[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W wyrazie jej twarzy zauważył instynktowny protest przeciwko takiej
insynuacji i natychmiast stwierdził:
- Chcesz, żebym mu powiedział, że nie jesteś? - spytał z niebezpieczną
łagodnością w głosie.
- Na pewno już niczego takiego nie będzie próbował.
- Tak powiedział?
- No nie, ale...
- Ale co? Dałaś mu jakoś do zrozumienia, że chcesz, żeby cię podrywał?
A może umówiliście się na randkę w wodzie.
- Nie bądz śmieszny. On jest obrzydliwy - warknęła.
- To co u diabła robiłaś z nim w basenie? Do cholery, nie powiesz mi
chyba, że nie wiesz, jaki z niego rozpustnik. Widziałem, jak pożądliwie na
ciebie patrzy, kiedy Ashley nie ma w pobliżu. Czemu pozwoliłaś mu się
zbliżyć na tyle, że mógł cię złapać?
- Na nic mu nie pozwalałam - zaprotestowała.
- Nie powinnaś sama się kąpać.
S
R
- Uważasz, że to moja wina?
- Mogłaś przynajmniej wyjść z basenu, kiedy go zobaczyłaś.
- Na tym polegał problem. Nie widziałam go. - Tym razem to ona
popatrzyła na niego zjadliwie. - Winisz mnie - stwierdziła.
- Ten kostium pływacki leży na tobie jak druga skóra - wymamrotał.
- Bo w nim się pływa - zauważyła sarkastycznie. - Uważasz, że
powinnam wchodzić do basenu w ubraniu? Jak śmiesz obwiniać mnie za
zachowanie Rossa? - Podeszła do Luca i dzgnęła go palcem w pierś, ciągnąc
dalej: - Chciał grać w berka, oczywiście po to, żeby mnie obmacywać, ale
powiedziałam nie. Nie mogłam się jaśniej wyrazić. Uwierz mi, Ashley może
sobie zatrzymać tego nadętego, obleśnego faceta. - Zerwała z siebie ręcznik i
rzuciła nim w Luca. - Nie będę przepraszać za swój wygląd. To, że się raz z
tobą przespałam, nie czyni ze mnie zdziry - stwierdziła sztywno.
- Nigdy tak nie myślałem - wycedził. - Nie jestem aż takim hipokrytą.
- Praktycznie oskarżyłeś mnie o ułatwienie mu zadania! - krzyknęła
wzburzona.
- Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. To jemu nie ufam. Nie chcę,
żeby się do ciebie zbliżał - stwierdził wojowniczo.
Czyżby Luc był zazdrosny? Zachowywał się w sposób typowy dla
broniącego swojego terenu samca. Bila od niego wrogość.
%7łałowała swojej dramatycznej demonstracji, która pozbawiła ją ręcznika.
Mogła się skryć jedynie za słowami. Stała wyprostowana i dumna.
- Na pewno się nie powtórzy. W końcu już mnie przed tobą ostrzegł.
- Co to ma znaczyć?
- Powiedział mi o tobie i Karen. %7łe byliście nie tylko znajomymi.
S
R
- A ty mu uwierzyłaś? - Jego furia prawie ją przekonała, ale zobaczyła, że
na dzwięk imienia jej siostry coś w nim drgnęło. - Mieszka w Australii, na
miłość boską. Co on u diabła może wiedzieć?
- Powiedział, że Ashley ma zdjęcia, na których jesteś z Karen na
przyjęciu.
- Przyjęciu? - przerwał jej zgryzliwie. - To wszystko? %7ładnych
sprośności? Na miłość boską, jak mogłaś dać wiarę temu, co ten kretyn
opowiada?
- Nie ma dymu bez ognia.
- Cóż, jeśli wolisz wierzyć jemu niż mnie, to proszę bardzo! - wybuchł i
gwałtownie wyszedł z domku.
Weronika czuła, że pęka jej głowa, jak gdyby oberwała ogłuszającym
granatem. Pomyślała, że właściwie to wcale nie odpowiedział na jej zarzuty.
Zamiast tego rozzłościł się, że uwierzyła Rossowi.
