[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na wykrzyknik kapitana, p. Desmalions odpowiedział:
Sądzę, panie kapitanie, że gdy się porozumiemy, zgodzi się pan na moje
wywody. Tak samo jak porozumieliśmy się ja z panią.
Nie wątpię rzekł Patrycjusz. A jednak obawiam się, że niektóre
punkty zostaną niewyjaśnione.
Postaramy się wspólnymi silami wyświetlić wszystko. Może pan będzie
łaskaw powiedzieć mi to. co pan wie.
Po chwili namysłu Patrycjusz począł mówić:
To co powiem, wyda się panu dziwne, może niewiarygodne a jednak
zeznania moje, które odnoszą się...
Prawdopodobnie do faktów, o których już pani zechciała mi łaskawie
udzielić informacji...
Patrycjusz zastanowił się przez chwilę.
Istotnie rzekł pani mogła pana sędziego poinformować... Więc pan
zna zatem treść rozmowy, zasłyszanej wczoraj przezenmie w restauracyi?
Tak jest!...
I wie pan o usiłowanym porwaniu pani Essares?..
Wiem.
I o zabójstwie!..
Tak.
Pani Essarcs opowiedziała panu o szantażu, jakiego ofiarą padł pan
Essares, o szczegółach
tortury, której go poddano? O śmierci pułkownika?... o oddaniu
szantażystom czterech milionów? o rozmowie telefonicznej pomiędzy panem
Essaresem i niejakim Grzegorzem"!-.
Tak, panie kapitanie, wiem o wszystkim.
Wobec tego zeznania moje są zbyteczne. Pan sędzia ma już w ręku fakty,
z których można wyprowadzać wnioski...
I dorzucił pytanie.
Czy wolno zapytać jak przedstawiają się te wnioski pana sędziego?
No wie pan, kapitanie, jeszcze tych wniosków nie sformułowałem
definitywnie... Na razie decydującym jest dla mnie list pisany przez pana
Essaresa koło południa mniej więcej... List ten znalezliśmy na biurku. Pani
Essares życzyła sobie, abym zaznajomił pana z jego treścią...
I pan Desinalions zaczął czytać:
Koralio droga! Błądziłaś wczoraj, przypisując mój nagły wyjazd jakimś
karygodnym pobudkom, a ja postąpiłem niesłusznie także, ponieważ nie
postawiłem od razu kwestii jasno i nie odparłem stanowczo twego oskarżenia.
Jedynym powodem, zniewalającym mnie do wyjazdu są zamachy
wrogów pełnych nienawiści ku mnie... Mogłaś zaobserwować naocznie ich
zwierzęce okrucieństwo... Wobec takich łotrów jedynym ratunkiem jest
ucieczka.. Wszak oni nie cofną się przed niczym, byle mnie tylko pognębić...
Odjeżdżam Koralio, ale przypominam ci wyrażone wczoraj moje niezłomne
postanowienie. Gdy cię za wezwę masz, nie zwlekając przybyć do mnie...
Jeżeli nie posłuchasz mego wezwania i pozostaniesz w Paryżu nic cię
ochronić nie zdoła przed słusznym gniewem twego prawowitego męża... Nawet
moja śmierć, zarządziłem bowiem aby w tym wypadku!..."
Tu list urywa się rzekł pan Desmalions, oddając list Koralii a
wiemy, że te ostatnie słowa pisane były tuż przed śmiercią pana Essaresa... Na
ziemi bowiem znalezliśmy kieszonkowy zegarek, który snadz spadł z biurka...
Wskazówki jego zatrzymały się na godzinie dwunastej minut dwadzieścia trzy...
Przypuszczam, że zrobiło mu się słabo wstał i upadł na ziemię... Na
nieszczęście znajdował się tak blisko kominka z żarzącym ogniem, że. potoczył
się głową prosto ,w płomienie, uderzając jednocześnie z całej siły czaszką o
kratę... Ogień dokonał swego dzieła... oto wszystko moim zdaniem...
Patrycjusz słuchał ze zdumieniem:
Więc pan sądzi, że śmierć pana Essaresa jest przypadkową, że go nie
zamordowano?!
Zamordowany?! Nic nie naprowadza mnie na tego rodzaju
przypuszczenie...
A jednakże...
Pan, kapitanie, pozostajesz pod sugestią osobliwego zbiegu
okoliczności... Od wczoraj jest pan świadkiem tragicznych wydarzeń i dlatego
podniecona pańska wyobraznia usiłuje rozwiązać nasuwające się jej zagadnienie
w sposób jak najbardziej tragiczny... Niechże się pan wszakże zastanowi... Kto i
w jakim celu dopuściłby się tego morderstwa!- Bourneff i jego przyjaciele? Po
co?..
