[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wmaszerował do sali i zaczął ścierać tablicę. Dan schował torbę z prezentem pod krzesło,
otworzył zeszyt i udawał, że słucha, co pan Dube opowiada o Wietnamie i apatii. Szkoła wy-
dawała się taka nieistotna i głupia teraz, kiedy agentka w prawdziwego zdarzenia. Rusty Kle-
in, chciała go reprezentować, a ewidentnie błyskotliwa, intrygująca i seksowna poetka przy-
słała mu wyjątkowo wyrafinowane walentynkowe prezenty.
Wtedy Dan przypomniał sobie o Vanessie i dłonie zaczęły mu drżeć. Niczego jej nie
wysłał na walentynki - nie, żeby Vanessa przepadała za takimi nastawionymi na komercję
pierdołami , jak to lubiła określać, ale nawet do niej nie zadzwonił. A właściwie największy
problem polegał na tym, że ją... zdradził. Nie chodziło tylko o to, że całował się z inną. Na-
prawdę ją zdradził.
To była absolutnie wina Mystery. Przez tę przezroczystą sukienkę i te jej żółte, krzy-
we zęby miał wrażenie, jakby znalazł się we własnym wierszu. Całował czarującą, dziwną
dziewczynę, którą stworzył, na hałaśliwej, odlotowej imprezie, którą wymyślił. Nic nie mógł
na to poradzić, ale jego wyobraznia zupełnie oszalała - wysłała go, żeby chwiejnym krokiem
przez zasypane śniegiem miasto dotarł do mieszkania - atelier w Chinatown i kochał się z
Mystery w najróżniejszych dziwnych pozycjach jak z jogi na niewygodnym materacu robią-
cym za łóżko, podczas gdy słońce wschodziło nad smętnym, białym miastem. Prawie jakby
się żadna z tych rzeczy nie wydarzyła. Jakby to była fikcja literacka.
Tyle że to nie była fikcja. Naprawdę zdradził Vanessę.
Dan miał strasznego kaca przez cały weekend. Tak pogrążył się w egzystencjalnym
poczuciu winy i pogardzie dla siebie, że nie mógł odpowiedzieć na niezliczone wiadomości,
które Vanessa nagrała na jego komórce.
Otworzył zeszyt od historii na ostatniej stronie. A gdyby dla Vanessy napisał wiersz i
wysłał jej e - mailem w czasie przerwy na lunch? To miałoby większą wartość niż kwiaty,
czekoladki albo tandetne walentynkowe kartki. A najlepsze było to, że pewnie nie musiałby z
nią rozmawiać i przyznać się do zdrady, bo w kłamaniu nie był dobry.
Pan Dube zaczął pisać coś na tablicy. Dan udawał, że robi notatki w zeszycie.
Kredowe anioły - napisał. - Nadające sens.
Potem pomyślał o czymś, co Mystery powiedziała mu, kiedy pili czwarty albo piąty
koktajl z red bullem. Coś o tym, że jest zmęczona pisaniem zawikłanych wierszy, które okręż-
ną drogą wyrażały to, co chciała przekazać. Odrzucić subtelność. Mówić wprost.
Pocałuj mnie. Bądz moja - napisał Dan, naśladując slogany na czekoladowych ser-
cach, którymi popisywały się dziewczyny w walentynki. Superlaska!
Przeczytał słowa jeszcze raz, nie dostrzegając ich tak naprawdę. Jego umysł ciągle
wypełniały obrazy z nocy z Mystery. Nie potrafił się skupić. Jej włosy pachniały tostami. A
kiedy dotknęła jego nagiego brzucha chłodnymi, wilgotnymi dłońmi, całe jego ciało się
wzdrygnęło. Nie zapytał jej, co miała na myśli, mówiąc o przedwczesnej śmierci, i nie zapytał
jej, dlaczego jego wiersz Zdziry uratował jej życie, ale był tak upojony tauryną z red bulla i
przerażającymi, żółtymi zębami Mystery, że pewnie i tak nie zapamiętałby odpowiedzi.
Znowu straciłem dziewictwo - napisał Dan, co zresztą było prawdą. Robienie tego z
Mystery rzeczywiście okazało się kolejną utratą dziewictwa. Czy to możliwe, że będzie się
tak czuł za każdym razem z nową kobietą?
Zanim zdążył sobie wyobrazić tę kolejną szczęściarę, zadzwięczał dzwonek. Dan wy-
rwany z zamyślenia zamknął zeszyt i wsadził go pod ramię.
- Ej! - zawołał do Zeke'a. - Postawię ci sushi na lunch, ale zaczekaj na mnie, tylko wy-
ślę e - mail.
- Dobra. - Zeke wzruszył ramionami i starał się nie pokazać po sobie, jaki jest poru-
szony tym, że jego stary kumpel raczył po raz kolejny tego dnia poświęcić mu trochę uwagi.
Od kiedy to Dan Humphrey, król tanich krokietów i kiepskiej kawy, jadał sushi?
- Słyszałem, że poszczęściło ci się w pianek wieczór! - wrzasnął do Dana Chuck Bass,
gdy mijali się na klatce schodowej. Chuck włożył na gołe ciało granatowy sweter w serek od
mundurka szkoły Riverside. - Niezła robota.
- Dzięki - odmruknął Dan, pędząc na górę do sali komputerowej. Oszukiwał się, my-
śląc, że Vanessa nie dowie się o nim i Mystery, ale kiedy tylko dostanie jego najnowszy
wiersz, na pewno mu wybaczy. W końcu jak to napisała Mystery - był czarusiem.
dziewczyny głupieją z powodu tajemniczych wielbicieli
Vanessa czuła się trochę idiotycznie, siedząc wśród zdesperowanych dziewczyn w za-
tłoczonej i przegrzanej sali komputerowej. Wszystkie po raz setny sprawdzały, kto przysłał
im żałosną kartkę walentynkową albo wysłał wiadomość na stronę Tajemniczego Wielbiciela
- niepokojąco mało twórczy nowy zwyczaj, który pojawił się w szkole w ostatnie walentynki.
Ale Dan zwykle logował się przynajmniej raz dziennie, a w weekend był taki zajęty spotka-
niem z Rusty Klein na pokazie Better Than Naked, że nawet nie miał jak oddzwonić, więc do-
szła do wniosku, że pewnie spróbuje dziś do niej napisać e - mail. W końcu to walentynki.
Nie, żeby któreś z nich przejmowało się tymi nastawionymi na komercję pierdołami...
Pewnie że nie.
- Cześć! - usłyszała. To młodsza siostra Dana. Sprawdzała swoją stronę przy sąsied-
nim stoliku.
- Cześć, Jennifer.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]