[ Pobierz całość w formacie PDF ]
eter. A już nie ulega wątpliwości, że chciałby włożyć tam głowę Elliotta. Teraz prowadził go do
dyrektora. Spodziewał się, że dyrektor go wychłosta, albo każe go wychłostać. Oczywiście takie
rzeczy się nie zdarzają we współczesnej szkole i zdenerwowany, roztrzęsiony nauczyciel biologii
wyszedł chwiejnym krokiem z gabinetu dyrektora. Wiedział, że ostatecznie dzieci zwyciężą - złożą
go w ofierze na jego stoliku w laboratorium z kawałkami waty pod nosem.
W gabinecie dyrektora postępowano z umiarkowaniem. Dyrektor, pracownik oświaty
myślący nowocześnie, wyjął z ust fajkę z korzenia wrzośca. Zapalił ją i spróbował wytworzyć
nastrój wzajemnego zaufania.
- Powiedz mi, synku, co to jest? Trawka? Anielskie skrzydła?
Zgasił zapałkę i pykał delikatnie fajkę.
- Twoje pokolenie, chłopcze, rozmienia się na - drobne. Musisz wziąć odpowiedzialność
za twoje życie.
Dyrektor był już myślami gdzieś daleko. Wsłuchiwał się z przyjemnością w swój głos i
fakt, że miał przed sobą, całkowicie zniewoloną publiczność w osobie Elliotta, który nie śmiał się
ruszyć, dodawał mu zapału. Smagał chłopca banałami zaczerpniętymi z telewizji, dzienników,
nudnych profesjonalnych magazynów i własnymi bzdurami. Pykał fajkę. Zwiat się nie wali.
Buntująca się młodzież wkrótce zrozumie, że nie ma sensu wywoływać niepokojów.
- ...Nie możesz zwalczać systemu, synku. To cię nigdzie nie zaprowadzi. To nie ma sensu.
- Cybuchem fajki podkreślił tę myśl. Jego poprzednik miał na sumieniu jakieś seksualne
przewinienia i gdy wyszły one na jaw, poszedł na emeryturę. Ale obecnie sytuacja w biurze
dyrektora jest unormowana, panuje atmosfera, którą można przewidzieć. Filary edukacji nie zostały
naruszone. Ziemia została ujarzmiona. System zatriumfuje.
Tylko że Elliott zaczął unosić się z fotela. Oczywiście winę za to ponosił E.T. Jego pijana
fala wciąż działała, nawet w gabinecie dyrektora, i w końcu zaczęła unosić biednego Elliotta
niczym korek.
Chłopiec chwycił się z całej siły poręczy fotela i usiadł głęboko. Dyrektor nie zwrócił na to
uwagi, sądził, że chłopiec się tylko kręci.
- ...przez to baśniowe podejście do życia, które ty i twoi koledzy macie, tracisz cenny czas.
Rozumiesz, do czego zmierzam? - I ględził dalej, nie zwracając uwagi na Elliotta, ukołysany
własnym głosem. - ...Zwiat jest znaną wielkością. Przestań patrzeć na pajęczyny. Przestań śnić o
niebieskich migdałach. Myślę, że w tym tkwi sedno twoich problemów.
Ale sedno problemów Elliotta tkwiło w tym, że został pozbawiony przyciągania
ziemskiego. Pijana fala, która znajdowała się znów pod jego fotelem, uderzyła z taką siłą, że nie
mógł już dłużej siedzieć... Zaczął unosić się po gabinecie dyrektora. Dyrektor czyścił okulary ze
wzrokiem utkwionym w szkłach, które trzymał pod światło i truł dalej...
- ...Trzeba umieć przewidzieć, do czego zaprowadzi cię twoje zachowanie, mój chłopcze.
Czy wiesz, jak wielki postęp osiągnęliśmy, gdy ludzkość odkryła, że materia zachowuje się w
sposób, który można przewidzieć?
Spojrzał na fotel Elliotta.
Ale chłopca tam nie było.
Był na suficie. Gdy w chwilę pózniej zauważył to dyrektor, oczy zaczęły mu wyłazić z
orbit. Usiadł głębiej na swym obrotowym fotelu, ścisnął palcami szkła okularów. Deszcz banałów
zalewał go, jakby niebo runęło mu na głowę.
Nos mu puchł - może nawet krwawił - a mózg był całkowicie wyprany. Dał znak,
nakazujący ciszę, ale i tak nikt nie mówił. Tylko chłopcu na suficie dzwoniło w uszach, jakby się w
nich odezwały kowadełka, jakby krzyczał tłum, jakby przejeżdżał pociąg i słychać było stukot kół.
Dyrektor jeszcze głębiej usiadł w fotelu i jak pies Harvey cichutko zawył.
Elliott powoli opadał na dół, na swój fotel.
- Czy mogę odejść, panie dyrektorze?
- Tak, tak, proszę iść... - dyrektor machnięciem ręki odprawił chłopca, obrócił się ku oknu,
gdzie tańczyły promienie słońca, po czym znów się obrócił, otworzył szufladę ze skonfiskowanymi
środkami odurzającymi i połknął ich garść.
Powróciwszy do swego zródła pijana fala stała się jeszcze silniejsza, gdy zalany sędziwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]