[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nia-B, aby nieść pomoc innym i ich nauczać (25).
Czy oświecenie Buddy było czysto osobistą, prywatną
sprawą? Czy też z konieczności należało również do in-
nych, do świata,? To prawda, że pisanie i nauczanie to
często (nie zawsze) kroki prowadzące wstecz od błogości
i ekstazy. Znaczy to rezygnację z nieba, aby dopomóc
innym w jego osiągnięciu. Czy buddysta ze szkoły zeń lub
taoista nią rację mówiąc skoro zaczniesz o tym mówić,
to przestaje istnieć i już nie jest prawdziwe" (to znaczy,
ponieważ jedyną drogą do doświadczenia tego jest do-
świadczenie tego, a słowa i tak nigdy nie potrafią tego
opisać, ponieważ jest to niewyrażalne)?,
Jest naturalnie sporo racji po obu stronach. (Dlatego
też stanowi to dylemat egzystencjalny, wieczny, nieroz-
wiązalny.) Jeżeli znajdę oazę, z której mogliby skorzystać
inni ludzie, czy mam się nią sam jeden cieszyć, czy też
uratować życie innym przyprowadzając ich do niej? Je-
żeli znajdę jakiś Yosemite,* który jest piękny po części
dlatego, że jest cichy, bezludny i prywatny, czy mam go
takim zachować, czy też zamienić na park narodowy dla
milionów ludzi, którzy z racji swej liczebności pomniej-
szają jego wartość, a może nawet go zniszczą? Czy mam
dzielić z innymi moją własną plażę i pozbawić ją pry-
watności,?! W jakim stopniu ma słuszność Hindus, który
szanuje życie, nienawidzi zabijania, a w rezultacie poz-
wala, żeby krowy się tuczyły, a niemowlęta umierały?
W jakim stopniu mogę sobie pozwolić na dogadzanie
podniebieniu w ubogim kraju na oczach głodujących dzie-
ci? Czy powinienem też głodować? Nie ma tu prostej,
dobrej, przejrzystej, teoretycznej odpowiedzi a priori.
Bez względu na odpowiedz musi pozostać przynajmniej
pewne uczucie żalu. Samoaktualizacja musi być egoistycz-
na; i musi być nieegoistyczna. Czyli musi być wybór,
konflikt i możliwość powstania żalu.
Być może zasada podziału pracy (związana z zasadą
indywidualnych różnic konstytucjonalnych) mogłaby po-
móc w otrzymaniu lepszej odpowiedzi (chociaż nigdy nie
da odpowiedzi doskonałej). Jak w różnych zakonach reli-
gijnych niektórzy czują powołanie do egoistycznej samo-
aktualizacji", a inni powołanie do spełniania dobrej sa-
* Yosemite Park Narodowy w Stanach Zjednoczonych
(przyp. tłum.), y, . ..; .-rfferM " .;-r.yy*['tw .
.. ^j
124
moaktualizacji", tak samo może społeczeństwo powinno
postulować, jako przywilej (uśmierzający poczucie winy),
aby niektóre jednostki były egoistycznymi samoaktuali-
zującymi się osobami", oddającymi się czystej kontem-
placji. Społeczeństwo mogłoby założyć, że w jego włas-
nym interesie warto utrzymywać takie jednostki jako do-
bry przykład dla innych, jako inspirację i dowód na
możliwość istnienia czystej kontemplacji oderwanej od
świata. Czynimy to dla nielicznych wielkich uczonych,
artystów, pisarzy i filozofów. Zwalniamy ich od dydak-
tyki, pisania i obowiązków społecznych nie tylko z idea-
listycznych" powodów, lecz także idąc na ryzyko, iż to
się nam opłaci.
Ten dylemat komplikuje jeszcze zagadnienie realnej
winy" ( humanistyczna wina" Fromma), którą tak na-
zwałem w odróżnieniu od winy neurotycznej. Realna wi-
na powstaje wówczas, kiedy sprzeniewierzamy się sami
sobie, swemu życiu, swemu losowi, swej własnej we-
wnętrznej naturze; porównaj Mowrer (119) i Lynd (92).
