[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ty nic nie rozumiesz...
- Chyba rozumiem.
- Już jest mój helikopter - powiedział przez zaciś
nięte zęby. - Właśnie przyleciał. Nie słyszałaś? Mam
nim lecieć na konferencję do Aten.
95
Kiedy Helen i dziewczęta spotkały się znów w willi
w San Rocco, Melissę zainteresowało przede wszyst
kim, gdzie jest Milos, jakby to on był główną osobą,
która się dla niej liczy.
- Właśnie wybiera się do Aten - poinformowała
Helen, zdumiona własnym opanowaniem. - Kiedy
był... kiedy byliśmy w Vassilios, przyleciał po niego
helikopter.
- Helikopter! O raju! - Melissa była pod wrażeniem.
- Czy to jest naprawdę jego helikopter? - zwróciła
siÄ™ do Rhei.
- Należy do firmy; jest wygodniejszy niż samolot
- odpowiedziała dziewczyna spokojnie, lecz Helen
zdawała sobie sprawę, że obserwuje ją uważnie.
- Ale super! - Melissie oczy rozbłysły. - Tylko
sobie wyobrazcie: mieć helikopter, którym można
latać, kiedy się tylko chce.
- W każdym razie - podsumowała Helen - kazał
was przeprosić, że się nie pożegnał.
- Tak - odpowiedziała siostra Milosa z roztarg
nieniem. - On bierze udział w konferencji na temat
redukcji zanieczyszczenia środowiska ropą. Czy zdą
żył chociaż cię tu odwiezć?
- Nie, przywiózł mnie Stelios.
Helen nie chciała teraz o tym myśleć. Wciąż czuła
na sobie zapach wody z basenu i zachłanny dotyk rąk
Milosa i jego ust. Co o niej myślał, kiedy się roz
stawali, co oznaczał wyraz jego twarzy, kiedy musiał
się z nią pożegnać w obecności osób trzecich?
Musiała jednak otrząsnąć się ze wspomnień i coś
postanowić.
96
- Myślę, że my też powinnyśmy się zbierać - po
wiedziała.
Melissa protestowała, a Rhei, jako dobrze wycho
wanej młodej pani domu, nie pozostawało nic innego,
jak ją poprzeć. Helen zastanawiała się tylko, na ile
szczere było jej zaproszenie.
Wahała się, lecz Melissa nie ustąpiła i zostały.
Helen musiała przyznać w duchu, że nie jest to taki zły
pomysł, skoro Milos wyjechał i nie groziło już, że
pojawi się nieoczekiwanie, prowokując kolejną kłopot
liwÄ… sytuacjÄ™.
W efekcie wizyta okazała się całkiem udana. Przy
lunchu, składającym się z nadziewanych liści winoroś
li, kruchej zielonej sałaty i bardzo słodkiego deseru,
wywiązała się zupełnie sympatyczna rozmowa. Rhea
starała się być miła i gościnna.
Opowiadała o swoich studiach i o planach założe
nia własnej firmy dekoracji wnętrz. Ojciec obiecał jej
na początku pomóc finansowo i Helen pomyślała, że
Rhea jest szczęśliwa, mając takie oparcie w rodzi
cach.
Zaczęła się też zastanawiać, jak wyglądałoby dzi
siaj jej własne życie, gdyby kiedyś tak radykalnie nie
zerwała kontaktu z ojcem. Gdyby zwierzyła mu się, że
jest w ciąży, czy też zachęcałby ją do małżeństwa
z Richardem? Matka dbała bowiem wyłącznie o pozo
ry i nie mogła znieść myśli, że jej córka miałaby
urodzić nieślubne dziecko. Sama nigdy nie przebolała
plotek, jakie wzbudził rozpad jej małżeństwa.
Oczywiście, gdyby ojciec ich nie zostawił, Helen
nigdy nie poznałaby Milosa Stephanidesa. Nigdy nie.
97
byłaby w ciąży z człowiekiem, którego nazwisko
ukrywała nawet przed własną matką...
- DokÄ…d idziesz?
Sheila Campbell oderwała wzrok od telewizora,
kiedy Helen stanęła w drzwiach saloniku, gotowa do
wyjścia.
- Mam spotkać się z Sally w kawiarni - odpowie
działa córka szybko i było to pierwsze kłamstwo, jakie
jej przyszło na myśl.
Mogła, oczywiście, wykręcić się spotkaniem ze
swoim chłopakiem, Richardem, ale matka łatwo by to
sprawdziła.
- Z Sally? Z jakÄ… Sally?
Sheila zmarszczyła brwi, a Helen wiele by dała za
to, żeby jej matka nie interesowała się tak bardzo
wszystkim, co ona robi.
- Sally Phillips - powiedziała, starając się, żeby
zabrzmiało to jak najbardziej przekonująco. -. Nie
znasz jej, jesteśmy w jednej grupie na zajęciach z an
gielskiego.
- Tak? - Sheila powróciła do oglądania telewizji.
- Nie zapomnij tylko, że jutro masz szkołę. Bądz
w domu przed wpół do jedenastej.
Helen westchnęła z rezygnacją. Jej matka wciąż
traktowała ją jak dziecko, najważniejsze jednak, że
mogła wyjść.
Sama myśl o tym, że ma spotkać się z Milosem
przyprawiała ją o dziwny dreszcz.
Byli umówieni w barze jego hotelu i zaczęła mieć
wątpliwości, czy mądrze zrobiła, zgadzając się na to.
98
Dobrze natomiast, bo w Cathay Intercontinentał raczej
jej nie groziło, że spotka kogoś ze znajomych.
Nie była całkiem pewna, czy jest dobrze ubrana.
Najchętniej włożyłaby nową wieczorową sukienkę
i zamszową kurtkę, na którą oszczędzała już od
dawna, ale nie mogła tego zrobić, żeby nie wzbu
dzić podejrzeń matki. Dlatego poprzestała na dżin
sach i czarnej kurtce. Jedyne ustępstwo na rzecz
elegancji stanowiła czerwona jedwabna bluzka, któ
rą udało jej się ukryć przed jaszczurczym wzrokiem
matki.
Przykro jej było, że oszukuje matkę, lecz kiedy
tylko przekroczyła próg hotelu i ujrzała Milosa czeka
jącego na nią przy wejściu, natychmiast odrzuciła
skrupuły i była już tylko dumna, że tak przystojny
mężczyzna czeka właśnie na nią. W ciemnym gar
niturze i swetrze z golfem wyglądał oszałamiająco.
- Cześć - powiedział cicho na powitanie, a Helen
odczuła to jak pieszczotę.
- Cieszę się, że przyszłaś - rzekł. - Obawiałem się,
że matka mogła cię zatrzymać.
- Matka nie wie, gdzie jestem - odpowiedziała
odruchowo i zaraz się zawstydziła, że zachowuje się
jak dziecko.
- Więc według niej, gdzie jesteś? - zapytał Milos.
- W kawiarni z koleżanką - odparła szybko i zaraz
dodała: - Pewnie myślisz, że to głupie, tak się kryć
przed matkÄ…, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]