[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skrócie.
- Co takiego?! - James złapał się za głowę. - Jezu
Chryste... - Przez chwilę siedział w milczeniu. Potem
sięgnął przez stół i ujął w swoje dłonie ręce żony. - To
straszne nieporozumienie - powiedział. - To całkiem
prywatna intryga tej... tej... - szukał odpowiedniego wy-
razu.
Mattie drżała. Czuła, że nerwy ma napięte jak po-
stronki i że chce jej się równocześnie płakać, przeklinać i
śmiać.
A James ciągnął dalej:
- Absolutnie nie wiedziałem wtedy, że stoisz pod
drzwiami... Byłem prawdopodobnie na tyłach domu. Pa-
ni Briggs zaalarmowała mnie, pamiętam, że zastrajko-
wała nasza pralka i że jest jezioro wody na podłodze. A
Fiona... - Matts, jeszcze sekundkę, nie wzdrygaj się. -A
więc zaprosiłem ją tamtego dnia na chwilę rozmowy, nic
więcej. - Zacisnął mocniej palce wokół przegubów żony.
- Ponieważ poprzedniego wieczora napomykałaś o niej,
zanim powiedziałaś, że chcesz rozwodu, więc po-
myślałem, że ta spryciara ma w tym jakiś udział... I jak
widzę, nie myliłem się.
Mattie westchnęła i spróbowała uwolnić ręce, jednak
James nie chciał jeszcze puścić.
152
S
R
- Matts, uwierz mi!... Tamtej niedzieli prędko po-
żegnałem Fionę i odtąd staram się jej unikać. A wtedy
nic z niej nie wydobyłem... Dzwoniłem za to do twego
ojca, zresztą wiele razy, nagrywałem mu się na sekretar-
kę. Pukałem tam przez następne dni - i nic, wszystko na
próżno. Zapadliście się wszyscy jak pod ziemię... Do-
piero po jakimś czasie Emily powiedziała mi, że ty jesteś
cała i zdrowa i że mieszkasz tutaj, w Dorset... Och, Mat-
tie - James nabrał powietrza - proszę cię, wróć do mnie!
Bądzmy znowu razem. Razem na zawsze.
Znów spróbowała uwolnić ręce i teraz jej się to udało.
Czuła się nieco odprężona, ale postanowiła być ostroż-
na... A więc on nigdy nie kochał swojej narzeczonej. A
czy pokocha kiedykolwiek ją, żonę? No i małą Chloe?
Czy warto brnąć w małżeństwo, w którym na zawsze
mogłoby zabraknąć miłości?
- James - powiedziała - powrót nie jest rzeczą prostą.
Czegoś mi tu wciąż brakuje. Czegoś bardzo ważnego.
Wstała i aby ukryć nagłe wzruszenie, zajęła się pierw-
szą rzeczą z brzegu. A tym czymś był nieduży indyk, od
rana czekający na wsunięcie do pieca, poobkładany
przez Jamesa plastrami bekonu, jabłkami i śliwkami.
- Zajmę się tym - powiedziała. - Zmarnowaliśmy
śniadanie, ale może przynajmniej obiad świąteczny uda
nam się jakoś stworzyć?
Pochyliła się nad piekarnikiem, gdy wtem poczuła na
ramionach ręce męża.
- Mattie... Czego brakuje? Co jest takie ważne?
153
S
R
Odwróciła się powoli. Trudno, będzie mu to musiała
powiedzieć, chociaż jest to takie niezręczne. Przy okazji
wyjdzie na jaw, że go zawsze kochała, a on będzie jej
współczuł.... Nauczyła się jednak ostatnio radzić sobie z
tyloma rzeczami, że może i z tym współczuciem jakoś da
sobie radę.
- Okej - wzruszyła ramionami. - Powiem ci, czego by
nam brakowało. Uczuć. Twoich uczuć. I... Ale mi nie
przerywaj. - Uniosła dłoń - Chyba wiem, skąd u ciebie
taki kłopot z angażowaniem się. Opowiadaliśmy sobie
swoje dzieciństwo, więc trochę się nawzajem znamy.
Boisz się zranienia, dlatego wolisz w ogóle nie kochać.
Ale ja... - przerwała i badała spojrzeniem jego reakcję.
James milczał.
Mattie westchnęła i postanowiła brnąć dalej.