Ale tutaj stawiamy dalsze pytanie: Jakiego rodzaju
powstaje wina, kiedy jesteśmy wierni wobec siebie, lecz
nie wobec innych?" Jak już wiemy, bycie wiernym sobie
może czasem wewnętrznie i z konieczności kolidować z
wiernością wobec innych. Wybór jest zarówno możliwy,
jak konieczny, lecz tylko w rzadkich przypadkach bywa
całkowicie zadowalający. Jeśli, jak głosi Goldstein, trze-
ba być wiernym wobec innych, by być wiernym samemu
sobie (55), i jak mówi Adler dobro społeczne jest we-
wnętrznym, decydującym aspektem zdrowia psychiczne-
go (8), to świat musi żałować, kiedy samoaktualizująca
się jednostka poświęca cząstkę siebie samej dla ratowania
innej osoby. Natomiast jeżeli się żąda przede
wszystkim wierności sobie, to świat będzie musiał
żałować nie napisanych rękopisów, porzuconych obrazów,
nauk, jakie moglibyśmy usłyszeć od tych czystych (i egoi-
stycznych) kontemplatyków, którzy ani myślą o przyjściu
nam z pomocą.
6. Poznanie-B może prowadzić do zaślepionej akcepta-
cji, do zamazania wartości codziennych, do utraty dobre-
go smaku, do zbyt dużej tolerancji. Dzieje się tak, bo-
wiem każda jednostka widziana wyłącznie pod kątem
Swojego własnego Bytu przedstawia się jako w swoim
125
rodzaju doskonała. Ocena, potępienie, osąd, nagana, kry-
tyka oraz porównanie nie mają wówczas zastosowania
i nie wchodzą w rachubę (88). Podczas kiedy bezwarun-
kowa akceptacja jest, powiedzmy, sine qua non dla te-
rapeuty lub ukochanej osoby, dla nauczyciela, rodzica
czy przyjaciela, to z pewnością nie może ona wystarczać
jako jedyna dla sędziego, policjanta czy urzędnika.
Dostrzegamy już pewną niezgodność w tych dwóch
postawach międzyludzkich. Większość psychoterapeutów
nie chce stosować dyscypliny czy kar wobec swoich pa-
cjentów. Wielu zaś urzędników, zarządzających czy ge-
nerałów nie podejmie terapeutycznej bądz osobistej od-
powiedzialności za ludzi, którym wydają rozkazy i któ-
rych muszą zwalniać lub karać.
U wszystkich nieomal ludzi powstaje dylemat wynika-
jący z konieczności bycia zarówno terapeutą", jak po-
licjantem" w różnym czasie. Możemy oczekiwać, że oso-
ba pełniej ludzka" traktując obie role poważniej będzie
zapewne bardziej zaniepokojona tym problemem niż oso-
ba przeciętna, która często nawet nie zdaje sobie sprawy
z istnienia takiego dylematu.
Możliwe, że dla tej przyczyny, lub też i innych, osoby
samoaktualizujące się, dotychczas tu scharakteryzowane,
zazwyczaj potrafią dobrze łączyć obie te funkcje, są bo-
wiem najczęściej współczujące i pełne zrozumienia, a za-
razem bardziej zdolne do słusznego oburzenia od prze-
ciętnej jednostki. Mamy dane wskazujące na to, że sa-
moaktualizujące się osoby i zdrowsi studenci dają upust
swemu usprawiedliwionemu oburzeniu i dezaprobacie z
większą szczerością i pewnością siebie niż ludzie prze-
ciętni.
Jeśli zdolności do współcz,ucia-przez-zrozumienie nie to-
warzyszy zdolność do wyrażania gniewu, potępienia i obu-
rzenia, to może z tego wyniknąć zamazanie wszelkich
emocji, ugrzecznienie w stosunkach z ludzmi, niezdolność
do oburzenia się i utrata możności rozpoznawania i do-
ceniania prawdziwej zdolności, umiejętności, wyższości
i doskonałości. Może się okazać niebezpieczna dla zawo-
dowych psychoterapeutów o poznaniu-B, jeśli będziemy
dosłownie traktowali szeroko rozprzestrzenioną opinię, iż
wielu psychoterapeutów zdaje się być raczej zbyt neu-
tralnych i nie reagujących, zbyt ugrzecznionych i gład-
kich, zbyt beznamiętnych w swych stosunkach z ludzmi.
126
7. Poznanie-B dotyczące innej osoby równa się uważa-
niu jej za doskonałą" w pewnym sensie, co może ona
bardzo łatwo zle zrozumieć. Być zaakceptowanym całko-
wicie, kochanym bezgranicznie i w pełni uznanym może
być, jak wiemy, czymś wspaniale wzmacniającym i sprzy-
jającym wzrostowi, czymś wysoce terapeutycznym i psy-
chologicznym. A jednak należy zdawać sobie sprawą z
tego, że taka postawa może być również mylnie pojęta
jako irytujące wymagania spełnienia nierealnych i per-
fekcjonistycznych oczekiwań. Im bardziej dana jednostka
czuje się niegodna i niedoskonała, im bardziej mylna jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]