[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na przyszłość.
Nagle oboje spoważnieli i popatrzyli sobie w oczy.
- Mieszkamy na prowincji, Andy - przypomniała
dziewczyna. - W niewielkim miasteczku szeryf skłon-
ny do romansów nie wzbudza zaufania. Pamiętaj, że
S
R
reprezentujesz prawo. Nie możesz żyć ze mną na kocią
łapę.
- Ludzie są tu bardziej wyrozumiali^ niż ci się wy-
daje. Zresztą nie przywiązuję większej wagi do ich opi-
nii. A przy okazji muszę cię uprzedzić, że moje plany
zakładają coś więcej niż tylko wspólne zamieszkanie.
Dziś nie będziemy o tym rozmawiać.
- Naprawdę? - Maggie zorientowała się nagle, że
wstrzymała oddech.
- Przecież mówiłem - odparł, a głos ponownie mu
złagodniał. - Nie mogę się skupić. Rzecz wymaga na-
mysłu. Na temat obrączek porozmawiamy, gdy nasza
niecierpliwość osiągnie właściwy poziom. Masz czas
we wtorek rano? Znalazłem pewną działkę leśną. Nic
szczególnego, ale widoki są ładne, położenie śliczne,
a cena niska. Udało mi się wykroić dwie godziny...
- Och, Andy. Nie mogę!
- Trudno.
Andy wyraznie posmutniał, ale starał się to ukryć.
Maggie odruchowo wyciągnęła rękę i pogłaskała go po
policzku.
- Zwykle jestem panią swego czasu i mogę do-
wolnie ustalać godziny pracy, ale w najbliższy ponie-
działek jadę do firmy. Wracam dopiero we wtorek. Nie
mogę przesunąć tej wizyty. Mam ważne spotkania. Po-
jawiam się tam raz na kilka tygodni. Wiele osób dosto-
sowuje swoje plany do moich odwiedzin. Sam widzisz,
że muszę jechać! W przeciwnym razie chętnie bym się
z tobą wybrała. Może umówimy się na inny termin,
zgoda?
S
R
- Jesteś pewna, że masz ochotę na taką wyprawę?
- Delikatnie objął jej nadgarstek.
- Oczywiście!
- Nie robisz tego wbrew sobie? Może sądzisz, że
w takich sprawach pośpiech nie jest wskazany?
- Wiesz, Gautier, popędzasz mnie od dnia, w którym
się poznaliśmy. Zdążyłam się przyzwyczaić do nieustan-
nej presji. Mimo wszystko zakochałam się w tobie. To
chyba coś znaczy.
- Naprawdę?
- Jasne.
Promienny uśmiech na twarzy Andy'ego ująłby każ-
dą kobietę. Maggie chciała skłonić go, by zaparzył ka-
wę, ale uległa tajemniczemu czarowi i pocałowała uko-
chanego. Gdy raz zaczęła, nie mogła przestać. Nim
zatraciła się znowu w cudownych odczuciach, prze-
mknęło jej przez myśli, że jeśli będą sobie ufać, uporają
się ze wszelkimi trudnościami, które staną im na drodze
do szczęścia.
W poniedziałek około południa Maggie włożyła ko-
stium, zabrała pantofle na wysokich obcasach, chwyciła
teczkę oraz torbę podróżną i ruszyła do auta. Niespo-
dziewanie zadzwonił telefon. Zrozpaczona Joanna
znów miała kłopoty. Tym razem w całym domu zabrak-
ło prądu.
Maggie była już spózniona, ale rzuciła wszystko i ru-
szyła siostrze na ratunek. To oczywiste, że rodzina jest
ważniejsza niż posada. Szybko dotarła na miejsce
i zmieniła korki. Niestety, piwnica Joanny była okro-
S
R
pnie zaniedbana. Należało przed wyjazdem oczyścić
kostium, co zajęło trochę czasu. Szczególnie żmudnym
obowiązkiem okazało się jednak pocieszanie Joanny.
W końcu siostra poweselała.
Maggie z opóznieniem ruszyła do Boulder. Trafiła na
korki. Do hotelu dotarła po dziewiątej wieczorem. Rzu-
ciła się na łóżko i spała jak zabita. Pierwsze spotkanie
miała o dziewiątej rano. Następnego dnia wstała o pią-
tej, żeby się przygotować.
To był szalony dzień, ale do południa udało jej się
przeprowadzić wszystkie ważne rozmowy. Zazwyczaj
o tej porze ruszała do domu, ale tym razem było inaczej.
Postanowiła wykorzystać pobyt w mieście i poszła
do lekarza. Doktor Llewellyn przyjął ją o pierwszej.
Z trudem zdążyła, bo wszędzie panował już przedświą-
teczny tłok. Gdy pobierano jej krew i robiono prze-
świetlenie, myślała o Andym. Nie potrafiła o nim zapo-
mnieć. Przez wzgląd na niego postanowiła zrobić bada-
nia. Bardzo tego nie lubiła, ale uwagi na temat budowy
domu, a także obrączek dały jej wiele do myślenia.
Zwiadectwo zdrowia bywa czasem potrzebne. Miała
również nadzieję, że z pomocą lekarza pozbędzie się
sennych koszmarów i stanów lękowych.
Doktor Llewellyn, siwowłosy mężczyzna o przeni-
kliwym spojrzeniu zbadał ją starannie i oznajmił:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]