[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spojrzał na kartkę. - Zwietnie. Wiedziałem, że jest pani za mądra, by próbować
jakichś sztuczek.
Schował atrament i pióro jedną ręką, bo w drugiej wciąż trzymał pistolet.
Potem złożył kartkę i podał ją hrabinie.
- Proszę zadzwonić na służbę i kazać doręczyć to Rye-burnowi. Radzę nie
wpuszczać służącego do pokoju i nie próbować go w żaden sposób ostrzec.
Jestem gotów strzelić w razie potrzeby, a wtedy zginie pani albo służący. Proszę
pamiętać, że mam panią cały czas na muszce.
Sterling stanął za drzwiami i wskazał jej sznurek dzwonka.
Serce tłukło się jak oszalałe w jej piersi. Starała się oddychać spokojnie,
ale nie na wiele się to zdało. Ciągnąc za sznurek, zastanawiała się gorączkowo,
czy mogłaby dać jakiś znak służącemu. Rzut oka na twarz prześladowcy
wystarczył, by zrezygnowała z tego pomysłu. Patrzył na nią jak kot, który czyha
na mysz.
W drzwiach stanął Finch. Eden przypomniała sobie w ostatniej chwili, że
miała go nie wpuszczać do pokoju. Podbiegła więc do drzwi.
- Czy mógłbyś przekazać to lordowi Ryeburnowi?
- Zawsze do usług, milady. - Kamerdyner ukłonił się i wziął kartkę.
- Dziękuję, Finch - powiedziała głosem drżącym ze strachu.
Finch uniósł brew ze zdziwienia, ale nic nie rzekł. Wyszedł z pokoju.
Gdy tylko lokaj zniknął, Sterling wyskoczył zza drzwi. Chwycił ją za
ramię i przytknął jej lufę do szyi.
- Popełniła pani błąd, droga lady Ryeburn. Pani piękny głos omal pani nie
zdradził. Idziemy.
Popchnął ją w stronę drzwi i wyjrzał na korytarz. Eden miała nadzieję, że
ktoś się będzie kręcił po holu, ale nikogo nie było. Sterling szarpnął ją tak
gwałtownie, że aż jęknęła.
- Cicho - syknął, ciągnąc ją za sobą w stronę oranżerii. Kiedy się
potknęła, nawet nie zwolnił.
W oranżerii unosił się zapach ziemi zroszonej deszczem, ale Eden nie
mogła się nim rozkoszować. Sterling pociągnął ją za fontannę, posadził na
ławce, a sam usiadł naprzeciwko. Nie mogła więc nawet dojrzeć, czy ktoś się
pojawił w holu. Lufa pistoletu była wciąż wymierzona w jej twarz.
Eden postanowiła spróbować pertraktować.
- Nie wiadomo, czy Trevor przyjdzie.
- Przyjdzie. Nie może zignorować takiej prośby, jeśli nie chce być
niegrzeczny.
- Ale nie wiadomo, jak długo zabawi. - Szukała jakiejś luki w planie
swego prześladowcy.
- Lady Ryeburn - urwał nagle. - To bez sensu. Już niedługo nie będzie
przecież żadnej lady Ryeburn. Będę ci mówił po imieniu. Przecież wkrótce
zostaniesz moją żoną.
- Najpierw będzie pan musiał mnie zabić. - Pomimo przerażenia Eden
uniosła brodę.
- Nie. Najpierw zabiję Ryeburna. A potem się z tobą ożenię.
- Nie wyjdę za pana.
- Nie zaczynajmy tego od nowa. Nie będziesz miała wyboru.
- Jest pan nikczemnikiem. - Eden była równie przerażona, jak wściekła.
Nie wiedziała, na jak długo starczy jej trzezwości umysłu.
Sterling zerwał się na równe nogi i wymierzył jej policzek.
- Trzymaj język za zębami, ty suko! Nie masz pojęcia, co to znaczy
stracić wszystko, na co się ciężko zapracowało.
Eden chwyciła się za policzek.
- Pan też nie ma o tym pojęcia. Nigdy pan na nic nie zapracował.
- Czy ty wiesz, co ten sukinsyn, Ryeburn, zrobił z moją reputacją? Moja
reputacja jest w strzępach. Wszystkie drzwi się przede mną zamkną. I z czego
będę żył? - Sterling zaczął nerwowo spacerować. - Ryeburn nasłał na mnie
policję. Wyobrażasz sobie, jak mój ojciec zareagował, gdy panowie z Bow
Street zapukali do jego drzwi? Nie powiedział im, że jestem w domu, ale tej
samej nocy wyrzucił mnie na bruk. Moja własna rodzina się mnie wyrzekła.
Ojciec dał mi trochę pieniędzy, żebym mógł wyjechać z kraju, i kazał mi się
osiedlić w jakimś skromnym miejscu. W skromnym miejscu! Podczas gdy on
może wybierać między trzema wiejskimi posiadłościami i londyńskim pałacem.
I dlaczego? - Sterling wycelował pistolet w twarz hrabiny, by podkreślić swoje
słowa. Ponieważ cię uprowadziłem. Jakbyś była kimś znaczącym. A przecież
jesteś Amerykanką.
Eden patrzyła na Sterlinga z coraz większym przerażeniem. Na jego
ustach pojawiła się piana. Wymachiwał pistoletem, a jego twarz stała się jeszcze
bardziej odpychająca.
- Ale jeszcze nie wszystko stracone. Zrozumiałem to, gdy przyszedł mi do
głowy wspaniały plan. Będziesz bez wątpienia bogatą wdową. A zresztą jest
jeszcze twój ojciec. Gdyby zaś on nie chciał nas utrzymywać, będziemy żyć z
twojego głosu. Obawiam się, że w tym wypadku trzeba by przeprowadzić się do
Ameryki. To barbarzyński kraj, no, ale nic na to nie można poradzić. - Sterling
przestał się miotać. Uspokoił się w jednej chwili i usiadł na ławce. - Zdaje się,
że uprzedziłem wypadki.
Jego uśmiech przyprawił Eden o mdłości. Sterling przestał jednak
wymachiwać pistoletem.
- Chcę, żebyś zaśpiewała.
- Mam zaśpiewać?
- Tak. Chcę usłyszeć twój głos. W ten sposób skrócimy sobie
oczekiwanie. Po ślubie będziesz musiała się nauczyć wykonywać moje
polecenia bez zbędnych pytań.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]