A przecież tak nie było... nie do końca. Jej brak pewności siebie
powodował, że to wszystko wydawało jej się prawdopodobne, ale po cichu
oczekiwała, że Luc stanowczo zaprzeczy oskarżeniom. Gdyby tak się stało,
uwierzyłaby mu w mgnieniu oka.
Nie zrobił tego i to był ogromny cios dla uczuć, do których nie chciała się
przyznać. Była wdzięczna, że zwalczyła silne pożądanie i zachowała swoje
zasady i dumÄ™.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Z kompletną pustką w głowie Weronika weszła do sypialni, zdejmując
mokrą górę kostiumu kąpielowego. Marszcząc brwi, rozejrzała się wokół sie-
bie. Irytowało ją to, że nie widziała wyraznie.
- Tego szukasz?
Luc wszedł do pokoju. W ręku trzymał ręcznik.
- Przepraszam, zapomniałem, że go mam, kiedy wybiegłem. -
Uśmiechnął się krzywo. - Pomyślałem, że może go potrzebujesz.
W odruchu przerażenia chwyciła to, co było pod ręką, żeby zakryć biust.
Na jej nieszczęście była to leżąca na łóżku dekoracyjna poduszeczka, która nie
bardzo mogła sprostać zadaniu.
- W tej chwili jestem trochę przewrażliwiony na punkcie lojalności -
wyjaśnił posępnie. - Obawiam się, że pokutowałaś za grzechy kogoś innego. W
danych okolicznościach miałaś pełne prawo zapytać - i oczekiwać szczerej
odpowiedzi. Czasem pocałunek jest tylko pocałunkiem.
- Co?
- Mówię o Karen - dodał gwałtownie. - Na tym przyjęciu, na które ją
zaprosiłem zaraz po ich przyjezdzie do Londynu, jedyny raz ją pocałowałem.
Chociaż mówiąc dokładnie, to Karen mnie całowała. Zbyt dużo wypiła i
uwiesiła się mnie. Melanie była zakłopotana, więc udawałem, że mnie to bawi.
Odrobinę flirtowałem z twoją siostrą, ale ona uznała to za zachętę.
Podkochiwała się we mnie przez następnych kilka tygodni. Zrobiła się dość
nieznośna, więc poprosiłem Melanie, żeby z nią dyskretnie porozmawiała. Od
tamtej pory jej nie widziałem.
Ból głowy ustał, ale wciąż nie mogła się odezwać. Wyglądało to na jedno
z przelotnych zauroczeń typowych dla Karen. Poza kolejnymi chłopakami, z
S
R
którymi się umawiała, miała też tendencję do krótkotrwałych obsesji na
punkcie mężczyzn, którzy albo byli czarująco niedostępni, albo potencjalnie
użyteczni.
- Jest bardzo ładna, ale zupełnie nie w moim typie - mówił dalej.
Przesuwał się cicho wzdłuż drugiego łóżka. - Chyba myślała, że się jej nie
oprę, ale, choć może się to wam obu wydawać nieprawdopodobne, nigdy nie
ciągnęło mnie, żeby skorzystać z jej zaproszenia.
Podszedł bliżej i zorientowała się, że nie był tak przygaszony, jak jej się
wydawało.
- Nie wydaje mi się to nieprawdopodobne - przyznała. - Wiem, jaka jest
Karen, nie musisz...
- Zauważyłem, że moje bogactwo działa na niektóre kobiety jak
afrodyzjak - wyznał i zatrzymał się przed nią. - Wydaje im się, że ponieważ
mogę mieć to, co chcę, automatycznie będę chciał mieć wszystko. Nie
przychodzi im do głowy, że majątek pozwala mi być bardziej wybrednym.
Dlatego trzymam się z daleka od miejsc, gdzie spotykają się wytworne tłumy.
Wiesz, to, że przespałem się z tobą w Paryżu, nie oznacza, że jestem
rozwiązłym satyrem.
Wypuściła ze świstem powietrze z płuc.
- Przepraszam.
- Zazwyczaj nie jestem tak lekkomyślnym kochankiem - mruknął. -
Naprawdę doceniam niezwykłą wartość kobiety takiej jak ty.
- Jak ja?
- Kobiety inteligentnej, która nie boi się pozostać sobą, która bierze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]