[ Pobierz całość w formacie PDF ]
inna. Rod był jednak nieugięty.
- Jeszcze nie. Bądz cierpliwa. Poczekaj trochę, Zobaczysz, że nie
pożałujesz.
Nie chciała czekać, ocierała się o niego niecierpliwie.
- NaprawdÄ™ ciÄ™ pragnÄ™.
- Ja też.
- To był głupi pomysł.
- Nie. Mnie się podoba. Uwielbiam się tak z tobą przekomarzać. Nigdy
jeszcze czegoś takiego nie robiłem.
- Pocałujesz mnie?
- Ale tylko w policzek.
Nic z tego. Był to prawdziwy, głęboki, zmysłowy pocałunek.
- Wracajmy do ciebie.
- Już prawie pora kolacji.
- Chyba kupiÄ™ po drodze jakieÅ› hot dogi. Najwyrazniej ciÄ™ podniecajÄ….
- Nie bądz śmieszny. To ty na mnie tak działasz.
- Wstawaj. Pomogę ci się ubrać.
Wcale jej nie pomógł, wręcz przeszkadzał. Zrobił z tego niesamowicie
zmysłową zabawę. Pewne elementy jej garderoby po prostu schował do
kieszeni.
Wrócili do auta, pożegnali się z przyjaciółmi i ruszyli ku Fort Wayne.
- Jedz ostrożnie - poprosiła. - Nie chciałabym znalezć się w szpitalu w
takim niekompletnym stroju.
- Zawsze nosisz majtki?
- Oczywiście!
- Muszę cię tego oduczyć.
- Wolę o tym nie myśleć.
- No, cóż, pewną wskazówkę już miałaś.
- Jeśli to tylko wskazówka, to aż boję się pomyśleć, co mnie jeszcze czeka.
- Spodoba ci się to, co chcę ci pokazać!
ROZDZIAA SIÓDMY
Było to wyjątkowe popołudnie. Szczególnie nad stawem Rodowi i Pat
wydawało się, że są jedynymi istotami na świecie. Jest to marzenie wszystkich
zakochanych. Zawsze im się wydaje, że nie potrzebują nikogo oprócz siebie.
Spoglądając od czasu do czasu zaborczo na Pat, Rod zajechał przed duży
sklep spożywczy niedaleko ich domów.
Zakochana para nie prezentowała się najlepiej. Wyglądali tak, jakby cały
dzień spędzili na świeżym powietrzu, w palącym słońcu, bez kapeluszy.
Ubrania mieli pogniecione, z nosów schodziła im skóra.
Fort Wayne otoczone jest licznymi jeziorami, wielu mieszkańców ma tam
letnie domki.
- Byliście nad jeziorem - zagadywały więc domyślnie zaprzyjaznione
kasjerki.
Staw można od biedy nazwać jeziorem, więc Pat i Rod potwierdzili ich
przypuszczenia.
Kupili homara i krewetki na kolacjÄ™ i pojechali do domu Pat.
- Muszę wziąć prysznic - powiedziała gospodyni. - Chcesz trochę wina?
- Przyniosę kieliszki. Idz się kąpać.
Bardzo się spieszył, ale zastał ją już pod prysznicem. Rozebrał się szybko i
rozchylił zasłonę.
- Rod! Co ty wyprawiasz?
- Chcę cię wykąpać. Zaprotestowała.
- Całe popołudnie spędziliśmy nadzy w stawie, więc czemu teraz się
wstydzisz? - przekonywał ją. - To nie może być skromność. Nie ma ani jednego
miejsca na twoim ciele, którego bym wcześniej nie dotykał.
Mężczyzni czasem naprawdę niczego nie rozumieją.
- To co innego - westchnęła.
- Ale ty nie jesteÅ› inna.
- A ty znowu swoje. Skoro nie różnię się od innych kobiet, to o co chodzi?
- Lubię cię dotykać.
- Jeszcze ci mało? Przyglądał się, jak namydla ciało.
- Ja na pewno zrobiłbym to lepiej.
- Jeśli pozwolę ci wejść pod prysznic, to wiesz, jak się to skończy.
- Wcale nie. Potrafię nad sobą panować. Pat parsknęła śmiechem.
- Nie wierzysz mi?
- A powinnam? Teraz on westchnÄ…Å‚.
- Powinnaś sprawić sobie kabinę prysznicową. Aatwiej by mi było na
ciebie patrzeć.
- Co w tym takiego fascynującego? - zapytała i zaczęła myć głowę.
Opłukiwak się, a on patrzył na nią z zachwytem.
Pat uświadomiła sobie nagle, że może on naprawdę nigdy nie oglądał
kąpiącej się kobiety, nigdy też żadnej nie mył pleców. Wyszła spod prysznica i
wzięła podany jej ręcznik.
- No, dobrze. Następnym razem będziesz mógł mi pomoc - powiedziała.
- Wspaniale. Idziemy natychmiast na dwór i wytarzam cię w ziemi.
- Jestem głodna.
- Ja też - szepnął znacząco.
- Mówiłam o jedzeniu!
- Ależ ty jesteś mało romantyczna - skrzywił sie Rod.
Pat roześmiała się i zostawiła go, by się wykąpał. Poszła do sypialni
włożyć szorty i bawełniany sweter.
Flirtowali ze sobą w czasie kolacji. Rod się zalecał do Pat, a ona go
odrzucała. Zmiała się takim zmysłowym, gardłowym śmiechem, że ciało Roda
przenikał dreszcz.
- Spróbuj - powiedziała i nakarmiła go kawałkiem bułki ze lśniącym
czarnym kawiorem, a on... oblizał jej.
Potem włożył do ust krewetkę.
- Dla mnie jest za duża - powiedział. - Zjedz połowę.
Wcale jej tego nie ułatwił. Musiała stanąć na palcach i oprzeć się o niego
całym ciałem, ale udało jej się upolować kawałek.
- Twoimi przodkami musieli być jacyś piraci - zaśmiał się. - Po
mistrzowsku odjęłaś mi jedzenie od ust.
- Zgadza siÄ™.
- Wcale mnie to nie dziwi.
- A twoi przodkowie?
- Byli marynarzami - odparł bez wahania. - Wiesz, jak tacy ludzie radzą
sobie z piratami?
- Wiem.
Przycisnął ją do lodówki.
- Dawaj okup.
- Nie mam żadnych kosztowności.
- To wymyśl coś, co mnie zadowoli.
- Postaram siÄ™.
- Potrzebna ci pomoc?
- Jestem głodna.
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci zdobywać kolejne krewetki w ten sam
sposób, to chyba wydaje ci sie że jestem ze stali.
- Zgadza siÄ™.
Wymknęła mu się i udało się jej położyć po kawałku homara na talerzach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]