[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słuchawkę.
- Jesteś obrzydliwym tchórzem - szepnęła. Colin miał
rację, nie zasługujesz na miłość. Nie zasługujesz na nic.
Wiele razy w ciągu następnych dni myślała, że dłużej nie
wytrzyma, ale jakoś wytrzymywała i życie toczyło się dalej.
Zbliżało się Boże Narodzenie, wszyscy wokół byli zajęci
przygotowaniami do świąt, a Kit jakby to wszystko nie
dotyczyło. Jej serce było martwe. Zaczęło umierać pierwszego
dnia, w którym nie doczekała się listu. Następnego ranka
również nie było poczty, podobnie następnego, i następnego...
W końcu zrozumiała, że nie będzie już żadnych listów.
Emma z Davidem wybierali się na święta do swoich
rodziców. Emma próbowała ją namówić, żeby pojechała z
nimi, ale Kit tłumaczyła uparcie, że chce odpocząć, że marzy
jej się chwila samotności i spokoju. Obie wiedziały, że to
kłamstwo, ale w końcu Emma ustąpiła, wymusiwszy na
przyjaciółce obietnicę, że będzie dzwonić do niej codziennie
rano.
185
Małe mieszkanie wydało się Kit przerażająco puste, kiedy
wróciła do niego sama, pożegnawszy się na dole z Emmą.
Rzuciła okiem na kilka nie dokończonych przez siebie
projektów mody plażowej, ale po chwili odłożyła je z
niesmakiem. Włączyła telewizor, przeleciała przez wszystkie
kanały, i po wysłuchaniu fragmentów kilku kolęd, cisnęła
pilota w kąt i sięgnęła po pierwszą z brzegu książkę.
- Jesteś szczęściarą - powiedziała do siebie głośno,
przeczytawszy kilka razy tę samą stronę. Firma zaczęła
naprawdę kwitnąć, mieli mnóstwo zamówień na projekty, ona
była zdrowa, młodą, wolna od kłopotów finansowych...
Wtuliła głowę w ramiona i zaniosła się rozpaczliwym
szlochem.
Po kilku godzinach nicnierobienia i użalania się nad
własnym losem ogarnęła ją złość i wyszła na spacer do Hyde
Parku. Wróciła póznym popołudniem, przyjemnie zmęczona i
prawie pogodzona z faktem, że spędza w ten sposób święta.
Może Nowy Rok będzie lepszy...
Po długiej kąpieli ubrała się w pidżamę i miękki szlafrok,
usiadła w wygodnym fotelu i rozejrzała się zgaszonym
wzrokiem po świątecznie przyozdobionym pokoju. Kłujący
ból w piersiach stawał się coraz bardziej dotkliwy. Jak ona za
186
nim tęskniła... Ale tak było lepiej. Unieszczęśliwiłaby go
swoim jarzmem przeszłości, lękiem, niepokojami, swoją
nieufnością. Powinien znalezć sobie kogoś innego. Serce
waliło jej jak oszalałe, ale starała się myśleć racjonalnie.
Pewnie już kogoś ma, może Zita pomagała mu dojść do
siebie? Po ostatnim nieszczęsnym telefonie nie przysłał ani
jednego listu, nie próbował się z nią skontaktować. Zagryzła
wargi do krwi i wybuchnęła płaczem.
Na dzwięk dzwonka u drzwi nerwowo podskoczyła. Kto, u
diabła...? Czekała, ocierając oczy i chlipiąc bezradnie. Ktoś
zadzwonił po raz drugi, a potem trzeci i czwarty... Cholera.
Nie odejdzie.
Zanim otworzyła drzwi, zerknęła w lustro. Nigdy, nawet w
najlepszych czasach, nie potrafiła ładnie płakać. A to z
pewnością nie były najlepsze czasy.
- Cześć.
A więc do końca zwariowała. To nie mógł być on.
Tęskniła za nim tak bardzo, tak bardzo go potrzebowała, że jej
umysł zakpił z niej - ma halucynacje.
- Kotku? Mogę wejść do środka?
Był tutaj. To był on. Cofnęła się o krok, patrząc mu w twarz.
Kochaną twarz. Nie mogła wydusić z siebie słowa, tylko
187
wiodła za nim nieprzytomnym, zdumionym wzrokiem.
