[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kilka minut, zanim Marco uświadomi sobie, że nie wróciła do sali
bankietowej. Wtedy uzna, że miał rację, nazywając ją Ilianą, i zacznie jej
szukać.
Pora, by teksański Kopciuszek złapał swoje pantofelki i znikał.
Przebrała się błyskawicznie, niepostrzeżenie pomknęła na parking,
wskoczyła do swojego autka i szybko dotarła do autostrady. Miała na
sobie dżinsy i różową dzianinową bluzkę, rozpuściła długie włosy. Teraz
była Shannon Har-per. Nie żadną księżniczką czy kelnerką. Musiała
zabrać z rancza swoje rzeczy i wrócić do domu, zanim Marco w tym
wszystkim się połapie. Shannon nie zostawi żadnych śladów, więc książę
nigdy jej nie odnajdzie. Greta i Freddy na pewno się nie wygadają, bo
wtedy by się wydało, że okłamali swojego króla. Muszą się jednak
pilnować, by Marco ich nie zdemaskował, bo wtedy zemsta króla
Mandraka byłaby straszna. Dlatego powinna ich uprzedzić.
Otworzyła komórkę i wystukała numer.
- Halo?
- Rosa? - poznała głos gospodyni. - Cześć, tu Shannon. Czy jest
Greta?
- Nie, nie ma jej.
- A Freddy?
- Też wyjechał.
- Dokąd pojechali?
- Nie wiem, ale pognali, jakby ich diabeł gonił.
48
RS
- Słuchaj, mam prośbę. Wez mój plecak z książkami i zestaw do
makijażu z różowej sypialni, dobrze? Zaraz po nie przyjadę, powinnam
być za kwadrans. Tylko złapię moje rzeczy i znikam.
- Jasne.
- Rosa, nie mów nikomu, że jadę na ranczo, dobrze? Zwłaszcza
gdyby ktoś dzwonił.
- Dobrze.
- Wielkie dzięki, zobaczymy się za chwilę. Zastanawiała się, co teraz
robi Marco. Wyglądał bardzo przystojnie. Tak chętnie by się z nim znowu
spotkała. Niestety przez te wszystkie kłamstwa było to niemożliwe. A z
taką radością pokazałaby mu miasto, zabrała na tańce lub na prawdziwe
teksańskie barbecue.
Co za głupoty jej się marzą! Gdyby Marco dowiedział się o jej
szachrajstwach, rozszarpałby ją żywcem, a nie włóczył się z nią po
mieście czy lokalach. Poza tym był księciem, a ona...
Pewnie już zapytał Janice, co się stało z drugą kelnerką. Janice
powie, że nie wie, więc Marco odszukał Randy'ego i spytał o to samo.
Zaraz ktoś zauważy, że jej służbowy strój jest w przebieralni. Zrobi się
niezłe zamieszanie. Randy będzie wściekły, a Marco zacznie go
wypytywać:
- Ta kelnerka, Shannon, jak długo tu pracuje?
- Shannon? - powie Randy. - Och, ledwie poszła do college'u, jak
dostała pół etatu. To już cztery lata. Jej matka była naszą księgową.
Czemu pan pyta?
49
RS
Marco pomyśli, że albo zwariował, albo ta Shannon jest blizniaczo
podobna do Iliany. Tylko czemu uciekła na jego widok? Bardzo dziwne
zachowanie.
I co wtedy zrobi? Zadzwoni na ranczo, próbując skontaktować się z
Ilianą, lub choćby z Gretą i Freddym. I natknie się na Rosę. Zapyta o
drogę na ranczo i być może pojedzie tam limuzyną, ale przez ten czas
Shannon zdąży zniknąć.
A czego się dowie, kiedy tam przyjedzie? Na to już nie miała
wpływu. Zajmą się tym Greta i Freddy. Byli mistrzami w zmyślaniu, więc
niech się wytłumaczą.
