[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spódniczki po krótko obcięte blond włosy i z powrotem. jazda
- Policja! - krzyknął Lateef, na próżno szukając w kieszeni odznaki. Violet recytowała
głuchym głosem coś, co w pierwszej chwili uznał za bełkot, dopóki sobie nie uświadomił, że
to język niemiecki. Kiwała głową z boku na bok, wzrok miała błędny, a dziewczyna, którą
trzymała za kołnierz, zdawała się ją małpować. Lateef wygrzebał wreszcie odznakę, wzniósł
ją nad głowę jak semafor i wyartykułował słowo policja z największym autorytetem, na jaki
umiał się zdobyć. Jedyną osobą, która to zauważyła, była wychowawczyni. Odwróciła się
gwałtownie, jakby złożył jej niemoralną propozycję, i z wprawą wymierzyła mu policzek.
- Violet - przemówił Lateef, odsuwając wychowawczynię na bok. - Puść ją, Violet.
Violet, na litość boską!
Opuściła sztywno głowę - jej po chłopięcemu ostrzyżone blond włosy były uderzająco
podobne do włosów dziewczyny, tylko Lateef dostrzegł w nich parę nitek siwizny. Po raz
pierwszy uderzyła go nienaturalność jej dziecięcego wręcz wyglądu. Nie podnosząc głowy,
puściła dziewczynę i pokornie osunęła się na kolana; z jej dolnej wargi chyba ciekła krew.
Uczennice cofnęły się w popłochu, gdy stanęła na nogi, jakby ziemia miała się przed nią
rozstąpić. Lateef wziął ją za rękę i z zażenowaniem przeprowadził przed grupą. W tym
momencie sam jej się bał.
- Chciałabym pójść do domu, inspektorze - powiedziała cicho. - Odwiezie mnie pan
do domu swoim elektrycznym autem?
- Opowiedz mi, co się z tobą działo - poprosiła Emily. A i Cis zakłóciły jej słowa, a
drzwi wagonu zamknęły się za nią jak pocałunek. - Opowiedz mi, jak byłeś w tym zakładzie.
Lowboy spojrzał na nią z ukosa.
- Jak byłem w szkole, chciałaś powiedzieć.
- Przecież to nie była żadna szkoła, Heller. Prawda?
Wytrzeszczyła oczy, żeby postraszyć go dla żartu.
- Wolałbym o tym nie mówić.
- Założę się, że nudno tam nie było. - Obserwowała go chwilę z rozwartymi ustami. -
Nie było nudno, co?
- Było nijako.
- Oj, powiedz, Heller, nie bądz taki. Nie przestanę cię męczyć, dopóki mi nie powiesz.
Jechali szóstką w stronę centrum. Wcześniej z wahadła przesiedli się najpierw w C, a
potem w linię brooklyńską. Lowboy patrzył przez pękniętą szybę za plecami Emily,
obserwował żałobne snucie się nicości. Szczelina pomiędzy pociągiem a ścianą tunelu była
najbardziej martwym miejscem na świecie. Nic nie mogło się tam wydarzyć. Szkoła była
drugim takim miejscem, przynajmniej w czasie płaskim. Sto dobrze oświetlonych
pomieszczeń osłaniających nic.
- Chodzisz jeszcze ze Skippym Fadmanem?
Jej usta zamknęły się gwałtownie, a oczy cofnęły w oczodoły.
- Kto ci mówił, że z nim chodzę?
Uśmiechnął się do niej i wzruszył ramionami.
Pokazała mu środkowy palec.
- Skippy Fadman to palant i oszust.
- Powiedz to jeszcze raz z angielskim akcentem.
- To właśnie było z angielskim akcentem, zakuta pało.
Wyciągnął rękę i wepchnął wystający skraj bluzki za pasek jej dżinsów; nie
protestowała. Jej rysy jawiły mu się jako wyrazne, konkretne i prawdziwe. Paznokcie lewej
dłoni miała poobgryzane do małych purpurowych owali. Paznokcie jej prawej dłoni
pomalowane były na kolor krwi.
- Jak się nazywa kapela Skippy ego? - Wysilił pamięć. - Mangina?
Roześmiała się i skronie jej posiniały. Większość ludzi rumieniła się, ale nie ona.
- Nie próbuj go ośmieszać, Heller. Nikt nie jest w stanie ośmieszyć Skippy ego. Miał
już ze dwanaście twarzy i żadnej nie stracił.
Lowboy studiował w szybie swoje nowe ciuchy. Zdawało mu się, że nosi je ktoś inny.