- Nie ożeniłeś się ze mną z miłości, Jimmie, chociaż
ja... Ale rozumiałam, że potrzebujesz wsparcia, po tej
katastrofie z Fioną, i zresztą... Jednak miałam nadzieję,
oczywiście głupią, że...
- To wszystko nie tak - delikatnie położył palce na jej
ustach. - Zawsze byłaś w moim sercu, wierz mi... Za-
pewne rzeczywiście zostałem uszkodzony w dzieciń-
stwie, ale nie do końca. Umiałem i umiem się przyjaznić.
- Opuścił rękę. - Złożyłem ci propozycję małżeńską nie
dlatego, że chciałem wziąć odwet na Fionie, jak może
sobie wyobrażałaś, czy też dla jakiejś wygody domowej i
łóżkowej. To serce pchnęło mnie w twoją stronę, pod-
154
S
R
powiadając, że my we dwoje będziemy się umieli dobrze
porozumiewać.
Chciała mu wierzyć. Chciała tak bardzo, że nagle spo-
strzegła, iż zapomniał się dziś ogolić, przez co wyglądał
jeszcze bardziej seksownie. Jego chciała: nie tylko uwie-
rzyć mu chciała!
James ujął jej twarz w obie dłonie i zaczął mówić z
bardzo bliska.
- Mattie, ale to był tylko początek. Kiedy nagle znik-
nęłaś, dotarło do mnie, kim naprawdę jestem. To wielkie
samolubstwo, gdy mąż odmawia żonie prawa do dziecka.
Jakby sam chciał zająć jego miejsce. I postanowiłem się
natychmiast zmienić. Zrozumiałem też, że cię kocham.
Jeśli w ogóle umiem kochać, to ciebie kocham najbar-
dziej z wszystkich ludzi. I nie mógłbym bez ciebie żyć.
Opuszkami obu kciuków gładził jej kości policzkowe i
czuło się, że wszystko co mówi, jest szczere.
Ogarnęła ją wielka fala szczęścia, czyniąc ją drżącą i
słabą, niezdolną do wymówienia słowa. Podniosła tylko
ku mężowi swoje złote i błyszczące teraz oczy.
- Mattie - podjął James - jeżeli chcesz rozwodu, mo-
żesz go mieć. Ale gdybyś zamiast tego wróciła do mnie,
będziesz najbardziej uwielbianą z kobiet na świecie.
Przyrzekam ci to.
- A Chloe? - szepnęła. Uśmiechnął się.
- Obu moim kobietom oddam całą miłość, jaka we
mnie jest... Więc jak? Zaryzykujecie?
155
S
R
- Myślę, że tak - odpowiedziała mu z uśmiechem. I
zaraz się roześmiała w głos, bo do jej tak" przyłączyło
się kwilenie Chloe, dobiegające z aparaciku. Dziecko
obudziło się właśnie w tej chwili, jak na zamówienie.
- I niech mi kto udowodni - poruszył brwiami James-
iż życie nie naśladuje sztuki.
Zmiali się teraz oboje, całując się i obejmując, a potem
on oświadczył, że przyszła jego kolej na zajęcie się cór-
ką. Nie czekając na odpowiedz, wybiegł z kuchni. Mattie
zdążyła tylko rzucić za nim:
- Ja też cię kocham, Jimmie, ja też!
W parę chwil potem wrócił, ostrożnie niosąc ich skarb,
przytulając swój policzek do malutkiej główki Chloe.
Podał dziecko żonie i całując obie dopytywał:
- A więc i ty mnie kochasz też? I wy kochacie też?
Pogładziła go po twarzy.
- Wygląda na to, że zapomniałeś się dzisiaj ogolić
- powiedziała. I dodała, spoglądając mu w oczy jak ko-
bieta mężczyznie: - Oczywiście, że cię kocham. - Usiad-
ła w rogu kanapy, rozpinając koszulę i podając dziecku
pierś. - Możliwe, że zawsze cię kochałam? - Uniosła
głowę. - Od pierwszego dnia, w którym cię poznałam.
- Dziękuję, Matts - odrzekł po prostu, pochylając się i
znów całując swoje oba skarby. - Dziękuję ci za wszy-
stko, za wszystko.
Dziecko cichutko ssało, a James rozejrzał się dokoła.
- Mam pewien pomysł - powiedział. - Zaraz coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]