Wyglądał wspaniale i pachniał tym czymś... Rozpoznałaby ten
zapach na końcu świata.
- Kotku? - Odwrócił się, kiedy zamknęła drzwi, i spróbował
się uśmiechnąć. Na próżno. Jego blade usta rozchyliły się w
niepewnym grymasie.
Był zdenerwowany! To niemożliwe... Ale tak było.
- Wiem, że Emma wyjechała, i nie chciałem, żebyś była
sama w święta... Płakałaś? - spytał głosem dawnego Gerarda,
stanowczym i żądającym odpowiedzi.
- Trochę... Pewnie wyglądam jak kupka nieszczęścia.
- Wyglądasz pięknie. Dla mnie mogłabyś zawsze tak
wyglądać.
- Gerard...
- Wiem, wiem. - Podniósł rękę i odwrócił się do okna. - Nie
przyjechałem tu po to, żeby cię dręczyć, proszę, uwierz mi.
Wiem, że potrzebujesz czasu, i zrozumiałem, że bezsensownie
przypierałem cię do muru. Sama musisz dojść do tego, czego
chcesz. To była moja
wina. - Wciąż stał odwrócony do niej plecami. - Dręczyłem
cię, podczas gdy ty potrzebowałaś spokoju, żeby móc cofnąć
się o krok i ocenić z dystansu swoje przeszłe i terazniejsze
188
życie, poukładać sobie to wszystko w głowie. A ja po prostu
bałem się, że cię stracę... - Na
chwilę załamał mu się głos. - Bałem się, że jak już dojdziesz
całkiem do siebie, zabraknie dla mnie miejsca w twoich
planach, dlatego tak szarżowałem. Przejrzałem na oczy
dopiero po naszej ostatniej rozmowie telefonicznej. Chciałem
wzbudzić w tobie zaufanie, pokazać, jaki jestem, co myślę, jak
czuję...
- Gerard... - Kiedy przerwała mu stanowczym głosem,
odwrócił się i spojrzał na nią błagalnie.
- Nie mów tego, kotku.
- Czego?
- %7łegnaj.
- Zegnaj? - O czym on mówił?
- Jesteś mi potrzebna. - Uniósł w bezradnym geście ręce i
zaraz potem opuścił je bezwładnie. - Nikogo w życiu nie
potrzebowałem tak bardzo. Ty jesteś moim życiem. Wiem, że
to ty zostałaś skrzywdzona i powinnaś mieć kogoś silnego, na
kim mogłabyś polegać, kto by cię chronił, ale, do licha,
zaczynam wariować. Mam wrażenie, że jesteś we mnie, we
wszystkim, co robię, w każdej mojej myśli. Nie mogę tak
dłużej... - Przerwał, wystraszony ostatnimi słowami. - Kit, nie
189
chciałem powiedzieć, że...
- Wolał zamilknąć.
On potrzebuje jej? Nie, to niemożliwe, myślała szukając
odpowiedzi w jego twarzy. Ale to była prawda. Widziała, że
cierpi tak jak ona. Jak mogła tego nie rozumieć? Azy
potoczyły się po jej policzkach. Jak mogła go tak dręczyć?
Potrzebował jej, tylko jej, nikogo innego. Patrzył na nią
inaczej niż ona patrzyła na samą siebie - po latach wmawiania
jej, że jest brzydka, nic niewarta, przez nikogo nie kochana.
On ją kochał.
- Jestem ci potrzebna? - wyszeptała. - Naprawdę jestem ci
potrzebna? - powtórzyła głośniej, czując, jak rozpiera ją
radość, silniejsza od strachu i bólu.
- Tak bardzo... - Błądził nieprzytomnie wzrokiem po jej
twarzy, niepewny jej reakcji. - Ale mogę cierpliwie czekać...
- A ja już nie mogę.
Wciąż się wahał, jak gdyby nie wierzył własnym uszom.
- Chciałbym, żebyś została moją żoną - powiedział, cedząc
słowa. - Chciałbym, żebyś była ze mną, żebyś mi ufała i
rozumiała, że jestem zawsze przy tobie, bez względu na
wszystko, ale wiem, że to będzie dla ciebie trudne. Mogę
poczekać na miłość fizyczną tak długo, jak zechcesz...
190
[ Pobierz całość w formacie PDF ]