[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzi niezaprzeczalnie do siebie pasujących, i życzenie
im wszystkiego najgorszego.
Thad nie miał marzeń. Jego wypełnione obowiąz
kami życie nie pozwalało na takie luksusy. Był face
tem, którego obchodził porządek i sprawiedliwość.
Czemu więc sam sprawiał sobie ból, pragnąc czegoś,
co było poza jego zasięgiem?
- Mam dla ciebie nowiny, Joe - powiedział, odry
wajÄ…c siÄ™ od ponurych refleksji.
Joe Colton trzymał rękę na monitorze. Podniósł
wzrok na Thada.
- Trafiłeś na jakiś ślad?
Thad potrząsnął głową.
- Nie. Ale departament powierzył mi śledztwo. Wy
łączono mnie z innych obowiązków, poza nagłymi
ZAKAAD Z HAZARDZIST
99
przypadkami. - WidzÄ…c podejrzanie zadowolonÄ… minÄ™
Joego, Thad zastanowił się i spytał: - Chyba nie za
wdzięczam tej zmiany niczyim naciskom, prawda?
Joe zaśmiał się serdecznie.
- Kto wie. W każdym razie nie spodziewaj się,
że ja ci na to odpowiem. - Poklepał Thada po ra
mieniu. - No to chyba będziemy się teraz częściej wi
dywać.
- Taa. - Thad zachował powagę, ale kąciki jego
ust zaczęły się już lekko unosić w górę. - Idziesz po
trupach, stary?
- Zwięta racja. - Joe szczerzył zęby od ucha do
ucha. - To jedno z dobrodziejstw, które przynoszą pie
niądze. Stać mnie na to, żeby otaczać się najlepszymi.
Coś mi podpowiada, Thad, że jesteś najwłaściwszą oso
bą do tego zadania, i jeśli komuś uda się w ogóle roz
wikłać tę zagadkę, to właśnie tobie.
Inspektor odchodził, kręcąc głową. Miał nadzieję,
że nie zawiedzie zaufania Joego.
Wszystkie poszlaki, jakie zgromadził do tej pory,
prowadziły do Jacksona Coltona. To on miał okazję,
on był na miejscu zbrodni sam, nie miał za to żadnego
alibi.
Jedyne, czego mu brakuje, to motyw. Thad jeszcze
do tego nie dotarł. Ale był cierpliwy. Teraz, kiedy bę
dzie mógł poświęcić się całkowicie tej sprawie, na pew
no dojdzie do interesujących wniosków.
100 RUTH LANGAN
- Dziękuję bardzo. - Heather owinęła ręcznik wo
kół bioder i przyjęła szklankę lemoniady, którą podał
jej Jackson. - Ależ mi tych dwóch dało dziś w kość.
- Nie wiem, kto się lepiej bawił, ty czy chłopcy.
- Tak mało mieli ostatnio radości! Cudownie pa
trzeć na ich roześmiane buzie.
- Tak - przytaknął Jackson. - Pewnie niełatwo im
żyć w takiej nerwowej atmosferze. - Dotknął nieśmia
ło jej ramienia. - Dla ciebie to też pewnie trudne.
Pokręciła natychmiast głową.
- Nie. Pewnie, że jak usłyszałam strzał, przeżyłam
koszmarny moment. Myślałam o nich, nie o sobie. -
Uniosła ramiona. - Nie wiedziałam, co się stało, co
znajdę na górze. Tak czy owak, nie chciałam, żeby
chłopcy to zobaczyli.
Jackson ścisnął jej ramię.
- Wyobrażam sobie, jak się denerwowałaś.
- Tak. - Podniosła wzrok, kątem oka dostrzegła
zbliżającą się sylwetkę Thada.
Kiedy znalazł się obok nich, miał zaciśnięte wargi,
oczy zaś ukrywał za przyciemnionymi szkłami.
- Coś się stało, inspektorze? - zwrócił się do niego
Jackson, nie cofając ręki z ramienia Heather.
- Nic. - Thad spojrzał na Heather. - Chciałem tyl
ko poinformować, że zostałem wyznaczony do zajęcia
się w pełnym zakresie sprawą twojego wuja.
- Och, Thad. Wujek Joe bardzo siÄ™ ucieszy.
- Już mu o tym powiedziałem.
