[ Pobierz całość w formacie PDF ]
specjalnych. Szpiegował nas przez cały czas, wykorzystał nas i
nasze uczucia, żeby zdobyć potrzebne mu informacje. Chociaż
mógł...
- A teraz, do cholery, minuta dla mnie - przerwał jej Remy.
Zuzanna odwróciła się w jego stronę.
- To ty poczekaj tę cholerną minutę! Okłamywałeś nas przez
cały ten czas. - Odwróciła się do Letycji. - Kłamał zawsze i
wszędzie. Myślał, że sprzedaję jakieś tajemnice państwowe.
Wysłali go, żeby mnie śledził. Mnie! Jak mogłabym zrobić coś
takiego? Mój ojciec był ambasadorem, na litość boską!
- Wykonywałem tylko swoją pracę, ale kiedy zobaczyłem, że
sprawa wygląda inaczej, niż mi ją przedstawiono, musiałem
zbliżyć się do ciebie, żeby poznać prawdę... I żeby cię chronić!
Dlaczego nie możesz tego zrozumieć?
- Bo za bardzo się starałeś, Remy. Byłeś za sumienny... i za
dobry, i znając moje kłopoty, nie powiedziałeś mi, kim jesteś.
Cisza, która zapadła, prawie rozsadzała samochód. Remy
odmówił jakiejkolwiek odpowiedzi. Tłumaczył się jej przecież
nieraz. Skoro nie mogła tego zrozumieć, trudno... szkoda
marnować czasu.
- To wiele wyjaśnia - odezwała się wreszcie Letycja -
chociaż jestem potwornie wstrząśnięta. Naprawdę jesteś
kurierem, Zuzanno?
-Tak.
- A ty, Remy, uczciwy i szczery jak James Bond?
Wzruszył ramionami.
113
RS
- %7ładen Bond, nawet nie mam broni. Letycja oburzyła się,
słysząc te słowa.
- Nie masz broni? Mamy tych wszystkich ludzi na karku,
szukają nas, a ty nawet nie masz broni? Jesteś bardzo dziwnym
szpiegiem, Remy!
- Bardziej wygląda na jednego z tych łobuzów - powiedziała
Zuzanna. - Przynajmniej ma taką samą praktykę.
Remy nie odezwał się. Obserwował w lusterku drogę za nimi.
- Ale ja bardzo się cieszę, że nie jesteś żadnym "łowcą
posagów" - powiedziała Letycja, kładąc mu rękę na karku.
Poczuł, że tymi słowami babka wreszcie go zaakceptowała.
- A więc dokąd teraz jedziemy, Zuzanno?
- Zapytaj "przewodnika grupy", babciu - zaproponowała
słodko Zuzanna.
Remy spojrzał na nią, a potem powiedział:
- Musimy ukryć się do czasu, aż znajdziemy kogoś, kto
nas z tą sprawą skieruje do właściwych ludzi. To może trochę
potrwać.
Roześmiał się.
- Wiesz, Letycjo, że moglibyśmy figurować w szpiegowskiej
księdze rekordów. Nieczęsto się zdarza, aby dwaj uciekający
szpiedzy zabierali ze sobą babcię.
- Wcale mnie ze sobą nie zabieracie - powiedziała spokojnie
Letycja. - Nie mogę z wami jechać. Jutro muszę odwiedzić
siostrę.
- Zrobisz to, gdy będzie już po wszystkim - powiedział Remy.
- To ci się tylko tak wydaje! A właśnie, że ją odwiedzę i już!
Czeka na mnie i będzie jej przykro, jeśli nie przyjadę. A Mamie,
moja gospodyni? Siostra może przekazać jej wiadomość dla
mnie.
- Przykro mi, Letycjo, ale na pewno zasmucimy jeszcze wielu
ludzi, zanim ten koszmar się skończy.
- Zatrzymaj ten cholerny samochód, ale już! - zawołała
Letycja. - Wysiadam.
114
RS
- Babciu, proszę cię
Zuzanna zawisła na swoim siedzeniu i wzięła babkę za ręce.
- Nie możemy czekać do jutra. Musimy uciekać stąd jak najdalej.
- A więc zobaczę się z nią natychmiast. Remy, zawiez nas do
klasztoru.
- Teraz? W nocy? Nie możemy przecież postawić wszystkich
na nogi, Letycjo. Szukają nas, każda minuta zwłoki pracuje na
ich korzyść.
