[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Teraz skała znajdowała się wysoko nad jego
97 .
głową, przesłonięta drzewami.
Mógł ją zobaczyć jedynie z tamtego odle głego miejsca na Ziemi Niczyjej.
Starannie ocenił wzrokiem kierunek, przeczołgał się przez ostatnie dziesięć
metrów Niemiec Zachodnich i za czął cicho rozcinać no\ycami drucianą siatkę.
Kiedy dziura była gotowa, zamachał do McCreadyego podniesionym
ramieniem.
McCready wyczołgał się spod osłony drzew i popełznął w stronę siatki.
Przez ostatnie pięć minut obserwował wie\e stra\nicze wschodnioniemieckich
posterunków granicznych oraz oceniał zasięg reflektorów.
Siegfried dobrze wybrał miejsce w połowie drogi pomiędzy dwoma wie\a mi.
Na dodatek sosny po drugiej stronie wypuściły przez lato gałęzie, które
sterczały na kilka stóp nad polem minowym i częściowo przesłaniały świa tło
przynajmniej jednego reflektora.
Dopiero jesienią zjawią się chirurdzy drzew i poprzycinają niepotrzebne gałęzie.
Drugi reflektor oświetlał dokładnie ich trasę, ale obsługujący go czło
wiek był widocznie zmęczony albo znudzony, poniewa\ wyłączał światło na długie
minuty.
Po włączeniu reflektor zawsze był skierowany w bok.
Potem snop światła przesuwał się w ich stronę, zawracał i znowu gasł.
Je\eli operator będzie trzymał się tego schematu, zostaną ostrze\eni kil ka
sekund wcześniej.
Siegfried poderwał głowę i przełazi przez dziurę.
McCready przelazł jako drugi i przeciągnął przez otwór jutowy worek.
Niemiec odwrócił się i wsadził na miejsce wycięty kawałek siatki.
Rozcięcie było widoczne do piero z bliska, a stra\nicy nigdy nie sprawdzali
siatki, chyba \e zobaczyli dziurę.
Oni te\ nie lubili wchodzić na pole minowe.
Kusiło, \eby przebiec sto metrów zaoranej ziemi, teraz porośniętej gęstą
trawą, pośród której rosły wybujałe pokrzywy, osty i dziki szczaw.
Ale w trawie mogły kryć się naciągnięte druty, podłączone do urządze nia
alarmowego.
Bezpieczniej się czołgać.
Czołgali się.
W połowie drogi drzewa osłoniły ich przed reflektorem po lewej, ale reflektor po
prawej włączył się.
Obaj mę\czyzni znieruchomieli i rozpłaszczyli się na ziemi w swoich zielonych
pelerynach.
Obaj mieli uczernione twarze i dłonie.
Siegfried zrobił to pastą do butów, McCready przypalonym korkiem, który łatwiej
będzie zmyć po drugiej stronie.
Jasne światło oblało ich, zawahało się, cofnęło i znowu zgasło.
Dzie sięć metrów dalej Siegfried znalazł drut pułapkę i gestem kazał McCreadyemu
ominąć to miejsce.
Po następnych czterdziestu metrach dotarli do pola minowego.
Tutaj trawa i osty sięgały do piersi.
Nikt nie próbo wał orać na polu minowym.
Strona 69
forsyth Fa szerz.txt
Niemiec obejrzał się.
Wysoko ponad drzewami McCready widział białą skałę, plamę jasności na tle
ciemnego sosnowego lasu.
Siegfried obrócił
98
głowę i spojrzał na ogromne drzewo naprzeciwko skały.
Zboczył dziesięć metrów w prawo od swojej linii.
Znowu zaczął się czołgać skrajem pola minowego.
Wreszcie zatrzymał się i zaczął delikatnie rozgarniać wysoką trawę.
Po dwóch minutach McCready usłyszał jego triumfalne syknięcie.
Pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym Niemiec trzymał cienką \ył kę.
Pociągnął ostro\nie.
Je\eli linka puści, misja będzie skończona.
Lin ka napięła się i trzymała mocno.
Niech pan pilnuje \yłki szepnął Siegfried.
Zaprowadzi pana przez pole minowe do tunelu pod drutami.
Zcie\ka ma tylko pół metra szerokości.
Kiedy pan wraca?
Za dwadzieścia cztery godziny szeptem odparł mu McCre ady.
Albo za czterdzieści osiem.
Po tym terminie zapomnijcie o mnie.
Kiedy będę wracał, dam sygnał ślepą latarką spod tego wielkiego drze wa.
Zostaw dla mnie otwartą dziurę.
Wpełznął na brzuchu na pole minowe.
Wysoka trawa i chwasty pra wie go zakryły.
Siegfried zaczekał, a\ reflektor oświetli go po raz ostatni, i poczołgał się z
powrotem na Zachód.
McCready posuwał się do przodu wzdłu\ nylonowej linki.
Co jakiś czas sprawdzał, czy linka biegnie prosto.
Wiedział, \e nie zobaczy \ad nych min.
Nie było tu wielkich min talerzowych, które mogły wysadzić w powietrze
cię\arówkę.
Tutaj były małe miny przeciwpiechotne, plasti kowe, a więc niewidzialne dla
wykrywaczy metali, które próbowali stoso wać uciekinierzy.
Miny były zakopane i reagowały na nacisk.
Nie zabijały królika lub lisa, ale wybuchały pod cię\arem ludzkiego ciała.
Dostatecz nie złośliwe, \eby urwać nogę, wyszarpać wnętrzności albo rozerwać
klatkę piersiową, czasami nie zabijały od razu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]