[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eddiego. - A w jego przypadku to chyba niezbędne.
Charlotte zacisnęła pięści ze złości.
- O czym ty mówisz? - słowa z trudem przechodziły jej
przez gardło.
Clinton odchrząknął i nieśmiało wtrącił się do rozmowy.
- Tutejsze szkoły są na dobrym poziomie, a kontakty na-
uczycieli z rodzicami o wiele lepsze niż w dużych miastach.
- Co pan mówi! Proszę na niego spojrzeć'. - Russell lek-
ceważąco machnął ręką w stronę Eddiego. - Mogę się zało-
żyć, że nawet nie potrafi czytać.
Do tej pory Neal siedział cicho, zmartwiony tym, że Char-
lotte nie chciała skorzystać z jego pomocy. Uważał, że tu jest
jego miejsce, jego dom i jego życie. To byli ludzie, których
S
R
kochał. A zatem Russell nie był wyłącznie problemem Char-
lotte, dlatego postanowił przystąpić do ataku. Nie mógł już
dłużej milczeć.
- Twój syn ma na imię Eddie, to po pierwsze. A po drugie
umie czytać równie dobrze, a może nawet i lepiej niż inne
dzieci w jego wieku. Co ważniejsze, dzięki poświęceniu i
cierpliwości Charlotte jest bardzo zaradny życiowo. Wczoraj
zupełnie sam doprowadził do nas zaginionego chłopca, o ile
jeszcze ten fakt nie umknął twojej pamięci.
- To nie ma żadnego znaczenia - stwierdził Russell.
- Mylisz się, to bardzo ważne. Twój syn wspaniale się
rozwija. Czy ty tego nie widzisz... a może właśnie to ci prze-
szkadza?
- Mam już dość twego wtrącania się we wszystko, Cor-
rigan! Jestem zmęczony wiecznymi próbami, by uniemożli-
wić mi spotkanie z Charlotte.
- To zabawne. A ja myślałem, że przyjechałeś tu zobaczyć
się ze swoimi dziećmi.
Russell zerwał się na równe nogi i wybiegł z kuchni. Neal
popatrzył przepraszająco na Charlotte. Był wściekły na sie-
bie, że dał się ponieść nerwom, ale nie potrafił się opanować.
Tylko święty cierpliwie znosiłby impertynencję Russella.
- Przepraszam, nie powinienem...
- Jestem zadowolony, że to zrobiłeś - powiedział z ulgą
Clinton. - Gdyby nie ty, rozwaliłbym na jego głowie półmi-
sek z mięsem.
S
R
- To byłoby straszne, tak zmarnować wspaniałą pieczeń
Charlotte - zażartował Neal.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Dzieci odprężyły się, czu-
jąc, że atmosfera przy stole wyraznie się poprawiła.
- Idzcie na dwór - zwróciła się do nich Charlotte. - Po-
każcie ojcu, jak potraficie grać w piłkę.
Dzieciaki wybiegły z kuchni. Mężczyzni ruszyli za nimi do
ogrodu na tyłach domu. Russell postanowił pobawić się z
dziećmi przed gankiem.
Charlotte szybko posprzątała po lunchu i wyszła przed
dom. Usiadła na najwyższym stopniu ganku i zajęła się ob-
serwacją byłego męża. Nie widać było zbyt wiele entuzjazmu
i radości na jego twarzy. Co chwila nerwowo zerkał na ze-
garek.
- Czy Brenna mówiła ci, że ma się tu pojawić reporter z
gazety? - zapytał, gdy tylko zauważył Charlotte.
- Muszę cię rozczarować - odpowiedziała z niesmakiem. -
To tylko lokalny tygodnik, więc nie obiecuj sobie zbyt wiele.
- Nie szkodzi, muszę budować mój image również z uwagi
na społeczności lokalne - wyjaśnił z patosem. - Takie gazety
też są ważne.
- No pewnie - mruknęła pod nosem i poszła przywitać
dziennikarkę, która właśnie przyjechała.
Constance Starkwell była kobietą około sześćdziesiątki,
która pisywała w miejscowej gazecie od lat. Była też fotore-
porterką, dlatego przytargała ze sobą cały sprzęt.
S
R
Russell natychmiast pojawił się przy niej. Przedstawił się i
wyjaśnił, na jaki urząd właśnie kandyduje, cały czas ściskając
rękę Constance i uśmiechając się promiennie.
Reszta mieszkańców wynurzyła się zza domu i Charlotte
zaczęła ich wszystkich przedstawiać, nie pomijając Whizze-
ra. W końcu Connie rozpoczęła rozmowę z Eddiem, zadając
mu pytania o obóz i o to, co się tam wydarzyło. Od czasu do
czasu chłopiec zwracał się o pomoc do Charlotte lub Neala,
ale w zasadzie świetnie sobie radził sam. Able był bardzo za-
dowolony, kiedy Eddie powiedział, że to właśnie on nauczył
go wiązania węzłów.
Neal promieniał z zachwytu, słuchając wypowiedzi malca,
i tylko Russell nerwowo przestępował z nogi na nogę, cały
czas zerkając na zegarek.
Connie zrobiła kilka zdjęć Eddiemu, potem pogratulowała
mu odwagi. Chłopiec był w siódmym niebie, a Annę ^Char-
lotte aż promieniały dumą.
Dziennikarka podziękowała wszystkim za spotkanie i ru-
szyła w stronę samochodu, ale Russell dogonił ją natych-
miast, domagając się, by przeprowadziła z nim wywiad.
Connie grzecznie, ale stanowczo odmówiła, wyjaśniając,
że przyjechała tu wyłącznie z powodu Eddiego. Dziennikarz,
który interesuje się polityką, jest na urlopie, a ona naprawdę
nie zajmuje się takimi sprawami.
Russell nie ustępował. W końcu oświadczył, że zwołał na
jutro konferencję prasową w Waldo. Miał nadzieję, że miej-
S
R
scowi dziennikarze pojawią się w komplecie, bo jego oświad-
czenie dotyczyć będzie córki i syna, którzy są przecież mie-
szkańcami tych właśnie okolic.
Neal spojrzał na Charlotte i zobaczył na jej twarzy wyraz
zaskoczenia.
- Jakie oświadczenie chcesz złożyć? - zapytała, podcho-
dząc do niego i dziennikarki.
Russell objął ją ramieniem, ale natychmiast odepchnęła je-
go rękę.
- Muszę z nią chwilę porozmawiać - wyjaśnił dziennikarce.
Connie pożegnała się z Charlotte i szybko odjechała, w spo-
sób oczywisty skrępowana całą sytuacją.
Charlotte nadal domagała się informacji od Russella, powo-
li wchodząc z nim po schodach do domu. Clinton i Able spoj-
rzeli na Neala. Był blady z wściekłości. Charlotte potrzebo-
wała pomocy, ale zabroniła mu wtrącać się w jej sprawy. Po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]