- Wróciliście po mnie, prawda? - zapytała z satysfakcją w
głosie. - Chcieliście mnie chronić, tak? Ale ja nie pojadę z wami,
dopóki nie zobaczę się z siostrą i nie powiem jej, żeby się nie
martwiła o mnie i uważała na siebie. To tylko dwadzieścia minut
w dół tej drogi. Możemy jeszcze zaoszczędzić trochę czasu, jadąc
tym objazdem. A więc ruszaj w stronę Loveladies, Remy, inaczej
nigdy ci tego nie wybaczę.
- Remy, posłuchaj lepiej. - Zuzanna spojrzała na niego
zupełnie zrezygnowana. - Wierz mi, będzie nam łatwiej, gdy się
dostosujesz do prośby babci.
Zacisnął palce na kierownicy. W tej chwili najchętniej
zabiłby obie. Pojechał jednak do klasztoru i "odwiedzili" siostrę
Stefanię.
- A teraz oceń sam, czy ta wizyta była potrzebna.
Zuzanna wymusiła uśmiech na twarzy, słysząc głos
zadowolonej z siebie babki.
- Bardzo - zgodził się z nią Remy. - Wybacz mi!
Zuzanna przestała się uśmiechać. Znów wypełnił ją ból i
ogarnęła złość. Spojrzała w szybę samochodu. Minęło kilka
godzin zanim znalezli się na jednej z bocznych dróg Pine
Barrents, którą nazwali "swoim kanałem ewakuacyjnym". Tylko
"przewodnik" wiedział, dokąd jechali, i był wszystkiego pewny.
Na jej twarzy pojawił się grymas. Podróżowanie z nim to
ostatnia rzecz, jakiej by sobie życzyła, ale niestety czuła, że
wpadła w pułapkę.
115
RS
Obserwowała jego ręce sprawnie prowadzące samochód i
przypomniała sobie, jak jeszcze nie tak dawno te same dłonie
pieściły jej ciało z ogromnym znawstwem kobiecych potrzeb,
muskały jej skórę, wyzwalając drzemiące w niej pożądanie. Te
same ręce doprowadzały ją do rozkoszy, a potem uspokajały
drżące ciało.
Ciągle jeszcze czuła na sobie ciężar jego twardego ciała i
delikatny dotyk wędrujących warg. Nie mogła zapomnieć tej
wspaniałej chwili, kiedy się kochali, kiedy stanowili jedność,
nierozerwalną całość.
Zamknęła oczy i cicho westchnęła.
" A potem rozdzieliła nas prawda" - pomyślała.
Jak bardzo chciałaby wierzyć, że Remy jej nie wykorzystał i
nie zrobił nic ponad to, co jej powiedział.
Odrzuciła ponure myśli. Była wystarczająco głupia, ciągnąc
całą tę sprawę z Remym St. Jacques.
- Nie spodziewałam się tego po niej - zaczęła Letycja,
przerywając Zuzannie wewnętrzne wywody. - Nigdy nie
wiedziałam, co robiła w czasie wojny. A jednak nie zamknęła się
w sobie tak zupełnie. Przypuszczałam, że o wiele bardziej...
Zuzanna uśmiechnęła się, przywołując w pamięci ich
"objazd".
Zbudzili oczywiście cały klasztor, Letycja zażądała widzenia z
siostrą, a Remy klął w duchu przez cały czas.
Siostra Stefania od razu zrozumiała ich sytuację. Powtórne
wyjaśnienia były zbędne. Okazała się łagodnym dowódcą
wydającym instrukcje i rozkazy tylko po to, aby im ułatwić
drogę.
W czasie tej wizyty dowiedzieli się, że w czasie drugiej wojny
światowej siostra Stefania była przydzielona do klasztoru we
Francji. Tam pomagała wielu ludziom wydostawać się z kraju.
Jednym z tych, którym pomogła, okazał się obecny doradca
prezydenta, a w czasie wojny strącony amerykański pilot.
116
RS
Siostra Stefania zapewniła ich o całkowitej wiarygodności
tego człowieka. Wierzyła gorąco, że "Neddy" wyświadczy im tę
przysługę ze względu na nią.
Obiecała zadzwonić i uprzedzić go o ich wizycie, przecierając
w ten sposób drogę dla nich. Ani przez chwilę nie zwątpili w jej
słowa.
- Teodor Casper - powiedział Remy. - Twoja siostra to
prawdziwa czarodziejka, Letycjo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]