[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zepsutym, rozkapryszonym synalkiem potężnego magnata.
Potem kupił stary, niszczejący dom. Wytypowani przez urzędników
młodzi ludzie pod kierunkiem fachowców z firm budowlanych odnowili go i
wyremontowali. Dom został sprzedany, a pieniądze przeznaczone na kupno na-
stępnych ruder do odbudowy. I na niewielkie wynagrodzenia dla uczniów,
którzy, po zdobyciu zawodu, mieli szanse na znalezienie stałej, dobrze płatnej
pracy.
I tak już od pięciu lat wszystko szło zgodnie z oczekiwaniami. Choć
zdarzało się, od czasu do czasu, że któryś z wychowanków uległ pokusie
łatwego zarobku. Chance wiązał z Jeffem wiele nadziei. Z tym cięższym sercem
opuszczał tego popołudnia więzienie po rozmowie z chłopakiem. Nie było w
Jeffie ani odrobiny żalu czy skruchy. Ta porażka była dla Chance'a szczególnie
bolesna.
Lecz nie był to jeszcze koniec złych wieści tego dnia. Tuż przed wyjściem
z domu na spotkanie z Marcie odebrał przesłaną pocztą elektroniczną
wiadomość. Pociągnął łyk piwa i rozpostarł zadrukowaną kartkę papieru.
- 24 -
S
R
Marcie zjawiła się punktualnie o siódmej. Miała bardzo mało czasu, by
pojechać do domu, wziąć prysznic i przebrać się. Ale zdążyła.
Chance siedział przy ustronnym stoliku i czytał coś w skupieniu. Z
wyrazu jego twarzy Marcie wywnioskowała, że lektura nie była przyjemna.
Jakieś kłopoty, pomyślała.
- Dobry wieczór. - Wolno podeszła do stolika.
Na jej widok Chance uśmiechnął się, przegonił troski i zmartwienia.
- Witaj! - zawołał radośnie. - Nie sądziłem, że już siódma.
Zarezerwowałem dla nas stolik.
Przeszli do sali jadalnej i usiedli przy oknie, za którym lśnił ocean. Gdy
Marcie przeglądała kartę, Chance wybrał wina. Potem usiadł wygodniej i
przyglądał się jej uważnie.
- Zlicznie wyglądasz - powiedział po chwili. - Do twarzy ci w tej
bluzeczce. Jej kolor wspaniale podkreśla barwę twoich oczu. - Pochylił się. - A
oczy masz cudowne.
Marcie zarumieniła się.
- Jesteś w tym naprawdę dobry. - Miała nadzieję, że zdoła opanować
drżenie głosu. - Potrafisz zawsze znalezć słowa stosowne do okoliczności. Ale,
jak sądzę, masz w tym wielkie doświadczenie.
- Znów przypuszczenia? - Uśmiechnął się. - Uważam, że masz cudowne
oczy, więc powiedziałem to. Nie było w tym żadnych dwuznaczności czy
podstępów.
Kelner przyniósł wino. Marcie wypiła mały łyczek trunku. Bawiła się
kieliszkiem, sunąc wolno palcem po jego krawędzi. Przedłużające się milczenie
zaczynało jej ciążyć. Pomyślała, że nie powinna była godzić się na to spotkanie.
Zbyt wiele ich dzieliło i różniło.
Chrząknęła nerwowo. Czuła, że powinna odezwać się, powiedzieć coś.
Cokolwiek.
- 25 -
S
R
- Kiedy przyjechałam, czytałeś coś w tak wielkim skupieniu, że bałam się
ci przeszkodzić. Mam nadzieję, że nie były to jakieś złe nowiny.
- Cóż... - Chance uniósł kieliszek do ust. - Chyba można powiedzieć, że
było to godne zwieńczenie pełnego kłopotów dnia.
- Poczynając od pobudki o nieprawdopodobnie wczesnej godzinie?
- Niezupełnie. - Chance uśmiechnął się z przymusem. Pochylił się nad
stolikiem i ujął dłoń Marcie. Spojrzał jej prosto w oczy i szczerze powiedział: -
To były najlepsze chwile tego dnia. Aż do teraz.
Marcie odwróciła oczy. Uwolniła dłoń i sięgnęła po kieliszek.
- Bardzo przyjemny wieczór - powiedziała. Gdy Chance nie
odpowiedział, spojrzała w jego stronę. Miał ten sam wyraz twarzy, który
zauważyła, gdy weszła do restauracji. Myślami był miliony lat świetlnych stąd.
Znów nabrała wątpliwości, czy powinna mu przeszkadzać.
- Czy stało się coś złego? Wyglądasz na zmartwionego.
Drgnął, jak wyrwany ze snu. Tak pogrążył się w myślach, że stracił
poczucie czasu i miejsca. Westchnął ciężko i odchylił się na oparcie krzesła.
- Przepraszam. To był naprawdę okropny dzień.
- Może ci w czymś pomóc? - Marcie zawstydziła się własnych słów. -
Bardzo przepraszam. Nie chciałam być natrętna. Wiem, że to nie moja sprawa.
- Nic się nie stało. - Chance nie miał ochoty rozmawiać o aresztowaniu
Jeffa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]