ZAKAAD Z HAZARDZIST 101
Przerwały im okrzyki Teddy'ego i Joe juniora, nie
zadowolonych, że mężczyzni zabrali im towarzyszkę
zabaw.
- Mało wam było?! - zawołała do nich Heather,
podała szklankę Jacksonowi i śmiejąc się, odwinęła rę
cznik, rzucając go na leżak. Potem zanurkowała w ba
senie i podpłynęła do piszczących z uciechy chłopców.
- Niezwykła, prawda? - rzekł Jackson, przypatru
jÄ…c siÄ™ gonitwie w wodzie.
- Tak, niezwykła - powtórzył Thad, ciesząc się, że
ma oczy zasłonięte okularami. Mógł patrzeć na Hea
ther, nie ujawniając, co mu chodzi po głowie.
Patsy stała przed wysokim lustrem, przyglądając się
sobie od stóp do głów. Przymierzyła już cztery suknie
i wreszcie chyba dokonała wyboru.
Suknia, którą miała na sobie, odkrywała wystarcza
jąco dużo, by wzbudzić zainteresowanie Grahama, i za
krywała dosyć, by Joe nie marudził. Podobało jej się,
jak materiał otula jej ciało, wiele obiecując. Miodowy
kolor znakomicie współgrał z barwą jej oczu. Wsunęła
stopy w sandałki o tym samym kolorze i cienkich wy
sokich obcasach, po czym ruszyła do jadalni.
Joe i chłopcy już tam byli, podobnie Heather i Jack
son. Ledwo kiwnęła im głową i nalała sobie drinka.
Kiedy pojawił się Graham, natychmiast zauważyła, że
docenił jej wysiłki i jej nastrój znacząco się poprawił.
Chyba naprawdę czekała na ten wieczór. Nie ma nic
102 RUTH LANGAN
lepszego jak pojedynek z mężczyzną, w którym moż
na czytać jak w książce.
Jadła mechanicznie, pozwalając, by inni podtrzy
mywali rozmowÄ™ podczas tego potwornie nudnego po
siłku. Czuła nosem, że Jackson przymierza się do Hea
ther, ale Heather była jej zdaniem zbyt zajęta, by to
zauważyć. Poza tym było jasne, że Heather nie czuje
nic do siedzącego obok niej młodego mężczyzny. Ko
biety wiedzÄ… takie rzeczy od razu. Kobieca intuicja.
Między Heather i Jacksonem nie iskrzyło.
Za to inspektor to zupełnie co innego. Tu na pewno
coś się kroi, i to na poważnie. Patsy nie zdecydowała
tylko jeszcze, czy jest to poważne zainteresowanie, czy
równie silna wrogość. Ona sama trzymała się możliwie
najdalej od Thaddeusa Lawa, ponieważ sprawiał, że
czuła się zagrożona.
Koniec kolacji ucieszył ją, jeszcze większą ulgę po
czuła, kiedy Joe poszedł na górę z chłopcami, obiecu
jąc, że im poczyta. Heather i Jackson przenieśli się na
patio, zostawiajÄ…c Patsy z Grahamem.
Wstała od stołu i podeszła do kredensu.
- Napijesz się jeszcze scotcha? - spytała najnie-
winniej w świecie.
- Jasne. A ty?
Skinęła głową i napełniła dwie szklaneczki. Podając
mu whisky, obróciła się tak, by musiał dotknąć jej pier
si. Zmrużył oczy, widziała to, na pewno coś poczuł.
Ależ to z nim łatwe...
ZAKAAD Z HAZARDZIST 103
- Musimy porozmawiać, Graham.
Wybuchnął śmiechem, już z siebie zadowolony.
- Na pewno chodzi ci o rozmowÄ™?
- Tak. Z całą pewnością. Ten jeden raz z tobą zu
pełnie mi wystarczył.
Graham zmartwiał.
- Powiedziałaś, że nigdy nie będziemy do tego
wracać.
- Czyżby? - Uśmiechnęła się chytrze. - Może kła
małam.
- Co? - Odstawił głośno szklankę.
Coraz bardziej ją to cieszyło.
- Ciekawe, co by było, gdyby Joe poznał nasz se
kret? - powiedziała ni stąd, ni zowąd.
Twarz Grahama wykrzywiły strach i złość.
- Nie ośmielisz się.
- Dlaczego nie? - Podeszła do niego, przesunęła ide
alnie wymanikiurowanym palcem po jego koszuli. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]