[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ka\da przygoda z człowiekiem wryła się głęboko w jego pamięć, częściowo
dlatego, \e był sam potomkiem cywilizowanego psa, a częściowo dzięki
Muszce. Ona i człowiek zdali się być nierozdzielni. Spotkał ją przecie\ opodal
ludzkiej mogiły, walczył o nią w pobli\u statku. Ona zwabiła go na Kwahoo,
gdzie znów zobaczył ludzi. Ona wreszcie i to bolało Błyskawicę najbardziej
trzymała go dotąd sąsiedztwie chaty.
Mimo wszelkich usiłowań nie mógł jej stąd odciągnąć. Bywała w chacie
częstym gościem i Błyskawica, węsząc w jej sierści, łowił potem coraz silniejszy
zapach rąk ludzkich. Była mu jednak wierna. Idąc na znajomą polanę, wabiła go
zawsze za sobą. Wracając, wzywała go tęsknie. Błyskawica obserwował ją
chmurnie i cierpiał.
Burzyła się w nim krew wilcza. W miarę jak tę\ał w powietrzu chłodny wiew
jesieni, jak dnie były krótsze, a dłu\sze noce, głos dziczy przemawiał coraz
bardziej władczo. Chciwie nasłuchiwał wycia burych braci leśnych. Na ukrytych
polanach jelenie rozpoczęły rykowiska; po
mokradłach brzmiał donośny bek łosi; wilki zbierały się ju\ w stada.
Błyskawica dygotał nieraz wstrząsany wewnętrznym dreszczem, gotów prawie
usłuchać wezwania i odejść sam jeden, na zawsze.
* * *
Nocami polowali częstokroć we czwórkę: Trezor, kosmata Waps, Muszka i
Błyskawica. Dziś jednak Muszka odnalazła Błyskawicę sama jedna. Błyskawica,
upewniwszy się, \e nikt jej nie towarzyszy, upieścił pyskiem złoty włos samki i
nerwowo wyskomlił swą radość. Lecz raptem nozdrza jego pochwyciły
znienawidzoną woń. Nie dalej bowiem jak przed godziną mała Janeczka bawiła
się z Muszką. Janka pieściła ulubienicę, a po kolacji Gaston, nie wypuszczając z
zębów fajki, oczyścił jej sierść z wplątanych między kudły ostów.
Błyskawica uwa\nie obwąchał grzbiet samki i warknął ponuro. Zresztą do
niej samej nie miał \adnej pretensji i Muszka wiedziała o tym dobrze. Szło mu o
chatę i o woń tej chaty. Muszka przywarowała na brzuchu, wtuliła nos między
przednie łapy i obserwowała go z niepokojem. Zarówno bowiem jak Błyskawica
czuł, \e ludzie odmienili mu towarzyszkę, tak ona dostrzegała zmianę wywołaną
w nim nadejściem zimy.
Poprzednio krą\ył zawsze w pobli\u domostwa. Ilekroć był jej potrzebny,
odnajdywała go bez trudu. Lecz obecnie, wraz z chłodem nocy jesiennych,
zdziczał jakoś.
Dziś szczególnie strach ją przygniatał. Z głębi kniei, poprzez gwiezdzistą
mgłę nadleciało raptem wycie wilcze. Muszka dostrzegła, \e mięśnie
Błyskawicy prę\ą się niby do walki i wydała przera\ony skowyt. Uderzył ją
władczy zew tamtego głosu. Skomląc nadal, zwinęła się u stóp samca w pokorny
kłębek i oto Błyskawica oprzytomniał. Zje\ona sierść opadła, oczy złagodniały.
Po dawnemu poczciwie i radośnie upieścił nosem głowę jej i kark, obojętny ju\
na obce wonie.
Tej nocy jednak on, a nie Muszka, kierował wyborem drogi. Rozmyślnie i
uparcie odciągał ją od chaty. Na skraju łączki Muszka przystawała zwykle, nie
chcąc iść dalej. Lecz dziś towarzyszyła mu posłusznie. A Błyskawica czuł, \e
wokół suki zgęszcza się jakaś tajemnica. Była inna ni\ przódy; wiedząc o tym
biegł wolno i przystawał chętnie, ilekroć zdradzała znu\enie. Kipiała w nim
zresztą wielka radość, gdy\ chata coraz bardziej pozostawała w tyle. Stąpał więc
górnie, puszył kitę i wysoko niósł wspaniały łeb. Coraz częstsze nawoływania
wilcze puszczał mimo uszu. A skoro wreszcie po upływie dwu godzin Muszka
legła pod ogromnym wykrotem, Błyskawica przywarował obok bez cienia
protestu.
Muszka pozostała w tym miejscu a\ do świtu. Rankiem wypiła nieco wody z
pobliskiej strugi, po czym wlazła w głąb wykrotu do ciemnej jamy i tam znów
przyległa. Błyskawica był zdziwiony i trochę niespokojny zarazem. Nerwami
wyczuwał tajemnicę, której nie mógł całkowicie pojąć. Wrócił mu jednak dobry
humor. Miał znów Muszkę dla siebie tylko.
Nocy następnej Muszka nie objawiała wcale chęci powrotu do chaty, a ze
swej strony Błyskawica ani zwa\ał na wycie wilcze. Z konieczności jednak
ruszył na łowy sam jeden. Ubił dwa króliki i zło\ył je u nóg Muszki.
Trzeciego dnia o szarym brzasku wrócił znów z niedalekich łowów. Bawił
niedługo, jednak pod wykrotem zaszła wielka zmiana. Gdy wszedł do jamy cały
dr\ący, świecąc oczyma w mroku, tajemnica opadła i pojął wszystko. Złotawe
ślepia Muszki błyszczały łagodnym światłem; skomliła pieściwie a radośnie.
Błyskawica zaś w obecności tego cudu skamieniał na mgnienie i stał niby posąg.
Muszka bowiem została matką. A dzieci jej, które właśnie przyszły na świat,
były zarazem dziećmi Błyskawicy.
ROZDZIAA XXX
Tornado
Jedynie słodki szmer wiatru pośród gałęzi drzew nuci kołysanki istotom
leśnym; jedynie gęd\ba wód podziela ich radość; jedynie chór ptaszęcy wita
nowe \ycie. Gdy rankiem dzieci Błyskawicy przyszły na świat, knieja wokół
wykrotu zdała się o tym wiedzieć. Na pobliskiej gałęzi maleńki drozd śpiewał z
takim przejęciem, a\ mu gardełko pęczniało. Ruda wiewiórka, szukająca
śniadania tu\ nad głową Muszki, wyskrzeczała przyjazne powitanie. Na
wschodniej połaci nieba zaś słońce rozwinęło swój szkarłatny, złotem tkany
proporzec niby symbol wielkiego święta.
W głębi wykrotu serce Muszki biło radośnie i nerwowo. To było jej pierwsze
macierzyństwo. Dreszcz szczęścia wstrząsał całym ciałem. Na zewnątrz
Błyskawica dygotał równie\, oszołomiony po prostu niezwykłością zdarzenia.
Dobrą godzinę wałęsał się wokół gniazda, nie mogąc ustać w miejscu. Co chwila
wchodził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]