[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sir Henry Lushington i pan Symmington kilkakrotnie wzywał pannę Ginch.
Dowiedziałem się wszelako, że jednak wychodziła między godziną trzecią a
czwartą. Poszła jakoby po jakieś znaczki stemplowe, których zabrakło w
kancelarii. Mógł to załatwić wozny, ale panna Ginch wolała pójść sama,
twierdząc, że boli ją głowa i chętnie się przewietrzy. Nieobecność jej nie
trwała długo.
Wystarczająco jednak, żeby&
Tak, wystarczająco długo na to, aby pójść na drugi koniec miasteczka,
wsunąć list do skrzynki i szybko wrócić z powrotem. Muszę jednak przyznać, że
nie mogę natrafić na nikogo, kto by ją widział w pobliżu willi Symmingtonów.
A czy ktoś zwróciłby na nią uwagę?
Bo ja wiem& może tak, a może i nie.
A kto jeszcze pozostał po wyeliminowaniu? Nash patrzył gdzieś przed siebie.
Pan rozumie, że nie wolno nam wyłączać nikogo, absolutnie nikogo.
Oczywiście, że rozumiem. Inspektor powiedział poważnie:
Panna Griffith udała się wczoraj na zebranie Zastępu Przewodniczek w
Brenton. Wróciła stamtąd bardzo pózno&
Nie przypuszcza pan chyba&
Oczywiście, że nie. Ale nie wiem. Panna Griffith wygląda na wybitnie
zdrową, normalną kobietę, ale jak powiedziałem, nie wiem.
A jeżeli chodzi o zeszły tydzień? Czy możliwe, żeby to ona wsunęła list do
skrzynki?
Możliwe. Tego popołudnia robiła sprawunki w miasteczku. Przerwał na
chwilę. To samo dotyczy panny Emilii Barton. Wczoraj wczesnym popołudniem
robiła sprawunki, a przed tygodniem odwiedzała jakichś znajomych mieszkających
na tej samej ulicy co Symmingtonowie.
Potrząsnąłem z niedowierzaniem głową. Fakt znalezienia książki w Jałowcowym
Dworku logicznie musiał skierować podejrzenia na właściciela domu, ale gdy sobie
przypomniałem pannę Emilię u nas, taką wesołą, szczęśliwą i podnieconą& Tam do
licha! Podnieconą! Tak, podnieconą, policzki zaróżowione, oczy błyszczące& Chyba
nie z powodu& z powodu&
To jakaś przeklęta sprawa! Człowiek widzi różne rzeczy, wyobraża sobie nie
wiadomo co powiedziałem.
Rzeczywiście, nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy patrzeć na każdego
ze spotkanych znajomych jak na ewentualnego szaleńca o zbrodniczych instynktach.
Milczał przez chwilę, a potem dodał: Poza tym mamy jeszcze pana Pye.
Więc i jego braliście w rachubę? spytałem gwałtownie.
Nash uśmiechnął się.
O tak, i to bardzo poważnie. To ciekawy charakter, powiedziałbym
niespecjalnie miły charakter. Pan Pye nie ma alibi. W obydwu wypadkach znajdował
się w ogrodzie sam.
Więc nie tylko kobiety są podejrzewane?
Nie przypuszczam, żeby listy pisane były przez mężczyznę. Graves i ja
jesteśmy raczej pewni, że nie, z wyjątkiem jednakże naszego pana Pye, który
wykazuje anormalne, wręcz kobiece cechy charakteru. Każdego jednak, bez wyjątku,
braliśmy pod mikroskop, jeżeli chodzi o wczorajsze popołudnie. To morderstwo
przecież, rozumie pan! Pan jest w porządku rzekł śmiejąc się tak samo jak i
pańska siostra. Pan Symmington także od przyjścia z domu po lunchu przez całe
popołudnie nie wychodził z kancelarii. Doktor Griffith zaś był zupełnie w innej
stronie, a zresztą sprawdzałem wszystkie jego wizyty.
Przerwał, ponownie się uśmiechnął i rzekł:
70
Jak pan widzi, nie zapominamy o niczym.
Więc po wyeliminowaniu sprawa ogranicza się do czterech osób: panny Ginch,
pana Pye, panny Griffith i małej panny Barton? powiedziałem powoli.
Ach, nie, nie! Jeszcze są dwie ewentualności, nie mówiąc o żonie pastora.
Nawet i o niej pomyśleliście?
Myśleliśmy o każdym, ale pani Dane Calthrop jest może trochę zbyt otwarcie
zwariowana, jeżeli pan rozumie, co mam na myśli. Jednakże i ona mogła to zrobić.
Wczoraj po obiedzie była w lesie i obserwowała ptaszki, a ptaszki nie mogą
świadczyć na jej korzyść.
W tej chwili na posterunek wszedł doktor Griffith, inspektor Nash więc
zwrócił się w jego stronę.
Halo, inspektorze! Słyszałem, że mnie pan szukał rano powiedział doktor.
Czy coś ważnego?
Rozprawa u koronera wyznaczona została na piątek, jeżeli to panu będzie
odpowiadało.
Doskonale. Moresby i ja robimy dziś wieczorem sekcję.
Aha, jeszcze jedno, doktorze! rzekł Nash. Pani Symmington zażywała
jakieś proszki czy tabletki, które pan jej przepisał. Czy zażycie większej dozy
tego lekarstwa mogło być śmiertelne?
Doktor Griffith odpowiedział oschle:
Oczywiście, że nie. Chyba że zażyłaby ich co najmniej dwadzieścia pięć.
Ale panna Holland mówiła, że pan ją kiedyś ostrzegał przed zażywaniem zbyt
dużej ilości.
Ach, tak, pamiętam. Pani Symmington była tego rodzaju pacjentką, że miała
tendencje do zażywania ponad normę wszystkiego, co jej zapisywałem.
Przypuszczała zapewne, że jeżeli zażyje dwa razy tyle, to lekarstwo będzie miało
dwa razy lepszy skutek. A przecież nawet fenacetyny czy aspiryny nie należy
zażywać za dużo, bo może zaszkodzić na serce. A zresztą& nie ma przecież żadnej
wątpliwości co do przyczyny śmierci. To był cyjanek potasu.
Wiem, wiem! Ale pan mnie zle zrozumiał. Myślałem tylko, że jeżeli już ktoś
zamierza popełnić samobójstwo, to zażyłby raczej dużą dawkę środka nasennego,
zamiast opychać się cyjankiem.
Oczywiście. Z drugiej jednak strony kwas pruski wygląda bardziej
dramatycznie, a przy tym jest pewniejszy. Bo jeżeli chodzi o środki nasenne, to
jeżeli nie upłynęło wiele czasu od ich zażycia, uratować pacjenta jest bardzo
łatwo.
Rozumiem i dziękuję panu, doktorze!
Doktor Griffith odszedł, ja zaś pożegnałem się z inspektorem i udałem się w
kierunku domu.
Szedłem powoli pod górę. Joanny nie było w domu. Natomiast przy telefonie na
bloczku widniała tajemnicza notatka nagryzmolona prawdopodobnie dla mnie lub dla
pani Partridge: Jeżeli zatelefonuje doktor Griffith, proszę powiedzieć, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]