Jednak wciąż czuła dziwny smutek. Na pewno nigdy już nie spotka
się z księciem. Choć prawie go nie znała, czuła, że traci coś niezwykłego.
Coś mówiło jej, że w innych okolicznościach mogliby zostać kumplami.
Dobrymi przyjaciółmi, a nawet... Pokręciła głową. Nie wolno jej myśleć o
tym. Jeszcze nie. Przynajmniej dopóki nie znajdzie się w bezpiecznym
miejscu.
Wreszcie dojechała. Zatrzymała auto przed dwuskrzydłowymi
drzwiami i wyskoczyła ze środka, nie gasząc silnika.
- Dzięki, Rosa! - Chwyciła z holu swoje rzeczy... i usłyszała trzask
samochodowych drzwiczek.
Nie, to nie może być Marco! - pomyślała w panice. Nie zdążyłby,
poza tym nie znał drogi...
A jednak zdążył i znał drogę. Właśnie zbliżał się do domu.
Czy miała szansę dotrzeć do auta i odjechać? Jedno spojrzenie na
zimną, zaciętą minę księcia pozbawiło ją złudzeń. Zawahała się i
przystanęła na progu, trzymając plecak i walizeczkę z kosmetykami.
50
RS
Marco spojrzał na nią, zatrzymał się przy otwartym oknie jej auta,
wyłączył silnik i wyjął kluczyki. Podrzucił je, złapał w locie i włożył do
kieszeni marynarki. Potem zbliżył się do schodów. Popatrzył na Shannon,
wiatr rozwiewał mu włosy, rozpięty kołnierzyk koszuli odsłaniał opaloną
skórę i muskularny tors. Cóż, był bardzo przystojny, ale przede wszystkim
wściekły.
- Zechcesz mi powiedzieć, co się tu, do cholery, dzieje?
- O, cześć! - zawołała radośnie. - Co tu robisz? Podjęła ostatnią próbę
kontynuowania mistyfikacji. Jest księżniczką Ilianą, nic nie wie o jakiejś
tam kelnerce Shannon Harper..,
Ale gra była skończona. Między nią a księciem coś się wydarzyło,
połączyła ich dziwna, niepojęta, słodka, a zarazem budząca grozę więz.
Patrząc w jego pełne złości oczy, zrozumiała, że nie potrafi już go
okłamywać.
Gdy doszła do tego wniosku, rozległ się tętent. Przystojny kowboj
nadjeżdżał od strony stajni na wielkim, pięknym srokaczu.
- Cześć, Shannon - powiedział kowboj, rzucając pytające spojrzenie
na Marca. - Jak leci?
- Cześć, Jody.
Był jej starym kumplem z ogólniaka. Pracował tu, ujeżdżał konie.
Powiedziała mu, że prowadzi jakieś historyczne badania dla Grety. Było
mało prawdopodobne, by Jody lub inny pracownik rancza zorientował się,
że udawała księżniczkę.
- W porządku.
- Pędziliście tymi autami jak szaleńcy, a ten facet patrzy na ciebie,
jakby chciał ci poderżnąć gardło... Go się dzieje, Shannon?
51
RS
- Nic. Pózniej ci wyjaśnię.
- Naprawdę nie potrzebujesz pomocy? - Spojrzał podejrzliwie na
Marca. - Bo jak co do czego...
- Nie, Jody, naprawdę nic złego się nie dzieje.
Zmierzył Marca chłodnym spojrzeniem, dotknął kapelusza i zawrócił
srokacza w stronę stajni. Książę ledwie na niego zerknął. Wściekłość
wyraznie w nim narastała.
- Nie jesteś księżniczką - stwierdził, a w jego głosie pobrzmiewała
furia pomieszana ze zdumieniem.
Co za przykra chwila... Zależało jej na opinii Marca, a już na zawsze
pozostanie w jego oczach małą, tandetną oszustką.
- To prawda - odparła stanowczo. - Nie jestem. Zatopił w niej
mordercze spojrzenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]