[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale gospodarz zwrócił się do Złotopolskiego.
Jaśnie panie, a ze Złotopolem jak będzie?
Nie nudzcie mnie już wszyscy razem i idzcie do diabła, raz powiedziałem.
Ha! to trzeba iść. Niech panu Bóg nie pamięta. My głupi ludzie jesteśwa, ale my rozu-
miewa, że to jakoś niedobrze dzieje się teraz między panami.
54
mularze, wolnomularze członkowie masonerii.
48
Panowie znów zostali sami.
Czy rzeczywiście takie szkody ci robią? spytał Złotopolskiego Miś Rossowski.
Mais parole d'honneur!55 i nie tylko mnie, ale wszędzie.
No, to dlaczego raz im tego księża nie wytłumaczą? przerwał książę Antoś.
Bo mają co lepszego do tłumaczenia odpowiedział Miś. Dziwię się, mój Antosiu, że
nie rozumiesz tego. W dzisiejszych czasach są kwestie ważniejsze i obchodzące bardziej ludzi
w dobrym duchu. Wstydz się, Antosiu, tego nie rozumieć.
Książę Antoś się obraził.
Wiedzą ludzie i bez tego kto jestem.
Dajcie-no pokój rzekł Złotopolski. Ot, zmęczyłem się już tymi ciągłymi sprawami;
Wiecie co, robimy pulkę dla zabicia czasu. Czas to pieniądze.
Doskonale zastosowane! woła Maszko.
Nigdzie tyle, ile przy grze nie sprawdza się, że czas to pieniądze
IV
Nazajutrz była niedziela, młodzi panowie pojechali więc do kościoła. Po całej okolicy roz-
biegła się już była wieść o tym, że w Złotopolu bawi nie tylko gospodarz, ale i kilku z mło-
dzieży najwyższego towarzystwa. Dlatego w kościele zjazd był liczniejszy niż zwykle. Każdy
ciekawy był widzieć szczególniej księcia Antosia. Cała okolica była po prostu dumna z jego
obecności. Sąsiedzi Złotopola, mający córki na wydaniu, długo biedzili się i rozprawiali, czy
wypada powitać go mową, czy nie. Stanęło, że wypada. Pan Sidorowicz, właściciel Drżącej,
pogniewał się nawet z panem Feliksowiczem, właścicielem Mszczynowa, o to, jak się ta
mówka powinna zaczynać. Pierwszy sądził, że najwłaściwiej będzie zacząć od;
Są chwile w życiu drugi uważał taki początek za trywialny i proponował: gdy na
horyzoncie księżyc zajaśnieje . Wiele z tego powodu było kłopotów, bo przy tym żaden z
tych panów nie chciał ustąpić drugiemu w tym, kto będzie miał mowę. Jeszcze więcej były
wzruszone panie. Dla okolicy bytność takiego księcia Antosia wydawała się faktem niezwy-
kłym, albowiem w całym powiecie, prócz Złotopolskiego, siedziała szlachta jednowioskowa,
a nawet i Złotopolski hrabią nie był, co mu poczytywano za złe w niektórych kółkach. Ruch
tedy panował wszędzie. Pani Zwiernicka, właścicielka Okopcina, naprzód wystawiała sobie,
jaki to musi być miły ten prince Antoine56; ona już dziś (czemu sama się dziwi), choć nigdy
go nie widziała, czuje do niego szczególną sympatię i ręczy, że przeczucie jej nie zawiedzie.
Również i panny Słomińskie spierające się zwykle o to, która ma najmniej ciała, wiodą na
rachunek księcia Antosia spór jeszcze zaciętszy. Najmłodsza zastrzega sobie nawet z góry,
żeby siostry nie brały jej za złe, jeżeli książę Antoś na nią najpierw zwróci uwagę, bo ona
temu nie winna, że ma coś takiego szczególnego w twarzy, co ściąga na nią uwagę wszyst-
kich. Są jednak i takie domy, które oświadczają, że im wszystko jedno, kto będzie na sumie w
niedzielę, i jeśli wystąpią trochę uroczyściej niż zwykle, to wcale nie dla jakichś tam gości z
Warszawy, ale dla honoru i dla pokazania, że: fiu! fiu! z nami niełatwo! Z tym wszystkim
służba dostaje rozkaz, żeby wystąpić z liberią57, końmi i powozami jak najporządniej.
55
(franc.) Ależ słowo honoru!
56
prince Antoine (czyt. pręs Antuan; franc.) książę Antoni.
57
liberia (z franc.) mundur służby w arystokratycznym domu.
49
A niech mi się jeden z drugim nie dopilnuje dodaje energicznie pan domu to ja mu
się nie dopilnuję!
Z drugiej strony w Złotopolu Miś Rossowski, jedyny człowiek z taktem i dusza praw-
dziwego szyku , jak go zwą w Warszawie, zaklina przyjaciół, żeby pomimo ciepła wziąć
watowane angielskie paletoty, bo prawdziwy gentleman powinien być zawsze za ciepło ubra-
ny, a przy tym powinien nawet i na wsi dawać wzór prawdziwego tonu.
To jest naszym obowiązkiem mówi Miś; niech każdy spełnia swoje posłannictwo, a
kiedy Opatrzność postawiła nas jako wzór, bądzmyż prawdziwym wzorem.
Maszko robi uwagę, że dla pospolitej szlachty tacy ludzie jak oni to jest Maszko i jego
przyjaciele nie mają żadnych obowiązków, ale Miś zbija go uwagą, że tacy ludzie jak oni
już dla siebie samych mają pewne obowiązki, których nie mogą przekraczać.
Panowie ze Złotopola przybywają zatem do kościoła w angielskich paletotach, co sprowa-
dza rumieniec wstydu na twarze tych z młodzieży wiejskiej, którzy mają letnie okrycia. Nie-
którzy z nich jednakże biorą za złe warszawskim elegantom te paletoty, uważając w tym chęć
ubliżenia szlachcie, a nawet wynoszenia się ponad nią.
Mimo to oczy wszystkich skierowane są ku gościom z Warszawy, a uwaga tak dalece za-
jęta nimi, że nikt nawet nie słyszy głosu kaznodziei, który to głos jest jednakże tak silnym, że
słusznie można by się obawiać o dachówki kościoła. Tym razem, ku większemu zbudowaniu
chłopskich słuchaczów, spada z ambony Darwin58. Mówca widzi go wyraznie w chwili sko-
nania, jak odwołuje swe pisma, wije się z boleści i ryczy wściekle. w prawdopodobny ryk
Darwina przejmuje słuchaczów taką zgrozą, że jedna z bab, ockniona właśnie z drzemki, woła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]