[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mojego męża pochylającą się, by zabrać patyk z psiego pyska. Rzucił go ponownie, śmiejąc się, a
pies znowu po niego poleciał. Chłopiec i jego pies. Jak bardzo do siebie pasują, pomyślałam. Proste
istoty cieszą się prostą zabawą.
Ale czy proste zabawy mnie zadowolą? To pytanie sprawiło, że odwróciłam się z
niepokojem od okna, a moje niespokojne myśli kazały mi wziąć czekający na mnie szlafroczek.
Założyłam go, a potem zadzwoniłam dzwonkiem, by wezwać pomoc z resztą toalety. Annie
pojawiła się tak szybko, że zapewne czekała po drugiej stronie drzwi.
"Dzień dobry, Annie."
"Dzień dobry, pani." Jej rzeczowe zachowanie natychmiast mnie uspokoiło. Bez wątpienia
wielu nieznajomych robiło rożne rzeczy w legowisku Markiza de Beaumont. Pomogła mi z
gorsetem. Jej szybkie, sprawne ruchy dodały mi pociechy.
"Nie jesteś zamężna, prawda Annie?"
"Nie, milady. Mój ukochany i ja planujemy wziąć ślub jak tylko on zbierze wystarczająco
pieniędzy na wynajęcie małego domku."
"Jak cudownie. On pracuje dla Markiza?"
"Aye, w stajniach. Zawsze miał pociąg do koni, nawet jako dziecko." Kiedy gorset był na
miejscu, przełożyła mi przez głowę halkę.
"Kochacie się więc od dzieciństwa?" Zapytałam przez cienki materiał okrywający moją
głowę.
"Aye, milady. Całe życie."
Kiedy moja głowa uwolniła się wreszcie od halki, na mojej twarzy pojawił się grymas.
"Musisz bardzo go kochać."
Wzruszyła ramionami i wyprostowała halkę, by odpowiednio zwisała. "Raczej tak. Nie
myślę o tym za wiele. Dickon to Dickon. Któregoś dnia będziemy małżeństwem."
"A ty będziesz dobrą żoną."
"Oczywiście. Tak jak pani, milady."
Moja głowa przekręciła się, by spojrzeć w jej życzliwe niebieskie oczy. Była taką wiejską
dziewczyną z jej piegami i rudymi włosami. Na jej twarzy nie było żadnych cieni. Znała moje
sekrety. Mogłam jej ufać.
"Tak myślisz?"
"Tak, proszę pani."
"Ale z pewnością dobra żona by.. to znaczy nie "
"Dobra żona robi to, co każe jej mąż." Powiedziała twardo Annie. Przytrzymała biały
muślin, bym mogła w niego wejść. Potem stanęła za mną, by zasznurować mi suknię. Widziałam,
że ma niezwykle niski dekolt i zbiera moje piersi razem, tak że leżały ściśnięte w białym muślinie.
Dziewczyna pojawiła się przede mną i sięgnęła dłońmi, by wygładzić zmarszczki na moim czole.
"Moja kochana matka nauczyła mnie, że prawdziwą radością jest uległość żony wobec męża."
"Moja też."
"Więc nie powinna się pani martwić. Proszę robić dokładnie to, o co prosi panią mąż, a
będziecie szczęśliwi jak skowronki." Posłała mi pogodny uśmiech.
"A Markiz?"
Zaśmiała się. "Niech pani zostawi to między pani mężem, a Markizem."
"Jesteś w większości roztropna, co Annie?"
"Nie wiem, milady. Jestem zwyczajną pokojówką." Szarpnęła za spódnicę mojej sukni, tak
że wszystkie zmarszczki się wygładziły. "Mogę teraz ułożyć pani włosy?"
Przytaknęłam i podeszłam do toaletki. Kiedy zaczęła czesać srebrną szczotką moje włosy,
zaczęłam rozważać jej słowa.
