[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Do diabła, Lucy. Nie dbam o to, co słyszałaś. Nie mogę cię zostawić w spokoju, a
ty nigdzie nie wyjeżdżasz. Wiem, że na ciebie nie zasługuję, ale cię kocham, pragnę cię i
jesteś mi potrzebna... Zresztą wiem, że ty też mnie pragniesz. - W jego słowach za-
brzmiała dawna arogancja.
- To nieprawda - skłamała. - Tak naprawdę wcale cię nie znam i nie ufam ci.
- Lucy, znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, ale nie mogę cię winić za brak za-
ufania do mnie. Przyznaję, że zmuszałem się, żeby myśleć o tobie najgorzej, i byłem pe-
wien, że mam rację co do twojego brata. Nie wiedziałem, że oddałaś mu nerkę, dopiero
R
L
T
dziś wieczór doktor mi to powiedział. Czy masz pojęcie, jak ta wiadomość mną wstrzą-
snęła? - wykrzyknął - Nigdy w życiu o nikogo się tak nie bałem. Zrozumiałem, że nie
mógłbym już żyć bez ciebie. Kocham cię. - W jego ciemnych oczach ujrzała bezbron-
ność. - Musisz mi uwierzyć, Lucy. Proszę, daj mi szansę.
- Dobrze - wyszeptała.
Zresztą i tak nie miała wyboru, uwięziona w jego ramionach, ale proszę" jednak
pomogło.
- Myślę, że pokochałem cię tamtego dnia, kiedy wkroczyłaś do mojego gabinetu
ubrana w tamten koszmarny kostium, ze związanymi włosami. Pocałowałem cię, a to
było kompletnie nie w moim stylu. Tamtego dnia spotkałem się na lunchu z Manuelem.
Dał mi te fotografie i podzielił się ze mną swoimi podejrzeniami. To silny mężczyzna i
podobnie jak ja nie ma czasu na słabości, ale teraz już nie dbam o to. Przeszłość to prze-
szłość. Mówisz, że mnie nie znasz, ale znasz mnie, Lucy. Jestem tym aroganckim dra-
niem, jak mnie nazwałaś, i bardzo rzadko zmieniam zdanie, ale dzisiaj zmieniłem. Po-
tem, kiedy cię pocałowałem, byłem tak obezwładniony pożądaniem, że niemal straciłem
nad sobą panowanie i to mnie wytrąciło z równowagi. Zaatakowałem cię. - Zaśmiał się
gorzko. - Sądziłem, że dopadł mnie kryzys wieku średniego... Wierzyłem, że jesteś tak
zła, jak w moim mniemaniu był twój brat. To była tylko szalona próba zaprzeczenia te-
mu, co nieuniknione. Kocham cię.
Widziała szczerość w jego oczach, słyszała ją w każdym wymawianym przez niego
słowie.
- Zaklinałem się, że nie chcę cię więcej widzieć, a mimo to znalazłem powody,
żeby cię odwiedzić. Jeden bardziej szalony od drugiego. Byłem zazdrosny o mojego
zmarłego brata, bo on ci się podobał. Byłem zazdrosny nawet o Gianniego, a dziś wie-
czór miałem ochotę pobić młodego Paola za to, że położył rękę na twoim ramieniu. -
Przejechał palcem wzdłuż jej policzka - Wiem, że proszę cię o wiele, ale czy możesz mi
kiedyś wybaczyć? Chociaż spróbować? Zapomnieć o kłótni o naszych braci i interesach?
Zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło przez te ostatnie miesiące i dać mi szansę,
żeby ci udowodnić, że cię kocham?
R
L
T
Był zazdrosny. Bez wątpienia. A przecież po mistrzowsku potrafił ukrywać uczu-
cia...
- Dobrze, Lorenzo, dam ci szansę, ale nie chciałabym zapominać wszystkiego.
Pewne aspekty były niezapomniane i warte powtórzenia - Odgarnęła kosmyk włosów z
jego czoła.
Chwycił ją za ręce.
- Och, myślę, że mogę to załatwić. Ale jest coś bardziej pilnego - powiedział chro-
pawym, niepewnym głosem.
Lucy zesztywniała.
- Nie oczekuję od ciebie miłości, ale chcę się tobą zaopiekować, być z tobą. Może
po jakimś czasie mnie pokochasz. Jeśli tylko pozwolisz mi spróbować. Lucy, czy wyj-
dziesz za mnie?
Serce Lucy wezbrało. Jej dumny, arogancki kochanek był niepewny i denerwował
się.
Wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- Nie będziesz musiał próbować. Kocham cię. - Ujrzała w jego oczach dezorienta-
cję, a potem błysk nadziei. - Od tamtej nocy, kiedy kochaliśmy się pierwszy raz. Tak,
wyjdę za ciebie.
- Kochasz mnie? Wyjdziesz za mnie? - Lorenzo był zaszokowany, a potem jego
ciemne oczy błysnęły emocjami i łzami, kiedy chwycił ją w ramiona, miażdżąc w uści-
sku i zanurzając twarz w pachnącej jedwabistej burzy jej włosów. - Jesteś pewna? - spy-
tał, a potem jego usta poszukały jej warg i pocałował ją z przejmującą słodyczą czułości i
miłości, które pozbawiły ją tchu. Uniósł głowę. - Kiedy? - Nadal był niepewny.
- Kiedy tylko zechcesz. - Uśmiechnęła się. - Im szybciej, tym lepiej. Ale czy na-
prawdę musimy czekać aż do ślubu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]