[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jego usta musnęły wargi Sary raz, drugi. Ona
natychmiast wspięła się na palce i objęła go za szyję.
Jej słowa były cichutkie, ciepły szept tuż koło ust
Blake a:
A tymczasem... stosownie do mojej reputacji...
Kapitan z łobuzerskim uśmiechem wziął ją na
ręce i poniósł do swej koi. Zdążyła jeszcze tylko
zerknąć na srebrzystego, okrągłego intruza, niedysk-
retnie zaglądającego przez iluminator. I już ot-
wierała ramiona, witając kapitana Blake a w swoim
sercu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]