[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a na końcu przestraszyłem się, że to może wysłannicy gangu, albo wręcz m a f i i, co straszą, a
jednocześnie ofiarują opiekę... tacy racke-terzy - szantażyści. Wysłuchałem, co mieli do
powiedzenia, podziękowałem im grzecznie, ale nie przyjąłem ich usług.
- I co było potem?
- To, co w tego rodzaju kryminalnych aferach. Dostałem dwa liściki z pogróżkami.
- Od kogo?
- Od nich. - Jureczek wskazał na nas.
- Nic podobnego! - zaprzeczyliśmy gwałtownie. - Nie pisaliśmy żadnych liścików!
- Czy to te, które trzymam teraz w ręce? - Magnificencja pokazała dwa eleganckie, srebrzyste
bilety wizytowe.
- Tak, to te - oświadczył Jureczek. - Przyniosłem je tutaj, bo figuruje na nich adres tej szkoły,
natomiast nazwiska wydały mi się zmyślone.
- Zamiast nazwisk podane tam są ich przezwiska - wyjaśniła Ficencja. - Niemniej wiadomo, o kogo
chodzi. Macie; czytajcie - podała nam wizytówki. - Nie chciałam wierzyć w to, co opowiedział mi
pan Jureczek, ale te karty przekonały mnie.
Zdenerwowani porwaliśmy wizytówki. Na mojej stało jak byk:
ARCHIBALD BBEL DETEKTYW PRYWATNY
Szkoła Podstawowa nr 813 im. L. Krzemienieckiej Warszawa, ul. Archiwistów 5
65
Coś podobnego! Zupełnie ogłupiałem. Tak było wydrukowane na jednej stronie, a na drugiej z
rosnącym osłupieniem zobaczyłem niesłychany tekst:
Szanowny panie Jurku Jureczku!
Wierząc, że zdrowie naszych dzieci leży panu na sercu, spodziewamy się, że wpłaci pan w ciągu
trzech dni od daty niniejszego wezwania (pierwszego i ostatniego, proszę pana!) skromny datek w
postaci złotych polskich 10000, słownie: dziesięć tysięcy na konto prywatnej FUNDACJI DR.
HAB. KALASANTBGO FAFUAY pod nazwą RADOSNY BRZDC. Inaczej czeka pana w
najbliższym czasie duża nieprzyjemność.
ARCHIBALD BBEL (sekretarz Fundacji)
PS
By oszczędzić Panu fatygi, zgłosi się do Pana w ciągu najbliższych dni inkasent Fundacji i pobierze
za pokwitowaniem ten dar. (Przypominamy, iż może Pan go odliczyć od podstawy opodatkowania).
Pod spodem podany był numer konta i nazwa banku. Identyczne wezwanie do zapłacenia dziesięciu
tysięcy złotych otrzymał pan Jureczek na drugim bilecie wizytowym, należącym jakoby do
Dezyderiusza Syfona.
- To... to zupełnie niesłychane. Ktoś chce nas wrobić... skompromitować - wybuchnąłem.
- I nawet wiadomo już kto - dorzucił wzburzony Syfon. - To Palemon... Już mówiłem pani dyrektor
o tym groznym gangsterze, o szczególnym poczuciu humoru.
- Więc zaprzeczacie, że spreparowaliście tego rodzaju liściki, żeby wymusić na panu Jureczku
okup?
- Stanowczo zaprzeczamy. Te liściki z daleka pachną oszustwem. Nic w nich nie ma prawdziwego,
może prócz numeru konta... Kto dzisiaj nosi imię Kalasanty? Wszystko
66
tu jest fałszywe: fałszywa fundacja, fałszywy doktor (habilitowany) pod fałszywym imieniem i
nazwiskiem, a konto założone na pewno na podstawie sfałszowanych dokumentów. Za tym
operetkowym Kalasantym Fafułą kryje się po prostu złowroga postać Palemona. To jego styl, jego
zabawa...
- W której ochoczo wzięliście udział od początku - powiedziała Ficencja. - Tak, panie kierowniku -
zwróciła się do Jureczka. To jest powód, czemu tępię w mojej placówce dydaktycznej zabawy w
gangi i agentury, w detektywów i ochroniarzy, w cichociemnych i gliniarzy, w tajne związki, w
mafie i szajki... Bo to się zaczyna od niby niewinnych igraszek, od straszenia, od śledzenia, od
ścigania i łapania na niby, a kończy się na zupełnie poważnym szantażyku!
- Ależ, pani dyrektor...
- Cicho, już powiedzieliście swoje. Gdyby były stopnie za wygadanie i bezczelność, mielibyście u
mnie murowane szóstki z plusem - podniosła głos Ficencja.
- Przepraszam, ale jeszcze dwa słowa do pana Jureczka -jęknął Syfon. - Czy pan, panie Jureczku,
nie rozumie, że my także padamy ofiarą zemsty Palemona? Za jednym zamachem... to znaczy...
hm... za jednym liścikiem chciał nas wszystkich załatwić. Od pana wyłudzić po dziesięć tysięcy
złociszów, a nas wrobić w aferę, upaprać, obsmaro-wać, oczernić i skompromitować, co, jak widzę,
mu się udaje - spojrzał z wyrzutem na Ficencję.
- Dosyć! Odbieram ci głos! - krzyknęła dyrektorka.
- Zaraz... niech pani tego nie robi, zamknąć nam usta? o to właśnie chodziło Palemonowi. Odebrać
nam wiary... wiary...
- Wiarygodność - podpowiedziałem.
- Tak jest! Wiarygodność - podjął Syfon. - Ponieważ stanęliśmy mu na drodze, i pan, panie
Jureczku i my! Pan też zrobił z niego balona, a raczej bańkę mydlaną z firmy
67
[ Pobierz całość w formacie PDF ]