[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieniem głowy i podążył korytarzem.
Chociaż spędził dwanaście bezsennych godzin, przedzierał się przez alpejską śnie-
życę i tkwił w korku na autostradzie do Lyonu, złość na Kate jeszcze z niego nie wypa-
rowała. Teraz jednak, kiedy już się tu znalazł, uświadomił sobie, że już jej nie czuje.
Otworzył drzwi i najpierw zobaczył Kate. Siedziała przy łóżku, z ramionami opar-
tymi na jego brzegu i złożoną na nich głową. Oczy miała zamknięte, ale w szarym świe-
tle poranka ciemne kręgi pod oczami były doskonale widoczne. Wyglądała na krańcowo
wyczerpaną, zatroskaną i przygnębioną.
Odruchowo przysunął się bliżej, by móc się przyjrzeć śpiącemu dziecku przez plą-
taninę rurek i kabli. To było jak przyglądanie się samemu sobie. Jak odwrócenie biegu
zegara i obserwowanie siebie jako małego chłopca.
Aż do tej chwili najsilniejszymi emocjami, jakie przeżywał, była złość, frustracja,
upokorzenie. Takie uczucia napędzały go jako nastolatka i prowadziły do porywania się
na rzeczy złe i niebezpieczne.
Ale teraz... Tamte złe emocje znikły.
R
L
T
Zapragnął dotknąć jedwabistej skóry, tylko odrobinę bledszej niż jego własna. Nie
mogło być żadnych wątpliwości, że chłopiec ma włoskie geny. Delikatnie wyciągnął rę-
kę i musnął policzek Alexandra.
To było cudowne uczucie, dotykać czegoś tak miękkiego i jedwabistego, czegoś,
co kojarzyło mu się z dotykaniem mamy. Dziecko poruszyło się lekko, westchnęło i
Cristiano cofnął dłoń, nie chcąc go obudzić.
Poruszenie dziecka zbudziło czujność Kate, która instynktownie zerknęła na twarz
Alexandra, który jednak spał dalej i wyglądał bardzo spokojnie.
Obserwowała go ze wzruszeniem i w pierwszej chwili nie zauważyła masywnej
sylwetki po drugiej stronie łóżka. Zobaczyła go dopiero, kiedy się odezwał.
- Jest piękny.
W szoku zerwała się na równe nogi.
- Cristiano... Co ty tu robisz?
Pytanie zawisło w ciszy, ale odpowiedz zabrzmiała jak wystrzał armatni.
- Przyjechałem zobaczyć mojego syna.
Ogromnym wysiłkiem podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie miałeś prawa tu przychodzić...
- Lepiej nie mów mi nic o prawach. - Mówił spokojnie, ale w tonie wyczuwało się
ledwo hamowane napięcie. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Chciałam.
Zbyt wyczerpana wydarzeniami ostatnich dni nie miała siły na tłumaczenia.
- Kiedy, na litość boską? On ma trzy lata.
- Próbowałam...
Alexander znów westchnął i przekręcił się na bok. Kate pochyliła się nad nim, po-
mrukując uspokajająco i delikatnie gładząc ciemne włoski. Słabe oświetlenie podkreślało
bladość jej twarzy, a jednak była w tej chwili wzruszająco piękna.
A potem spojrzała na niego i wyraz jej oczu zmienił się na nieufny, jak u zagonio-
nego zwierzęcia.
- Proszę, Cristiano, ja...
- Mamusiu...
R
L
T
Cichy głosik przerwał jej w pół zdania, ale rozszerzone paniką oczy zdradziły jej
myśli. Nie chciała go tutaj, nie chciała, żeby ją wziął w ramiona i otoczył opieką.
- Pójdę teraz - powiedział szorstko. - Ale pod warunkiem, że pózniej zgodzisz się
ze mną porozmawiać.
Przez chwilę myślał, że będzie się opierać. Zapewne miała taki zamiar, ale w koń-
cu powiedziała spokojnie:
- Moja przyjaciółka, Lizzie, przyjdzie tu rano. Wtedy pomówimy.
- Mamusiu...
Głos Alexandra był teraz silniejszy, bardziej naglący. Podniósł głowę i próbował
usiąść.
W dyżurce pielęgniarek blondynka, która wpuściła Cristiana, rozmawiała z kole-
żanką. Na jego widok zamilkły.