Przypuściwszy nawet, że ów tajemniczy Szymon zdołał odebrać im
zagrabione miliony... toż przez zamordowanie Essaresa nie prowadziła droga do
odzyskania... A następnie którędyż by weszli?... I którędy wyszli?... Nie,
daruje pan, panie kapitanie pan Essares zmarł wskutek nieszczęśliwego
wypadku... Lekarz podziela moją opinię...
Patrycjusz Belval zwrócił się do Koralii.
Pani szanowna .jest tego samego zdania?
Lekko zaróżowiona odparła:
Tak jest.
I stary Szymon także...
O! Szymon... zawołał sędzia on bredzi Gdyby się nim kierować
to należałoby wierzyć, że pani Essares grozi jeszcze jakieś niebezpieczeń-
stwo i że powinna jak najprędzej uciec... Chcąc poprzeć swoje twierdzenia
faktami, zaprowadził umie do ogrodu, gdzie pokazał mi martwego psa
łańcuchowego i następnie ślady kroków męskich, wiodące do biblioteki...
Ale te ślady... pan je dobrze zna nieprawdaż kapitanie? To pańskie kroki i
pańskiego Senegalczyka... Co zaś do uduszenia psa... To już sprawka
Senegalczyka... Wszak się nie mylę!...
Patrycjusz zaczynał rozumieć... Zastrzeżenia sędziego, jego wyjaśnienia,
porozumienie z Koralią co do wszystkich punktów wszystko to nabierało
powoli właściwego zabarwienia.
Podkreślił więc słowa:
A więc nie było zbrodni?...
Nie!
I śledztwo nie będzie wdrożone?
Nie.
Więc sprawę całą okryje dyskretne milczenie?
Istotnie.
Kapitan Belval jął przemierzać pokój szerokimi krokami. Przypomniały mu
się słowa Essaresa: ,,Nie zaaresztują innie..: A jeśli zaaresztują, to wypuszczą i
przeproszą... Sprawa zostanie umorzoną"...
Essares, przepowiedział dobrze. Sprawiedliwość milczy...
Irytowało to niesłychanie kapitana. Podejrzewał, że sędzia, chcąc uczynić
zadość życzeniom Koralii poświęcał interes sprawiedliwości. Ażeby zaś
można było sprawę zgrabnie zatuszować trzeba się naprzód pozbyć jego,
Patrycjusza.
Zapanował jednak nad sobą i nie zdradzając wzburzenia rzekł:
Wybaczy pan, panie sędzio pewną uwagę z mojej strony, która wyda
się panu może niedyskretną... Sądzę wszakże, że jest. to moim obowiązkiem
poinformować pana o tajemniczych wieściach łączących moje życie z życiem
pani Essares, a sięgających w przeszłość dziecięcą, której nie obejmujemy ani ja
ani pani pamięcią. A może pani Essares wspomniała już panu o tym fakcie,
który moim zdaniem nie jest bez znaczenia dla wypadków, które się obecnie
rozegrały...
Pan Desmalions spojrzał na Koralię. Młoda kobieta skinęła głową
potwierdzająco. Wówczas sędzia powiedział:
Tak jest... pani Essares powiadomiła mnie o wszystkiem... A nawet...
I znowu spojrzeniem poradził się. Koralii, która zaczerwieniła się...
Zmieszanie odmalowało się na jej twarzy. Po chwili wyrzekła zaledwie dosły-
szalnym głosem:
Kapitan Belval powinien wiedzieć cośmy odnośnie do tej kwestii
wykryli... To odkrycie jest w równej mierze jego własnością jak i moją... Proszę,
niech pan mówi, panie sędzio...
Po cóż tracić czas na próżne słowa? Sądzę, że wystarczy pokazać kapitanowi
ten album....
I pan Desmalions podał Patrycjuszowi album oprawny w czerwony plusz.
Patrycjusz wziął album do ręki z pewnem wahaniem.
Ale to co zobaczył, wprowadziło go w takie zdumienie, że wykrzyknął
głośno:
Czy podobna?!
"Na pierwszej stronie albumu widniały tuż obok siebie dwie spore
fotografie: jedna przedstawiała chłopca w mundurku, ucznia kollegium angiel-
skiego, druga malutkie dziewczątko.
Na jednej widniał napis: Patrycjusz w wieku lat 10" na drugiej: Koralia
w wieku lat 3".
Silnie wzruszony Patrycjusz przewrócił kartkę. I znowu zobaczył swoją
fotografię z okresu, gdy liczył lat piętnaście i podobiznę Koralii, gdy ta miała lat
osiem.
I dalej mógł oglądać siebie jako dziewiętnasto- lentniego i
dwuaziestotrzyletniego młodzieńca ciągle w towarzystwie Koralii naprzód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]