Jaguś przez siłę i z żalem oderwała ręce od wstążki i poszła dalej do drugiego kramu, Boryna ino
pozostał na chwilę.
A w tym znowu chustki były i materie na staniki i kaftany.
- Jezus mój, jakie śliczności, Jezus! - szeptała oczarowana i raz w raz zanurzała ręce drżące w zielone
atłasy, to w czerwone aksamity i aż się jej ćmiło w oczach i serce dygotało z rozkoszy. A te chustki na
głowę! Pąsowe jedwabne z zielonymi kwiatami przy obrębku; złociste całe kiej ta święta monstrancja; a
modre jako to niebo po deszczu; a białe; a już najśliczniejsze te mieniące, co się lśkniły kiej woda pod
zachodzącym słońcem, a lekkie, kieby z pajęczyny! Nie, nie ścierpiała i jęła przymierzać na głowę a
przeglądać się w lusterku, które przytrzymywała %7łydówka.
Zlicznie jej było, jakoby zorze namotała na swoich lnianych włosach; a one modre oczy tak rozgorzały z
radości, aż fiołkowy cień padał od nich na twarz pokraśniałą; uśmiechała się do siebie, aż ludzie
poglądali na nią, taka była urodna i taka młodość i zdrowie biło od niej.
- Dziedzicówna jaka przebrana czy co? - szeptali.
Przyglądała się sobie długo i z ciężkim westchnieniem zdjęła chustkę, ale wzięła się targować, bo choć
kupić nie miała, a ino tak sobie, żeby oczy dłużej nacieszyć.
Ostygła wnetki, bo kupcowa powiedziała pięć rubli, że i sam Boryna jął ją zaraz odwodzić.
Przystanęli jeszcze przed paciorkami - a było ich tam niemało, jakby kto cały kram posuł tymi
kamuszczkami drogimi, że się lśniły a połyskały ino, aże oczów oderwać było trudno: bursztyny żółte,
jakoby z żywicy pachnącej uczynione; korale, kieby z tych kropel krwi nanizane, a perły białe, wielkie
jak orzechy laskowe, a drugie ze srebra i złota...
Przymierzała Jaguś niejedne i przebierała między nimi, a. już się jej widział najśliczniejszym sznur
korali, obwinęła nim białą szyję we cztery rzędy i zwróciła się do starego
- Uważacie, co?
- Pięknie ci, Jaguś! Mnie ta nie dziwota korale, bo i ano leży we skrzyni coś z osiem biczów po
nieboszce, a wielkich jak dobry groch polny!... - rzekł z rozmysłem, od niechcenia niby.
- Co mi ta z tego, kiej nie moje! - rzuciła ostro paciorki i spiesznie już szła, zachmurzona i smutna.
- Jaguś, a to przysiądzmy se zdziebko.
- Ale, do matki mi czas.
- Nie bój się, nie odjedzie cie.
Przysiedli na jakimś dyszlu wystającym
- Sielny jarmarek - rzekł po chwili Boryna rozglądając się po rynku
Przeciech nie mały - poglądała jeszcze ku kramom z żałością i często sobie westchnęła ale już ją
odchodziła smutność, bo powiedziała:
- Tym dziedzicom to dobrze... Widziałam dziedziczkę z Woli z panienkami, to tyla sobie kupowali ,że
aże lokaj za nimi nosił ! I tak co jarmark!
- Kto cięgiem jarmarczy - temu długo nie starczy.
- Im tam wystarczy.
- Póki %7łydy dają - rzucił złośliwie, aż Jaguś obejrzała się na niego i nie wiedziała, co rzec na to, a stary,
nie patrząc na nią, zagadnął cicho:
- Byli to od Michała Wojtkowego z wódką u ciebie, Jaguś, co?...
- A byli i poszli!... Niezguła jeden, jemu też swatów, posyłać... - zaśmiała się.
Boryna powstał prędko, wyjął z zanadrza chustkę i coś jeszcze w papier owinięte.
- Potrzymaj no to, Jaguś, bo mnie trzeba zajrzeć do Antka.
- Jest to na jarmarku? - oczy jej pojaśniały.
- Ostał przy zbożu, tam ano w ulicy. Wez sobie, Jaguś, to la ciebie - dodał widząc, że Jagna
zdumionymi oczami wodziła po chustce.
- Dajecie?... Naprawdę la mnie? Jezus, jakie śliczności! - wykrzyknęła rozwijając wstążkę tę samą, co
się jej tak podobała. - Hale, ino tak przekpiwacie se ze mnie, za cóż by mnie?... Kosztuje tyla
pieniędzy... a chustka czysto jedwabna....
- Wez, Jaguś, wez, la ciebie kupiłem, a jak ta któren parobek będzie przepijał do ciebie, nie odpijaj, na
co się spieszyć... mnie już czas iść.
- Moje to, prawdę mówicie?
- Zaśbym tam ocyganiał cię!
- I uwierzyć trudno. - I rozkładała ciągle chustkę to wstążkę.
- Ostaj z Bogiem, Jaguś.
- Bóg wam zapłać, Macieju.
Boryna odszedł, a Jagna raz jeszcze rozwinęła i przepatrywała, naraz zawinęła wszystko razem i chciała
bieżyć za nim i oddać... bo jakże jej brać od obcego, nie krewny żaden ni pociotek nawet... ale już
starego nie było.
Pociągnęła wolno szukać matki i z lubością, ostrożnie dotykała chustki. wsadzonej za pazuchę. Taka
była uradowana, że ino jej białe zęby połyskiwały w uśmiechu a twarz gorzała rumieńcem.
- Jagusia!... Do wspomożenia... biedna sierota... ludzie kochane... krześcijany prawdziwe... Zdrowaś
Maria za te duszyczki... Jagusia!...
Jagna oprzytomniała i jęła oczami szukać, kto ją wołał i skąd, i wnet dojrzała Agatę siedzącą pod
murem klasztoru na garści słomy, że to błocko w tym miejscu było po kostki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]