- Już pan wychodzi? - Blondynka obdarzyła go powłóczystym spojrzeniem spod
wytuszowanych rzęs.
Uśmiechnął się krzywo.
- Przeciwnie, zostanę jeszcze chwilę. Może mogłaby mi pani doradzić jakiś hotel w
pobliżu?
Kate posępnie kontemplowała swój widok w łazience dla rodziców. Lustro bezli-
tośnie pokazywało poszarzałą skórę i przetłuszczone włosy. Szczerze mówiąc, wygląda-
ła, jakby to ona powinna się znalezć na szpitalnym łóżku.
Lizzie przyniosła Alexandrowi wspaniały prezent - wielką, bajecznie kolorową
księgę o samochodach wyścigowych - i Kate mogła się wyrwać na spotkanie z Cristia-
nem.
Powinna była zmienić czarną sukienkę, którą nosiła od wyjazdu z domku w górach
i przynajmniej spróbować zamaskować makijażem podkute na ciemno oczy, ale zabrakło
jej sił i ochoty. Mieli przecież rozmawiać na temat Alexandra, a do tego nie potrzebowa-
ła wyglądać atrakcyjnie. Zgodnie z tym, co jej powiedział przy pożegnaniu, cokolwiek
ich łączyło, było już skończone.
Wychodząc z łazienki, zauważyła wzmożony ruch przy dyżurce pielęgniarek. Ze-
brało się ich tam przynajmniej pięć, więcej niż Kate kiedykolwiek widziała na oddziale, a
R
L
T
szpitalny zapach środków odkażających konkurował z aromatem rozsiewanym przez
chmury perfum.
Pomiędzy kobietami, nonszalancko oparty o barierkę, królował Cristiano. Ogolił
się wprawdzie, ale ponuro zamyślony wyraz twarzy nadawał mu wygląd niebezpieczne-
go pirata. Na jej widok oderwał się od gromadki niebiesko ubranych postaci i ruszył ko-
rytarzem, gibki i niebezpieczny.
- Dokąd idziemy?
Wyszli na zewnątrz przez szerokie szklane drzwi i Kate cofnęła się instynktownie
przed zimnym wiatrem i gwarem ulicy. Najchętniej ukryłaby głowę na szerokiej piersi
Cristiana.
- Tam. - Wskazał imponujący wiktoriański fronton. Nad wejściem powiewały fla-
gi, na szczycie schodów stał portier w szarym uniformie. Excelsior.
Teraz zawstydziła się swojego nieświeżego wyglądu. Sądziła, że przysiądą w ja-
kimś zatłoczonym barku, tymczasem Excelsior był najdroższym i najelegantszym hote-
lem w całym Yorkshire.
- Nie mogę tam wejść - zaprotestowała. - Nie jestem odpowiednio ubrana...
- Tym się nie przejmuj. Wziąłem pokój, więc będziemy sami...
- Nie ma mowy! Mieliśmy porozmawiać o moim synu. Myślisz, że dam się uwieść,
a potem zrobię, co zechcesz? - Cofnęła się o krok, omal nie wpadając pod samochód.
Kierowca taksówki wykonał cyrkowy manewr, żeby jej nie uderzyć, a Cristiano
złapał ją za ramię i wciągnął na chodnik. Jego twarz była zimna i zamknięta.
- Naszym synu - poprawił. - A czego chcę? Jeszcze nie zdecydowałem.
Portier zerknął na nich z ciekawością, ale zaraz odwrócił wzrok. Wszędzie było ci-
cho i pusto, kiedy szli do windy i wjeżdżali na górę.
Wysiedli i Cristiano przepuścił ją przodem.
- Ostatni pokój po prawej.
Rozdygotana, szła po puszystym dywanie, wzdłuż niezliczonych rzędów drzwi do
ostatnich, gdzie Cristiano pewną dłonią wsunął kartę do czytnika.
R
L
T
Pokój był duży, urządzony z ostentacyjnym przepychem. Antyki lśniły w blasku
wszechobecnych lamp, powietrze przesycał aromat lilii i frezji ułożonych w dużym wa-
zonie. W takim otoczeniu Kate poczuła się jeszcze bardziej nieświeża i wyblakła.
- No to... - bąknęła, muskając mięsiste płatki lilii i unikając spojrzenia Cristiana -
skończmy z tym. Co chcesz wiedzieć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]