Mój cel w życiu jako kobiety nie stał pod znakiem zapytania. Narodziłam się, by wyjść za
mąż i urodzić dzieci. Jako córka dżentelmena miałam wyjść za kogoś z mojej warstwy i
kontynuować nasz dzielony ród. Moim celem było bycie dobrą żoną. Moja matka zanim zmarła
pouczyła mnie dokładnie o wymaganiach jakie ma spełniać dobra żona. Mimo że miałam wtedy
dopiero osiem lat, wiele razy skrupulatnie powtarzałam jej wskazówki. Pragnienia żony są
drugorzędne w stosunku do pragnień męża. %7łona umila mężowi życie, utrzymuje jego dom, daje
mu dzieci, przynosi mu spokój i ukojenie i poddaje mu się w każdym szczególe.
Jednakże ten los nigdy nie brzmiał interesująco, z pewnością był lepszy niż inna możliwość,
w której miałabym przez resztę życia być bezdzietna. Sama dla siebie nie wybrałabym takiego losu,
ale nie mogłam zawieść ojca. To ze względu na niego pojechałam do Londynu, by wkroczyć w
przyprawiający o zawrót głowy wir londyńskiego sezonu.
Teraz byłam mężatką i jak dotąd spełniałam wszystkie zachcianki męża. Będę idealną żoną,
a moje sumienie będzie czyste.
Proszę robić to, o co prosi panią mąż. A co jeśli poprosi bym spędziła resztę moich dni jako
jego łóżkowa partnerka i tylko jego?
Pomimo moich obaw, zeszłam na dół na śniadanie z wilczym apetytem. Kiedy szłam przez
korytarze Notre Plaisir, podziwiałam błyszczącą przejrzystość okien, pełne wdzięku łuki schodów i
cudowną tapetę na ścianach. Wiedziałam, że notre plaisir znaczy "nasza rozkosz", nazwa, która
nabrała grzesznego znaczenia po ostatniej nocy. Rozkosz nawiązująca najwyrazniej do wszystkich
zmysłów. W domu roznosił się lekki zapach świeżych ciętych róż i stokrotek. Gdziekolwiek się
spojrzało, przyciągały oko śliczne bibeloty, lub eleganckie draperie. Jedynym dzwiękiem
towarzyszącym śpiewowi ptaków były dochodzące z kuchni dzwięki garnków i rondli.
Mój żołądek dołączył do tego hałasowania z donośnym burczeniem. Przypomniałam sobie,
że nie jadłam wczoraj kolacji, będąc zaskoczona pojawieniem się Markiza. Jak widać pałeczkę
przejęły inne potrzeby. Podążyłam za zapachem świeżo upieczonego chleba do ładnego,
słonecznego pomieszczenia, gdzie na kredensie poukładane były srebrne naczynia z
podgrzewaczem. Ze słonecznego pokoju roztaczał się widok na różany ogród.
Wygłodniała nalałam sobie filiżankę czekolady i nałożyłam bułeczki, grzanki, świeżo ubite
masło i dżem śliwkowy. Nie wierzę, bym kiedykolwiek była bardziej szczęśliwa, niż w chwili, gdy
postawiłam swój talerz na stole i usiadłam, by napełnił żołądek. Ale zdążyłam zjeść jedynie kilka
kęsów, gdy moje ucztowanie przerwały rozlegające się za mną kroki.
"Głodna dziś rano, ma chrie?" Kpiarski ton Markiza wywołał ciarki na moich plecach.
"Objada cię doszczętnie." Powiedział ze śmiechem Hrabia.
Mężczyzni wkroczyli do pokoju, najwyrazniej w najlepszych nastrojach, ręka Hrabiego
przewieszona była przez ramię Markiza. Markiz był ubrany nienagannie, jak zawsze, gładki fular
otaczał mu szyję. Mój mąż wyglądał bardziej niechlujnie, co było jego zwyczajem. Przynieśli ze
sobą zapach świeżego powietrza i tętniące życiem poczucie przygody.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]