- No to jak się nazywa ta jego kapela?
- Kuciapa.
Gdy nic nie odpowiedział, Emily jeszcze bardziej posiniała na twarzy i zaczęła
nerwowo rozglądać się po wagonie.
- To jest zespół punkowy, jakbyś chciał wiedzieć. Wszystkie one mają takie nazwy. -
Wypuściła powoli powietrze i przymknęła oczy. - To dla zgrywu. W zasadzie tylko dla
zgrywu. Nawet Skippy wie, że ta nazwa brzmi obciachowo.
Ujął jej drobną, chłopięcą dłoń.
- To jest piękna nazwa, Emily. Ona coś znaczy. - Pokiwał poważnie głową swojemu
odbiciu. - Znaczy, że gość ma coś więcej niż tylko penis.
Znowu spojrzała czujnie.
- Czyli co?
- Może uprawiać seks z samym sobą, tylko tyle. Jest jak ogórek morski.
- Farciarz.
- Gdybym ja to pdtrafił, mógłbym zbawić świat.
Zamiast spytać dlaczego, zaczęła się śmiać. Lowboy odwrócił się od okna i
obserwował, jak śmiech przebiega przez jej ciało, trzęsąc żebrami i kręgami, zderzając zęby,
spomiędzy których dobywało się metaliczne buczenie, jak z tranzystora. Miał wrażenie, że
Emily śmieje się z rozmowy, w której on nie uczestniczy, rozmowy odbywanej gdzieś w
końcu wagonu, a nawet może w innym wagonie. To go zbijało z tropu. Czekał cierpliwie, aż
Emily przestanie, patrzył, jak śmiech się z niej wylewa, czuł, jak powietrze między nimi drży
od jej oddechów. Oddech Emily nie miał żadnego zapachu.
- Czemu się śmiejesz?
Przestała natychmiast.
. - Przepraszam, Heller. To nie miało być śmieszne?
- Zwiat się kończy, Emily. Zwiat przestanie się dziać.
Przygryzła wargę i przyglądała mu się przez chwilę. W końcu zaplotła ręce na piersi i
skinęła głową.
- Kiedy?
Chciał jej podać dokładną godzinę i minutę, ale coś go powstrzymało.
- Niedługo - powiedział. Wysilił się na uprzejmiejszy ton. - Bardzo niedługo. Dzisiaj.
- Okej. - Wetknęła ręce w tylne kieszenie spodni. - Okej, Heller. Jak dzisiaj, to dzisiaj.
Przez następne trzy stacje żadne się nie odezwało. Lowboy zachował powściągliwy i
uroczysty wyraz twarzy, ale w głębi serca był niewymownie rad, że Emily mu uwierzyła.
Zawsze mu wierzyła, nigdy nie dawała mu odczuć, że jest chory, ale tym razem szło o sprawę
najwyższej wagi. Przysunął się bliżej niej i pozwolił, aby zgrzyt pociągu zamknął ich oboje w
rozmigotanym namiocie hałasu. Wewnątrz namiotu było świetliście i nieruchomo. Jej oczy
stały się płytkie, nie odbijały światła, jej czoło drgało lekko jak we śnie. Ani się do niego nie
nachyliła, ani od niego nie odchyliła. Kiedy ostatni raz tak staliśmy, była wyższa ode mnie,
pomyślał.
- Patrz - powiedziała po jakimś czasie. - Patrz na te śmieszne napisy.
Odwrócił głowę, żeby zobaczyć to, co ona: turkusowe litery falujące jednym ciągiem,
jak pasta do zębów wyciskana z tuby.
- Nie mogę tego odczytać - powiedział. - Nie wiem, co znaczą te litery.
- Czyjeś imię, nic więcej. To taki jakby podpis. Nic nie znaczy.
- Coś znaczy - zaprzeczył. Obserwował litery, które się wiły, skręcały i oślizgiwały. -
Coś musi znaczyć.
Przyglądali się literom, dopóki wszystkie nie zniknęły.
- Czy ty dlatego chcesz uprawiać ze mną seks, Heller? - spytała szeptem. - Mam ci
pomóc zbawić świat?
Ton, którym to powiedziała, obudził w nim czujność. W dodatku ktoś mógł
podsłuchiwać. Lowboy zerknął przez ramię na półpusty wagon; niespiesznie szacował
sytuację, świdrując wzrokiem rojne, srebrzyste powietrze spod przymrużonych powiek.
Siedem kobiet, sześciu mężczyzn i jedna postać nieokreślonej płci. Parada twarzy z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]