[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eleonora wstała w całym majestacie.
- Renaldzie de Braceyu! Niniejszym skazujÄ™ ciÄ™ na wy
gnanie z dworu! Turniej dobiegł końca, a ty chciałeś pod
stępnie powalić przeciwnika! - zawołała. Jej piękne oczy
ciskały błyskawice. - Pogwałciłeś rycerskie prawa i musisz
ponieść karę. Odejdz stąd i niech cię więcej nie oglądam.
Jeżeli wrócisz, to dasz głowę pod topór.
TÅ‚um z zadowoleniem przyjÄ…Å‚ ten surowy wyrok. Na
nieszczęsnego rycerza posypały się nadgryzione jabłka, pa
tyki, kamienie i co tam kto miał pod ręką. Przyciskając do
siebie zakrwawione ramię, chwiejnym krokiem, pod osłoną
giermka, chyłkiem wyniósł się z placu boju.
- Wybacz, że na moment przejęłam twoją rolę
- powiedziała królowa Eleonora do Alayne, zanim
z powrotem zajęła swoje miejsce. - Dużo złego słysza
łam o tym właśnie człowieku, a ty i tak nie miałaś prawa
wyrzucić go z pałacu.
- Rada jestem, że to zrobiłaś, najjaśniejsza pani - odpar
ła Alayne. Ciągle drżała na myśl o tym, co by się stało, gdy
by sir Ralph w porę nie zdał sobie sprawy z grożącego mu
niebezpieczeństwa. - Jeśli jest na tym świecie ktoś, komu
nie ufam i kogo bardzo nie lubiÄ™, to bez wÄ…tpienia chodzi
o Renalda de Braceya.
Królowa uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Nie będzie nam już sprawiał kłopotów - powiedziała.
- A teraz musisz wręczyć nagrodę zwycięzcy.
- Z największą przyjemnością. - Alayne wstała z tronu
87
i kiedy sir Ralph zbliżył się do podwyższenia, zbiegła ze
schodów i podała mu złotą bransoletkę. - Prawdziwie dzi
siaj wygrałeś, mój panie rycerzu. Nagroda jest twoja.
- Walczyłem za barona de Froissarta - przypomniał jej
Ralph. Popatrzył na nią z nieprzeniknioną miną. - Dzięku
jÄ™ zatem w jego imieniu, lady Alayne.
Spojrzała mu w oczy i nagle posmutniała. Uleciała z niej
cała radość. Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie?
- pomyślała. Dlaczego on tak bardzo mnie nie lubi? Od
niosła wrażenie, że wylano na nią kubeł zimnej wody. To
było bardzo przykre...
- Tak... Oczywiście. Wiem o tym - powiedziała.
Wyprostowała się urażona i wręczyła mu bransoletkę.
Nagle poczuła, że z tą samą zręcznością, którą przejawiał
podczas walki, sir Ralph zamknął jej dłoń w swojej dło
ni i pozornie bez najmniejszego wysiłku pociągnął ku so
bie. Alayne znalazła się tak blisko, że niemal czuła bicie je
go serca. Ich spojrzenia spotkały się na krótki moment. Sir
Ralph zbliżył usta do ręki Alayne i delikatnym pocałun
kiem musnął koniuszki jej palców.
- Mi... milordzie? - odezwała się szeptem, słyszalnym
tylko dla niego.
- Moja nagroda - odpowiedział chyba nie głośniej od
niej. - To wszystko, czego od ciebie żądam, słodka pani.
Puścił jej rękę. Alayne odruchowo przycisnęła dłoń do
falującej piersi. Serce waliło jej jak oszalałe z nagłego pod
niecenia. Sir Ralph skłonił się głęboko i odszedł wśród
okrzyków i wiwatów tłumu. Co to było? - zastanawia
ła się Alayne. Nie mogła się uspokoić. Nic już z tego nie
88
rozumiała. Sir Ralph na pozór jej nie lubił... Nie, to prze
cież niemożliwe. Przez chwilę wydawało jej się, że w jego
oczach widzi coś na kształt pożądania.
Teraz był już daleko, obstąpiony przez giermków i pa
ziów, którzy gratulowali mu zwycięstwa. Dookoła wciąż
rozbrzmiewał głośny aplauz rozentuzjazmowanego tłumu.
Kilku rycerzy, walczących w porannej rundzie, także wy
szło ze swoich namiotów, aby przyłączyć się do ogólnej fety.
Wyglądało na to, że szczerze cieszyli się z porażki de Bra-
ceya. Dzwięki fanfar oznajmiły widzom, że za chwilę każdy
będzie mógł najeść się do syta. I to za darmo! To wystar
czyło, żeby skierować uwagę tłumu w inną stronę.
Woły już się piekły nad wielkim ogniskiem. Alayne po
czuła smakowity zapach mięsiwa i przypomniała sobie, że
jest bardzo głodna. Razem z resztą dworu przeszła do pa-
łacu, gdzie czekała na nich wystawna uczta.
Ale co potem? - pomyślała. Sir Ralph wyzwał wszyst
kich uczestników turnieju. Zwyciężył i w nagrodę wziął je
dynie przelotny pocałunek. A co będzie, jeśli pewnego dnia
zażąda więcej?
Rozdział czwarty
Zgodnie z tradycją, Alayne została wniesiona na salę
w lektyce, wśród triumfalnych okrzyków zgromadzonych
gości. Młodzi rycerze oczekiwali drobnych przywilejów.
Przecież Królowa Dnia, gdyby tylko chciała, mogła na
kazać jakiejś pannie usiąść na czas biesiady przy pięknym
młodzieńcu. Mało tego, mogła mu zezwolić, żeby pocało
wał powabną towarzyszkę. W przeszłości nieraz się zdarza
ło, że inne królowe wykorzystywały jednodniową władzę
do żartów lub drobnych złośliwości. Alayne zrezygnowała
z tego. Powiedziała tylko, że najbardziej pragnie, aby wszy
scy dobrze się bawili w jej obecności.
W porównaniu ze skąpanym w słońcu placem turnie
jowym wielka sala wydawała się ciemna i ponura. Było
w niej chłodno mimo ognia buzującego w kominku. Nic
więc dziwnego, że kielichy z winem żwawiej krążyły pośród
biesiadników. Niektórym gościom już się kurzyło z głowy,
zanim wniesiono pierwsze potrawy.
Alayne zasiadła u szczytu stołu na honorowym miejscu.
Była zdumiona, kiedy obok niej usadowił się baron de Frois-
90
sart. Bezskutecznie wypatrywała sir Ralpha. Przez cały czas
była święcie przekonana, że to on zajmie krzesło po jej pra
wicy. Tymczasem wcale nie przyszedł! Poczuła się rozczaro
wana. Po chwili jednak zobaczyła go w pewnym oddaleniu,
między królową Eleonorą a Marguerite. Zaczerwieniła się,
ponieważ patrzył na nią z namysłem. Speszona Alayne prze
niosła uwagę na de Froissarta.
- Jak widzę, wydobrzałeś panie przynajmniej na tyle,
aby wziąć z nami udział w dzisiejszej wieczerzy - powie
działa. Nie zjawił się na turnieju, przypuszczała więc, że
wciąż leży w łóżku, złożony boleścią.
- Tak, czuję się znacznie lepiej, pani - odparł de Frois-
sart. - Dziękuję. Moi przyjaciele troskliwie się mną zajęli,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]