[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chciałem tylko podkreślić wagę problemu.
- Jakbym sama nie wiedziała! Przemyślałam wszystkie za
i przeciw i najlepiej będzie, jeżeli od razu się przyznam, że nie
wykonam katalogu w terminie. Lepsze to niż oddanie byle jakiej
roboty.
- Prawda. Tego Jerri by ci nie darowała.
- Przyszłam prosić cię, żebyś wziął to zlecenie. Jeżeli się
zgodzisz, zadzwonię do Jerri, przeproszę ją i powiem, że
znalazłam rozwiązanie.
- Jest inne.
- Jakie?
- Dam ci kogoś, kto poradzi sobie z twoim sprzętem.
Kim zdębiała. To niemożliwe! Na pewno się przesłyszała,
bo Tanner spokojnie pił kawę i wyglądał tak, jakby powiedział
coś zwyczajnego.
- Czemu chcesz to zrobić? - spytała, gdy odzyskała mowę.
- Masz okazję zniszczyć Printers Ink, a chcesz mnie ratować?
- Nie zamierzam cię niszczyć.
- A tak, zapomniałam, że przydaję się do wykonywania
prac, których nie lubisz.
- Mam inny powód. Dolać ci kawy?
- Nie, dziękuję. O czym mówisz?
- Uważam, że rozejście się wspólników było kardynalnym
błędem.
- Co ma piernik do wiatraka?
- Powinniśmy znowu połączyć firmy.
- Co? Mamy zostać wspólnikami?
- Raczej widzę to tak, że Printers Ink stanie się filią
Calhoun i Sp.
- Chcesz mnie wykupić - szepnęła Kim martwym głosem.
- Wcale nie. Myślę o fuzji.
- Nic nie rozumiem.
- Gdyby zależało mi tylko na pracy, którą teraz
wykonujesz, nie potrzebowałbym twojej drukarni.
Wystarczyłoby kupić odpowiednie maszyny. Mam dość miejsca
i ludzi. Ale nie potrzeba mi już dodatkowych obowiązków.
- Ja mam cię zastąpić?
- Chcę, żebyś robiła to, co dotychczas - sprostował
Tanner. - Printers Ink to ty, wiec jeśli nie będziesz kierować
drukarnią, cofam propozycję.
Kim zakręciło się w głowie.
- Widzę w tym korzyści dla obu stron - ciągnął Tanner. -
Ty będziesz miała więcej personelu, wyspecjalizujesz się. Ja
natomiast będę brał te małe zlecenia, zamiast ich unikać.
- I przestaniesz martwić się, czy je przyjmę, bo to będzie
mój służbowy obowiązek. Będę pracować dla ciebie i przed
tobą odpowiadać.
- W pewnym sensie tak. Spójrz prawdzie w oczy. Nie
masz aktywów, żeby być pełnoprawnym wspólnikiem.
- Wiem. Dlatego przyszłam... Czy jedno z drugim jest
związane?
- Jak to, związane?
- Jeśli nie zgodzę się, żebyś mnie wykupił, nie udzielisz
mi pomocy, tak?
Pomysł wyraznie zaskoczył Tannera, a Kim pluła sobie w
brodę, że znowu podsunęła mu myśl, która jemu nie przyszła do
głowy.
- Czy ty byś tak postąpiła? - zapytał cicho. - Nie, nie ma
związku miedzy jedną sprawą a drugą. Wydawało mi się, że
nadszedł moment, by poruszyć kwestię fuzji.
- Gdy leżę na obu łopatkach.
- Może leżysz, ale nie na obu. Masz czas, zastanów się. A
fachowca i tak ci przyślę. - Podszedł do biurka i podniósł
słuchawkę. - Harry, czy bez Chrisa poradzisz sobie przez
tydzień, najdłużej dziesięć dni?
Kim zacisnęła pięści, żeby się opanować. Tym razem
macocha miała rację. Okazało się, że Tanner chce jej zabrać
Printers Ink, czyli wszystko.
Brenna zaplanowała wystawną kolację i wysłała
przyjaciółki po zakupy.
- To chyba wszystko - powiedziała zasapana Marissa.
- Powieszę ją za takie wykorzystywanie - zagroziła Kim.
- Nie złość się. Lepiej pomyśl, jak sobie podjesz. - Marissa
popatrzyła na polędwicę. - Warto się trochę pomęczyć, żeby
zjeść dobrą pieczeń. I mus czekoladowy.
- Kogo zaprosiłaś?
- Dana.
- O, to nawet ciekawe. Do szkoły zabrał mnie, a teraz
asystuje tobie. Tanner wtedy wybrał się z tobą, ale nadskakuje
Brennie. Tylko biedny Robert wciąż siedzi w kuchni. Chyba jest
zadowolony, że tym razem bez Brenny. Może po kolacji w coś
zagramy?
- W co?
- Mnie dobrze zrobi Człowieku, nie irytuj się".
- Ale masz humor! Rzadko jesteś w podłym nastroju. Co
cię ukąsiło?
Kim nie wiedziała, co jej najbardziej dokucza. Współczuła
Robertowi i ze względu na niego była zła na Brennę. Uważała,
że kapryśna modelka cynicznie wykorzystuje dobrodusznego
kucharza, aby spotkać się z Tannerem. Czy naprawdę tak jest?
Przecież nikt Roberta do niczego nie zmusza, więc może on nie
buntuje się przeciwko gotowaniu wystawnej kolacji?
Oczywiście, denerwowała się z powodu katalogu. Chris
natychmiast zgłosił się do pracy i był dobrym fachowcem.
Rosły stosy zadrukowanych arkuszy, a mimo to Kim miała
wątpliwości, czy wykona zamówienie w terminie.
Martwiła się o Ricka, który wyraził zgodę na dłuższy pobyt
w szpitalu. Badania nie wykazały żadnego złamania, a mimo to
lekarze nie wypisywali pacjenta. Kim zdawała sobie sprawę, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]